poniedziałek, 17 grudnia 2018

spóźnieni


Tak bardzo mi żal grudnia w tym roku. Żal, że brak mi na niego czasu, szkoda, że nie zaczyna się dopiero teraz, albo za kilka dni mógłby się zacząć. A tu już połowa minęła i nie wróci, nie cofnie się czas ani ja.
Ani ja.
A gdzie magia? Gdzie zatrzymanie? Gdzie cisza i zadumanie nad sobą? Gdzie Adwent i spokój oczekiwania? Na roraty biegniemy po pracy, ziębnąc przy świecach ze zmęczenia, rozniecając ciepło w sercu, bo tli się ledwo. Ale tli się, i w końcu rozpala, to nic, że wśród małych łez, bo chciałoby się dłużej w tym kościele, chciałoby się wrócić, na nowo poczuć, znowu mieć.
Ich. I siebie z Nimi.

Znaczenie niektórych słów zaczynamy rozumieć dopiero wtedy, gdy one same z nas wypływają, gdy dorastamy na tyle, że stają się naszymi własnymi.
Są prawdy i rady, które tak prawdziwie docierają do nas dopiero wtedy, gdy jest za późno. Pozostaje żałować, że nie podążało się za nimi wcześniej.
Trudno wybaczyć sobie potem, że uszy były głuche, serce zbyt pewne, sprawy ważniejsze.
Najtrudniejsze jest to, że tak niewiele można już wtedy zrobić.
Czasu nie da się cofnąć.

W tym roku odszedł mój Dziadek Leon. Nasz Dziadek. Jego dom, dom Jego i Babci stoi zimny i pusty. Przejeżdżam obok tego domu raz po raz, specjalnie, żeby móc jeszcze raz go poczuć. Kolejny raz wzruszyć się, poocierać łzy, czuć. Tak, czuć ten brak właśnie. Jakby ból i dotkliwość miała przynieść ulgę. Jakby miał być moim zatrzymaniem.
Najtrudniejsza jest właśnie ta pustość. To takie dziwne, że nikt nie otworzy mi już drzwi, w oknach ciągle ciemno, że nie usiądę przy stole w dużym pokoju, nie usłyszę żarcików Dziadka ani szeptów Babci. Tak, babcia często szeptała, z prośbą lub nakazem, czasem z pytaniem i troską, którą ciężko było zaspokoić.
Przypominam sobie otwartą furtkę, babci twarz nad obieraną fasolką w ogrodzie i dziadka kroki na schodach do piwnicy.
Przypominam sobie wszystkie nasze wspólne Wigilie i Swięta. A w nich moje dzieciństwo, najmniejsze i te największe wspomnienia. Każdy szczegół z ciepłego pokoju na dole i z kuchni z kredensem z jasnego drewna. Z oknami zaparowanymi od gotowania. Babci królestwo, babci smaki i przysmaki podsuwane z ogromem miłości. Dla niej zawsze byliśmy głodni i w potrzebie. Dla nas zawsze były jej ręce pełne malin i dobroci. I wełnianych skarpet zrobionych na drutach.
Tak się broniłam przed tymi skarpetami. Bo niemodne, bo się takich nie nosi. A to miłość była w nie ubrana. Teraz wiem.
A Dziadek? Zabiegał o nasze zainteresowanie. W każdy możliwy sposób. Zawsze upewniał się, czy imieniny, to tylko kawa, czy jednak będzie i kolacja? Uwielbiał towarzystwo. Pierwszy składał życzenia w dniu moich urodzin. To do Niego jedynego zadzwoniłam znad Wielkiego Kanionu, stałam z słuchawką przy uchu, a on płakał. I ja płakałam. Bo On o tym Wielkim Kanionie marzył, ale mu się nie udało. Więc spełniałam nasze wspólne marzenie. Za siebie tam stałam, i za Dziadka.

Szkoda, że nie zajrzałam częściej, że nie wpadałam na dłużej. Szkoda, że nie pragnęłam Ich głosu w słuchawce bardziej. Zawsze za mało czasu, tak trudno było skręcić w tą uliczkę, nacisnąć dzwonek przy bramce i spędzić z Nimi popołudnie. Za szybko żyłam, żeby pozwolić Im powoli opowiedzieć o Ich sprawach, o wizycie listonosza, o imieninach u sąsiadki. Choćbym znała te historie na pamięć, Ich tak cieszyła moja obecność. Cieszyłam Ich ja, a te kilka chwil, każda wizyta wyrwana z wielkiego, rozpędzonego życia trzydziestolatki była dla Nich jak wyróżnienie.
Wpadnij. Zajrzyj. Zadzwoń. Zostań.
Postaram się...


A teraz... teraz znajduję czas, żeby skręcić w tę uliczkę. Tylko w oknach ciemno, a drzwi nikt już mi nie otworzy.

 
 
 
Ale magia nie musi kończyć się w grudniu. Mam wokół siebie cudowną rodzinę, mam dla kogo zwolnić i wysiąść, podnieść słuchawkę i porozmawiać. Mam szansę nie spóźnić się z powiedzeniem i z wysłuchaniem.
Nie spóźnić się z życiem. Z kochaniem się nie spóźnić.
Już nie.

2 komentarze:

  1. Jestem bardzo poruszona tym jednocześnie pięknym i pełnym smutku tekstem. Przepięknie napisane jakby to część niesamowitej powieści, ale to Twoje życie, Twoja strata. Przykro mi, bardzo mi przykro. Jestem poruszona wnioskami, jakie wyciągnęłaś z tej sytuacji, jestem zachwycona, jak wszystko opisałaś i już Ci piszę, że tym tekstem zakorzeniłaś się w moim sercu. Dziękuję Ci za to. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję🙂 strata - o tak, pielęgnuję te emocje i uczucia nadal, dopóki o kimś pamiętamy - on tak naprawdę nie odchodzi...

      Usuń