piątek, 27 lutego 2015

oddycham tęsknieniem


Kochane nasze Skarby,
Pomimo ferii, cały tydzień był bardzo pracowity dla mnie i Waszego Tatusia.
Na szczęście Wam mija radośnie i z atrakcjami! Pierwsze dwie noce i trzy dni u Babci Janki. Jeszcze niedawno z oporami, tymi razem lgnęliście do Niej z uśmiechem i błyskiem w oczach. A przecież Babcia Janka jest surowa!
Po jednej nocce w domku z nami, od czwartku wyprawa do drugiej Babci - Basi, a tam jeszcze więcej zabawy, bo i Zosia, i wujek Siwy, i Ninka. Wielkie łóżko Babci i przeciąganie czasu pójścia spać w nieskończoność. W dodatku Marysia może trochę grać na komputerze, a Janek oglądać nieco więcej bajek o Zygzaku i Złomku:)
A u nas...jeszcze tylko jedna noc bez Was, jeszcze jeden wieczór, gdy zapominamy, że nie trzeba ściszać telewizora, że oboje możemy napić się wina i jeść nie ukradkiem chipsy.
Zbieram Wasze zabawki z podłogi, układam ciuszki, rysunki, klocki. Zaglądam do pokoju  i przytulam do twarzy koszulkę lub sweterek, wdychając ich zapach.
Rano mogę dłużej się malować, chodzę po domu niespiesznym krokiem...nie mówię dużo, nie biegam...

...ale tak naprawdę, nasz dom jest bez Was za cichy i za pusty. Kręcę się po pokojach, przepuszczam czas przez palce. Oddycham tęsknieniem za Wami.
I ta cisza, przez którą niemal słyszę Wasz codzienny śmiech i głosiki, odgłos stópek na podłodze, znowu w samych skarpetkach. Rozglądam się po zbyt czystym kuchennym blacie za małymi kubkami i plastikowymi talerzami. I znowu małe rozczarowanie, bo wszystko wkoło jakieś dorosłe, uporządkowane i...nudne?:)

Jeszcze ta jedna noc, jeden wieczór tęsknienia, bycia wolnym dorosłym rodzicem.
Powdycham ten czas wolny i cichy, nabiorę go trochę na zapas w płuca.
Ale jutro z radością ogromną otworzę Wam drzwi i wpuszczę śmiech, życie i piski do naszego domu.

Bo bez Was niepełny jest zupełnie...

 
mama                    


niedziela, 22 lutego 2015

rodzic rozdygotany

 
prawdziwa zima
śnieg, biało, trochę mroźno
pierwszy raz byłam na nartach w Czechach!
 
w sumie jeżdżę od dawna, ale odkąd jestem mamą, odczuwam pewien niepokój...
o zmarznięte nóżki, noski, rączki...
 
hmmm...no właściwie... nie wiem, o co tak naprawdę jeszcze...?
 
generalnie... nie potrafię pozwolić samej sobie na kilka godzin relaksu
czystego, spokojnego relaksu
liczę zjazdy, patrzę na zegarek
kondycja też już nie ta sama, bo przybyło kilogramów, o porządnej rozgrzewce nie wspomnę, więc kolanka, uda bolą
czekam na koniec i powrót do pokoju, domku, do Nich
 
Im oczywiście nic nie jest
zjedzą więcej, niż zjedliby przy mnie
nóżki, nawet, jeśli zmarzły, są ogrzane przez Tatę, ciocię, opiekunów
dzieci są szczęśliwe!
 
a ja...nie umiem i chyba trochę nie chcę oddać pałeczki
wydaje mi się, że nikt tak o Nie nie zadba, jak ja...
 
a z drugiej strony, już wręcz wykrzykuję swoje zmęczenie byciem niezastąpioną:)
dziwne, nie?
 
więc zamiast rozpisać się, jak wspaniale Marysia nauczyła się jeździć na nartach,
jaka jest już duża i coraz bardziej samodzielna! jak było fajnie...
...
...po feriach w górach pozostało niestety smutne wspomnienie nerwów, fochów, buntów trzylatka i moich krzyków
i niedowierzania, bo oboje z Mężem nieraz patrzyliśmy na siebie ze zdziwieniem
bo nasze Skarby były nie do uciszenia
z powodu kłótni lub po prostu dzikiej zabawy
z wyjazdu wróciłam po prostu zmęczona, sfrustrowana, smutna
dzieci wariowały, nie słuchały, nie reagowały
już podróż w tamtą stronę była momentami koszmarna, 200 km zniecierpliwienia, decybele sporo powyżej akceptowalnego przez nas progu, szturchanie i marudzenie
miałam ochotę zawrócić
kolejne 100 km ulgi, bo Mały zasnął, a Starsza szeptała bajeczki przytulanej do ramiom lali
 
sinusoida taka trwała całe pięć dni
miałam ochotę uciec
a za chwilę ze wzruszeniem patrzyłam, jak pięknie rysują, śpiewają, śpią
 
 
no i właśnie, czy to jest wynik mieszanki Ich żywiołowych charakterków, nieumiejętnie przez nas okiełznanych
czy też nasze dzieci są najnormalniejszymi na świecie dziećmi?

 
zadaję sobie to pytanie od kilkunastu dni
i mam nadzieję, że znajdę kiedyś lub w ogóle odpowiedź na to,
czy to czasem nie jest kwestia mojego/naszego podejścia?
może za szybko się denerwuję?
może za dużo oczekuję?
może za słabe i niejasne zasady panują w naszym domu?
może czas zauważyć, że nasze Skarby rosną, zmieniają się, rozwijają?
że nie są już ani takie małe, ani takie duże, jak mi się wydaje?
za mało lub za dużo wymagamy?
 
 
a może to kwestia mnie samej...
 
 
ale na pewno mamy wyjątkowe i najcudowniejsze na świecie Dzieci:)
takie Dwa Żywioły, pełne szczerych, spontanicznych emocji
pełne pomysłów i niesamowitej wyobraźni
gaduły, nie potrafią zamknąć buziek na dłużej, niż mrugnięcie okiem
uparciuchy, jedno większe, od drugiego
nasze
z krwi i kości
z naszych genów, talentów i tych niedoskonałości, które w Ich wydaniu są po prostu urocze
Przytulanki
nasze Dzieci









 
szczęśliwie jestem spod znaku Strzelca
czyli cechuje mnie, cytuję, "pogoń za nowymi przeżyciami"
i tak, wyjeżdżając z Czech, byłam pewna tego, że nie chcę przeżyć kolejnego urlopu w ten sposób, nie mam ochoty na wakacje latem gdzieś zagranicą, jeśli w zachowaniu dzieci nic się nie zmieni
 
a godzinę później, obserwując pola, lasy, nowe miasta, zza szyby samochodu, w dużo spokojniejszej atmosferze
pomyślałam...dobrze byłoby znać już miejsce naszych letnich rodzinnych podróży...
już planować i cieszyć się na nie:)
 
taki to ze mnie rodzic rozdygotany...
 
 
 


sobota, 21 lutego 2015

powrót

wszędzie dobrze
ale w domu najcudowniej!
 
nie zdążyłam napisać ani przed, ani w trakcie ferii w górach
sporo się działo...o czym wspomnę lub nie, bo raczej wolałabym szybko zapomnieć
choć wnioski trzeba z tego wyjazdu wyciągnąć i to jak najszybciej...
 
ale teraz, gdy siadam na swojej własnej sofie
po tygodniu nieobecności
po sześciu dniach i pięciu nocach dość...trudnego wyjazdu na narty, sanki, czyli tak zwanego wypoczynku..
 
...odpoczywam teraz ja
na tej sofie
w ciszy
witam się z nieśmiałą wiosną za oknem
z kwiatkami, które proszą o podlanie
z czystym blatem w kuchni mojej własnej
z ułożoną pościelą na łóżku naszym domowym
 
w ciszy
 
z kubkiem kawy z ekspresu
mimo, że walizka czeka na rozpakowanie
buty narciarskie przypominają o jeszcze wczorajszych jazdach i bieli śniegu
ale ja siedzę i piszę
bo cieszę się, że jestem znowu u siebie, w domu
 
zegary tykają, a ja się nie ruszam
nie spieszę, nie liczę
 
cisza, bo Oni na rowerkach pędzą, na dworze, z kotem, kolegą, sąsiadem
 
a mi dobrze, choć wiem, że rewolucja przede mną, przed nami
dekalog żelaznych zasad trzeba spisać
i egzekwować
więcej obowiązków, dyscypliny, konsekwencji
 
ale to zaraz, za chwilę, może poczekać
te kilka chwil
zanim nie nacieszę się tym kubkiem kawy, sofą i wreszcie pisaniem!
 
PS. pozdrawiam Cię Aniu serdecznie, już jesteśmy:)
 

wtorek, 10 lutego 2015

tęsknota za byciem chudszą

zanim o rozterkach duchowych
muszę o cielesnych
odkrywam i pielęgnuję w sobie 
już dość obsesyjnie...
tęsknotę za byciem chudszą

zaznaczam, że do anoreksji jest mi daleko, i to baaaaaardzo
właśnie przeglądałam zdjęcia celebrytek z rozdania telekamer
i co jedna, to szczuplejsza!
wyraźnie, aż za bardzo

jak to się robi?
no wiem, ćwiczenia, dieta, zdrowy, nowy tryb życia
zdrowe nawyki żywieniowe
no wiem

moje próby, nawet skuteczne i widoczne, po tygodniach ćwiczeń niemal codziennych
w pocie czoła i samozadowoleniu
przerwałam z przyczyn bliżej mi nie zapamiętanych
a masa ciała, niespiesznym krokiem przypełzła na swoją dawną nielubianą pozycję
i mam wrażenie, że nielubianą tylko przez mój rozum,
bo ciało i apetyt robią sobie ze mnie jaja
brak jakiejkolwiek współpracy!

próbowałam w cichości i tajemnicy
próbowałam też jawnie i na głos
samotnie
z ewą chodakowską
z Mężem

efekty, jeśli są, to na krótko

nie jestem niestety długodystansowcem w tej dziedzinie


jedno zdjęcie pozwalam sobie tu umieścić 
zachwyciła mnie

tylko...jak to zrobić?

za vumag.pl


poniedziałek, 9 lutego 2015

złap mnie, jeśli potrafisz!


nie będę oryginalna
dziś o pogodzie!:)

łapię zimę w obiektyw, gdy tylko się pojawi
piszę o niej szybko, bo i tak w tym momencie jest już wspomnieniem
śnieg, mrozek, skrzypienie pod butami
spacery w promieniach zimowego słońca

do startu...gotowi...mamy ją!






















dziś naprawdę nie ma już po tym wszystkim śladu...:)


***************************************************************************
***********************************************************

mam sporo do napisania, sporo przemyśleń, trochę trosk i żali moich własnych
takie kobiece rozterki i frustracje
czas na zmiany, ale tak trudno do nich podejść, wprowadzić w życie, tupnąć nogą i postawić ultimatum

ale, jak widać poniżej, drewna do kominka nie brakuje, więc będę przy nim przesiadywać i spiszę, co w mi duszy, a raczej głowie, fruwa

zacznę od burzy w moich myślach, którą wywołał film "Przed północą"
nie mogę powiedzieć, że podobał mi się tak, w całości, bo kilka fragmentów mnie rozczarowało
dodam, że nie widziałam ani "Przed wschodem...", ani "...zachodem słońca"...
ale te uliczki...greckie, nie greckie, dla mnie i tak wszystkie te piaskowe, śródziemne i śródmiasteczkowe prowadzą do Prowansji...rozmarzyłam się...

no i parę gorzkich porównań, jak to, że "większość kobiet, które coś w życiu osiągają, są doceniane po pięćdziesiątce!
 ponieważ wcześniej rzadko zostają zauważone i docenione
przez jakieś trzydzieści lat, walczą o tą swoją pozycję lub poświęcają się wychowywaniu dzieci i dbaniu o dom
dopiero potem mogą zacząć robić to, co chcą"

mocne, przytłaczające i przerażające
czy tak jest naprawdę?

ciąg dalszy nastąpi...




czwartek, 5 lutego 2015

ułamki

poranek w aucie
czekam na sygnał, znak, piosenkę, która - tłumacząc niechlujnie z angielskiego, ale tu mi to pasuje...nie, lepiej jednak po angielsku - will make my day
jest! Edyta Bartosiewicz "zatańcz ze mną..."
dobra, niemal stara, ale naprawdę dobra muzyka, niemal stara, bo z czasów osiemnastek w mojej licealnej klasie
i wtedy ta myśl...że to nic, że od tego czasu minęło prawie dwadzieścia lat
skoro mimo upływu lat ona wręcz zyskuje na wartości...pomyślałam z radością, że ze mną - może, a właściwie na pewno - jest tak samo!
słowa pamiętam, śpiewamy razem
to nic, że te zmarszczki, o których pisze Iwona, mój Ukochany Mąż nadal chce, żebym miała długie włosy ("chodź do fryzjera, farbuj, ale nie ścinaj, proszę..."), dzieci przytulają się mocno, chwalą nowymi talentami - Marysia podskakuje na jednej nodze, wymienia nazwy zwierzątek po angielsku, Janek wtóruje z nóżką podniesioną do góry i nuci piosenkę o aniołkach!

życie

po kilkunastu ostatnich dniach zadumy, kiedy nie musiałam pisać, nie czułam chęci, ani potrzeby
wręcz odwrotnie
płynęłam codziennością, taką zwyczajną, domową, niemedialną
beznamiętnie przeglądając sieć, za to namiętnie namacalne czasopisma, książkę o Prowansji i ciuszki dzieci
albo spałam, nadrabiając zaległości nie do nadrobienia

małe, uchwycone, zauważone - chwilki, tylko moje, choć chciałabym móc je wtedy podzielić z Nim lub Nimi...
gdy jadę sama do miasta.
muzyka cudowna z trzeciego radia (uwielbiam, gdy prawidłowo akcentuje się słowo muzyka...), balsam dla ucha i duszy... i nawet korek w taki dzień wtedy nie przeszkadza, bo z daleka widzę promienie słońca przedzierające się przez chmury, jak znak, sygnał, puszczone z nieba oczko.
"Nie martw się, jestem..."

te właśnie chwilki, ułamki, jak szczypta magii dodają smaku codziennej gonitwie
nigdy nie wiadomo, kiedy się przytrafią, ale że się przytrafią, to wiem na pewno...







niedziela, 1 lutego 2015

cisza samotności

za oknem biel mgły, szron na twardej ziemi
daleko, między polami stoi zastygłe, wygięte nagie drzewo

wszystko jak nieruchomy obraz zimnego spokoju...

--------------------------------------------------------------------------------------

kolejny dzień, jasno, słonecznie, ruchliwość ulic, tykanie zegara
mecze, plany, chichoty

Sąsiadka przynosi wielki słoik swoich kiszonych ogórków
jak najlepszy prezent
tak, jakby od Niej, bo tak, jak te od Niej nie miały smakować już żadne inne

------------------------------------------------------------------------------------
 

dobrze mi
siadam przy laptopie, patrzę na mrugający kursor
wyciągam rękę i...cofam ją po chwili
jeszcze nie mam co pisać
bo o czym
układam kolejne warstwy wzruszenia, smutku i wspomnień w swoim sercu
jedna po drugiej
 pielęgnuję tą kolejność
nie przyspieszam

rozglądam się i niby nic się nie zmieniło

ale tak wiele się zmieniło

 "A nadzieja znów wstąpi w nas.
Nieobecnych pojawią się cienie.
Uwierzymy kolejny raz,
W jeszcze jedno Boże Narodzenie.
I choć przygasł świąteczny gwar,
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu,
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj,
Wbrew tak zwanej ironii losu.

Daj nam wiarę, że to ma sens.
Że nie trzeba żałować przyjaciół.
Że gdziekolwiek są - dobrze im jest,
Bo są z nami choć w innej postaci.
I przekonaj, że tak ma być,
Że po głosach tych wciąż drży powietrze.
Że odeszli po to by żyć,
I tym razem będą żyć wiecznie

Przyjdź na świat, by wyrównać rachunki strat,
Żeby zająć wśród nas puste miejsce przy stole.
Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas,
I zapomnieć, że są puste miejsca przy stole."

 Szymon Mucha