niedziela, 21 września 2014

szybsza od Foresta Gumpa

run Ania, run!
Jakbym słyszała cały czas.
Mama to, mama tamto.
Miał być post.
Kilka postów!
Ale nawet z motorkiem wiadomo gdzie, nawet z coraz lepszą kondycją (bo Chodakowska na topie - o tym też miałam napisać) ciągle nie nadążam za nimi i tym, co wokół siebie potrafią...
Bawią się razem raptem 15 minut, z przerwami na osiem kłótni po drodze...
grrr.....

poniedziałek, 15 września 2014

"Be strong you never know who you are inspiring .." - z archiwum bloga

Trafiłam na ten post właśnie dziś. Pisałam go we wrześniu, ale sześć lat temu!
Nadal aktualny. Mamą nie przestaje się być, nie można być nią mniej, wręcz przeciwnie...

I te zdjęcia!💓💓😍


Be strong you never know who you are inspiring...

Dla Marysi i Janka, którzy patrzą na mnie każdego dnia, wieczoru, czasem w nocy, gdy zaspani wołają i zarzucają rączkę na moją szyję.
Chcę być mamą uśmiechniętą i silną.
Mogę pokazać słabość, ale nie płakać.
Mogę pokazać słabość, ale ważne, żeby czuły się przy tym bezpieczne i wiedziały, że po każdej słabości można wstać, otrzepać piórka i znaleźć słońce.

 Chcę Ich inspirować, dopóki się to udaje.


Podobno gdy dziecko ma kilkanaście lat, wcześniej, niż chciałby tego rodzic, on właśnie przestaje być dla dziecka autorytetem.
A właśnie wtedy najbardziej jest mu potrzebny.
Więc muszę to wykorzystać! Zbudować więź, fundament.

Dla mnie taką inspiracją była właśnie moja mama.
Czasem ta zażyłość okazywała się zbyt silna, podświadomie, ale zbyt mocno kierowałam się tym, co Ona sądzi.
Ale zazwyczaj miała rację.
Tylko, że to ja sama chciałam do tego dojść. Po swojemu.
Chciałam sama popełniać swoje błędy.
I sama je naprawiać. Bo to moje decyzje, moje życie.
Nie ukrywam, że po trochę bolało, dziwię się sobie sprzed kilkunastu lat.
Ale nie żałuję.
Bo to wszystko doprowadziło mnie do dzisiejszego dnia - z Nim i dziećmi:)

I teraz ja chcę być inspiracją.
Podporą. Podpowiedzią. Przytuleniem. Głosem.
Kocham najbardziej na świecie, a to już tak wiele...











sobota, 13 września 2014

whispering pines

Zupełnie jak Ania z Zielonego Wzgórza, zachwycam się brzmieniem, nazwą miejsca, ulicy, domu.
No bo jak tu się nie zatrzymać przy WHISPERING PINES?:)
Przeglądając internet trafiłam na zdjęcia domu o takiej właśnie nazwie.
Oczywiście w Montanie...

Samo wnętrze...no cóż, widziałam i bywałam w bardziej gustownych (choć moja Mama nie skojarzyłaby "Montany" z "gustownym", zupełnie nie podzielała mojego zachwytu pamiątkami przywiezionymi z Gór Skalistych...).

W każdym razie tam, gdzie byłam, nie brakowało cudownych nazw i oryginalnych domów.
Nie zapomnę nazwy wąskiej drogi, przy Gallatin Road, między Bozeman a Big Sky - SWAN CREEK - tam właśnie niemal samodzielnie, ale zupełnie legalnie, ścinałam pierwsze w życiu drzewko choinkowe:)

W Montanie z każdej strony otaczały mnie przepiękne nazwy.
Sam najważniejszy szczyt - LONEPEAK - faktycznie wyróżniał się w panoramie pozostałych.

rany, jak ja kochałam ten widok, to miejsce...
Bywałam w knajpach
Cinnamon Lodge
Curly Bear Bar
Blue Moon Bakery

Domy i osiedla również miały swoje magiczne nazwy...

Moonlight Basin
Cowboy Heaven Cabin
Lone Moose Meadows

...albo smakowicie...
Moose Tracks Ice Cream - najlepsze na świecie jadłam w Idaho
Mochaberry Coffee w księgarni w Bozeman - koniecznie z Nazhą...

do kompletu dołączam country song i cudo klimatyczne wnętrze - mi się podoba:)



środa, 10 września 2014

no pewnie, że można:)

Dla równowagi. Odpowiedź na poprzedniego posta.
Moje drugie ja, mój osobisty psycholog terapeuta wewnętrzny.
Gaduła, ale skuteczna:)
Pozwala najpierw poużalać się, wypłakać, zezłościć. Nawet wypowiedzieć na głos: wpadam w czarną dziurę.
Żeby zaraz potem nacisnąć na STOP. Zatrzymać i przewinąć do początku.


wtorek, 9 września 2014

nieładny post

To nie będzie ładny post.
Przystrojony w akuratne słowa.
Nie będzie o zachwytach, pięknym widoku, optymizmie.

Bo wzdycham ciężko, marszczę czoło, na czole robią mi się zmarszczki.
Dzieci zdrowe, On tylko z katarem.
Ale trudno jakoś tak rękami odgonić strapienia, bo gestykulują o tym, co niezrozumiałe.
Z jednej strony obłuda, której zawsze się dziwiłam.
Jestem z innej bajki, nie potrafię się dopasować jeśli mnie coś gryzie. Ze zdumieniem obserwuję jak płynnie wychodzi to innym.


sobota, 6 września 2014

...no i zaczęło się...

Nie do końca takiego właśnie oczekiwałam początku roku szkolnego.
Napięcie rosło we mnie już przed 1 września, ale teraz, po tygodniu bez cioci Oli, zakończonym temperaturą Marysi i katarem u obojga...wzdycham ciężko.
Rozglądam się po domu i nie wiem od czego zacząć:)
Auto właśnie zostało odholowane do mechanika.
Waga stanęła w miejscu jak wryta i mam wrażenie, że patrzy na mnie z dołu i liczy...przespane wieczory, bez treningu!:)


poniedziałek, 1 września 2014

coś się kończy, coś zaczyna...

Dla nas nowy rok szkolno przedszkolny zaczyna się jutro.
Dziś - mimo, że z całych sił nie chciałam tak tego nazywać - pożegnaliśmy się z naszą Nianią, ciocią Olą, opiekunką Janka. Ciocia pojawiła się w naszej rodzinie dwa lata temu, gdy ja wróciłam do pracy i skończyły się wakacje.
Pozostanie w niej już na zawsze. Taką mam nadzieję.
Mamy szczęście, że na siebie trafiliśmy.
Janek szybko ciocię polubił, a z czasem i pokochał.

Za oknem pada, zrobiło się wyjątkowo nostalgicznie.
A w moim sercu jakiś żal za nieodwracalnym.
Zamykam mimowolnie pewne drzwi. 
Na głos mówię, że to nie pożegnanie, że niewiele się zmieni.
Ale w środku ciężko. Pod powieką szczypie łza.