sobota, 6 września 2014

...no i zaczęło się...

Nie do końca takiego właśnie oczekiwałam początku roku szkolnego.
Napięcie rosło we mnie już przed 1 września, ale teraz, po tygodniu bez cioci Oli, zakończonym temperaturą Marysi i katarem u obojga...wzdycham ciężko.
Rozglądam się po domu i nie wiem od czego zacząć:)
Auto właśnie zostało odholowane do mechanika.
Waga stanęła w miejscu jak wryta i mam wrażenie, że patrzy na mnie z dołu i liczy...przespane wieczory, bez treningu!:)


 
Na szczęście świeci słoneczko, jest ciepło i przyjaźnie.
Wyczekuję już spacerów i zbierania kasztanów.
Drzewo do kominka przywiezione.
Płaszcz czerwony wełniany na zimę kupiony.
Nawet udało mi się kupić czarną sukienkę, w której wyglądam (już!) całkiem całkiem.
A ponieważ wypowiedziałam stanowcze NIE wszelkim wymówkom - andrzejkowy wieczór mamy już zaplanowany:)

Małe kroczki...tylko tak uda się nie zwariować i pomalutku dokończyć to, co sobie zamierzyłam.
Więc odrywam się od klawiatury i wracam do dotykalności.

:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz