piątek, 26 grudnia 2014

takie tam...choinkowe wariacje:)


Dziś drugi dzień Świąt, cudownie leniwie, z pełnymi brzuszkami, ogarniamy się.
Korzystam z czasu wolnego.
Czas naprawdę wolny mam wtedy, gdy i firma zamknięta.
Nie czekam na telefon, nie sprawdzam skrzynki mailowej.
Nic się nie wydarzy.

Jestem bardziej dla Nich. Marysia biega w tiulowej spódniczce w gwiazdeczki.
Jasiu układa nowe autka i remizę na dywanie z uliczkami (strzał w dziesiątkę, jest zachwycony, kładzie się na dywaniku i dziecka nie ma...).
Co prawda dostarczają nam wielu nie do końca upragnionych nerwów, zaskoczeń, zniecierpliwień.
Nie wszystko można przy Nich założyć i zrealizować.
Choinka może czuć się w tym roku obiektem zagrożonym.
Planowałam ubrać ją na biało, kilka bombek, gruba wstążka owinięta wkoło, białe lampki.
Ale dzieci przejęły pałeczkę i spontanicznie przystroiły ją we wszystkie możliwe domowe świąteczne dekoracje. Znalazła się na niej nawet kartka ze świątecznym rysunkiem Marysi.
Efekt końcowy (choć tak naprawdę miał okazać się tylko przejściowy) naprawdę mnie zaskoczył:)
Patrzyłam na zaangażowanie dzieci, i nie miałam sumienia choinki przebierać.
Stała kolorowa, wesoła, dziecięca.

















A potem...na 10 minut przed wyjazdem na wigilijną kolację do Dziadków, w ferworze bieganiny, usłyszałam trzask.. choinka!
Padła. Ze stojakiem, z ozdobami, które poprzeskakiwały na górne gałęzie.
Mój ukochany Mąż, w odświętnym ubraniu, z zaciśniętymi ustami, bo przecież po spowiedzi, sprzątał igiełki, ustawiał drzewko do pionu i rozplątywał sznur z lampkami.
Wymarzone zajęcie w ten wieczór:)
Przynajmniej będzie co wspominać:)

A choinkę mogę teraz legalnie przebrać.





środa, 24 grudnia 2014

świąteczna niespodzianka:)



Pomyślałam
oderwę się trochę od blogowania
namacalnie tyle się dzieje
poświęcę ten czas Dzieciom, Jemu
sernik, pierniczki, migdałowiec
barszczyk, rybne przekąski, roladki

ale blogowy świat okazał się jak najbardziej namacalny!

dziś rano na ganku czekała na nas niespodzianka - paczuszka z ciasteczkami, orzechami, świeczką i życzeniami
od kogo?

Aniu, dziękuję, to wyjątkowy, świąteczny gest
zupełnie niespodziewany:)

zdjęcia musiałam robić szybko, bo śniadanie zjedzone, więc słodkości "legalnie się należą"
a w aparacie wyczerpana bateria!
ale udało się:) ciasteczka pyszne
 radosna atmosfera zapewniona

Kochani - Święta!



piątek, 19 grudnia 2014

bo czas może się zatrzymać

czasem chciałoby się cofnąć czas
do chwil przyjemnych, szczęśliwych
do ciepłego piasku
do widoku panoramy gór z któregoś trzytysięcznika
do trzymania się za ręce z błyskiem miłości w oczach
do zapachu kominowego dymu w dzień Wigilii - tak, Braciszku, mi ten dym też kojarzy się ze Świętami w dzieciństwie
do momentu rozdawania prezentów, starannie zapakowanych
dla dziewczynek majtki
dla chłopców skarpetki
mandarynka po dwie
babci karp w galarecie
i pierogi delikatne z masełkiem

a czasem chciałoby się, żeby czas minął szybciej
bo nie możemy się doczekać
byle do piątku, grudnia, wakacji, samodzielności dzieci
odliczamy godziny i dni


ale czas w tym domu się zatrzymał
stanął jak kołek 
niewzruszony
za oknem owszem pędzi
prześmiewa się złośliwie
a w pokoju nieruchomy i zastygły
Życie zasypia
i nawet nie wiadomo, co myśli i czy chce
czy gotowe na rozstanie?
 Babcia moja, nasza
uczyła mnie jak prasować koszule
jak modlić się, bo bez tego ani rusz
dopytywała czy noszę ciepłe spodnie
i robiła na szydełku grubaśne skarpety

a ja nie chciałam ich nosić
i denerwowały mnie pytania o te spodnie

a teraz powiedziałabym Jej, ale tak, żeby słyszała, że była najlepszą Babcią na świecie
była, bo od kilkunastu miesięcy jakby Jej nie było
nie odeszła, ale już Jej nie ma
otoczona miłością i troskliwą opieką
ale sił już brak
tym, co tam się zatrzymali
z tym całym mówieniem, opowiadaniem, jakby Ona miała zaraz uśmiechnąć się i odpowiedzieć
a leży skulone Jej ciało

a ja czuję, że już Jej nie ma
i czekam na Anioły, które pomogą w podróży
otulą kocem, przeczeszą grzebieniem białe włosy, bo o to zawsze prosiła przed wyjściem

i nie zdążyłam powiedzieć
że Marysia jest do niej podobna
charakterna, widząca więcej, wrażliwa
że nie zdążyła nacieszyć się Jankiem, bo gdy się przewróciła on miał niecałe 2 latka
a teraz miałby Jej tyle do wyszczebiotania

i te Święta - nie narzekam na zabieganie
nie ganiam po sklepach
nie wpadam w panikę
stoję i rozkładam ręce
a cały świat wokół się kręci

i moja Mama zatrzymana zw swoim życiem
cierpi gdy patrzy
i cierpi, bo czeka
bo czas się zatrzymał
dla Niej, dla Nich
dla Aniołów



środa, 17 grudnia 2014

gwiazdki


mamy takie dwie Małe Gwiazdki

tylko Dwie, a jakby ich tysiące
ruchliwe, mrugają głośno i radośnie, rozjaśniając nasz świat

pojawiają się to tu, to tam, zawsze pospiesznie, zmieniając konstelacje

niebo bez nich nie było by niebem










 

niedziela, 14 grudnia 2014

miałam napisać...


Miałam napisać o...
Miałam przygotować to...
Miałam pomyśleć o...
Miałam zrobić, posprzątać...

ale poddaję się, wymiękam
kolejny weekend  nierównej walki  zmagań w pojedynkę
trochę rozjazdów, bo jasełka u Niej, a wypadła nasza kolej pieczenia ciasta
wigilia u Niego - ale bez Niego, bo jeszcze nie dość zdrowy, nie miałby kto odebrać z przedszkola
i tutaj też trzeba było upiec, bo nazwisko to samo a alfabet nie kłamie:)
ciasto kupione, szybko dane, co powiedzą, to ich
no i świąteczny koncert w sobotę- tańczy Ona, po sali czterdzieste siódme okrążenie robi On
rozgardiasz, oczy dookoła głowy
jeszcze czytam życzenia na scenie, mikrofon, kartka, kątem dostrzegam Mikołaja w przebraniu - więc gdzie On? przecież się boi...czy zdążę chwycić Go w ramiona..

napisałabym, że płakałam jak bóbr przy filmie w piątek
ze szczęścia, że są, że mogłam urodzić, zdrowi, cali, kochani
moi

napisałabym i jeszcze
ale zaraz oszaleję, bo fistaszki z łupinką w tej chwili je On
Ona bez lampki pisze list do Świętego, znowu te oczy...
własnych myśli nie słyszę...
jedno śpiewa "Rajdek...."
drugie pomrukuje

ciszy brak

a na Mikołajki gminne już spóźnieni jesteśmy...

poddaję się...


PS. I wszystko wiem, jestem uświadamiana, że już niedługo zamkną się w pokojach, że czas przemknie szybciej, niż bym chciała i nie da się go cofnąć. Ale teraz i tu musiałam napisać choć to, co zdążyłam:) Bo emocje mam teraz i tu. I kocham i szlocham:) A podczas filmu - z Mimmi Driver "Return to zero" - bardzo mocno czułam, że są moim całym światem, że bez nich...to jakby nic nie było...
I nie czekam nawet na pocieszenie, ani na zganienie:)
 Wiem, że powinnam może lepiej się organizować, itp., itd.
Niestety kiepsko mi to idzie, a co najmniej wolno:)
Czasem muszę po prostu napisać o tym, co codzienne, nie patrząc, czy piszę składnie i ładnie. Bo gdy już napisane, jest mi lżej. Jak krótki seans u terapeuty.
Po to ten blog.

PS numer 2. I jest już ON, blisko. Świat jakiś pełniejszy, żelazko lżejsze, rozmowy bez końca.
Żałuję tylko tych słów wypowiedzianych do dzieci zbyt szybko.
Ale cofnąć ich się już nie da. Więc ściskam stópki śpiące, odgarniam włoski z zaspanej buzi, wzdycham.
Potem przytulam do Męża na całe 17 minut, bo Marysia już czujna czeka na sygnał..."Mamusiu, chodź!"...

wtorek, 9 grudnia 2014

biało, mroźno, tak lubię!


Dziś od rana z uśmiechem.
Błogim, lekkim.
Z przymrużonymi oczami, bo słonko sprzyja.
Biało. Powietrze twarde i mroźne.
Wybielone dachy, oszroniony trawnik.
Ciepła czapka, miękki szalik, skórzane rękawiczki.
Jest. Zimowo. Świątecznie.
Tak lubię:)

Jak grudniowa panienka.
Gdy w nos szczypie, a pod nogami skrzy, otulona płatkami szczęścia oddycham spokojem.
Z tym uśmiechem lekkim odrywam się od ziemi.

Tak lubię...

sobota, 6 grudnia 2014

cudownie czarownie:)


Aż mi się buzia śmieje:)
Trudne to dla nas dni, bo potencjalna, choć podejrzana Janka szkarlatyna okazała się jednak wirusem opryszczki lub bostońskim. A Marysia krok w krok za Jankiem z podobnymi objawami. U mnie w pracy najgorętszy tydzień w roku, Bartek przez cały rok ma bardzo ograniczone możliwości wolnego.
Ale dajemy radę. Spędziłam z dziećmi więcej czasu, niż zwykle i sprawiło mi to - mimo poczucia, że MUSZĘ przecież być w pracy - ogromną i spokojną radość:) W dodatku moje urodziny, o których miałam napisać specjalny post.
Nie udało się, ale jednak i tak się udało!
Kalendarz adwentowy codziennie przysparza nam emocji i frajdy. Janek co prawda ma okres śmiechu chichu na wszystko wkoło, łącznie z moim podniesionym głosem i nakazami. 
Ale Marysia zaczarowała mnie dziś swoim zaangażowaniem, przejęciem i wiarą w Mikołaja.



Znowu podkreślę, że to dzięki Dorocie udało mi się stworzyć niezbyt słodki, a wymagający czas adwentowych przygotowań. Dzisiejsze zadanie brzmiało tak:

"Dziś w nocy do grzecznych dzieci przyjdzie Święty Mikołaj. 
Przygotujcie szklankę mleka i ciastko dla Świętego, a dla reniferów obierzcie jabłka.
Postawmy latarenkę w oknie - to ułatwi reniferom znalezienie naszego domku w ciemnościach zimowej nocy."

Córeńka nasza przygotowała wszystko z wielką starannością i dokładnością.
Orzechy, mleko, pierniczek, jabłka i sucharki.
Do tego latarenka i świece.
I kiedy tak pięknie ustawiła te mikołajowe przysmaki na parapecie zaczęły się pytania...
"Mamuś, a gdzie Mikołaj położy prezenty dla nas? Przecież na parapecie nie ma już miejsca?
A jak on w ogóle wejdzie do środka?"
(nie wystawialiśmy mleka, ciastek na zewnątrz, ze względu na naszego kotka, i jego przypuszczalnie chętnych kumpli, choć biorąc pod uwagę to, że mleko musimy teraz sami wypić, udawać, że ups, jednak znalazł się jeszcze jeden piernik, i ma tyle lukru, co ten Mikołajowy - dzieci o dziwo są bardzo drobiazgowe, jeśli chodzi o takie szczegóły... - nie byłby to w sumie taki zły pomysł)
Tłumaczenie i nie bajerowanie wymaga nie lada umiejętności, ale się opłaca. Jeden błąd pociągnąłby za sobą lawinę kolejnych pytań i mocno nadszarpnął rodzicielską wiarygodność.

W każdym razie zaangażowanie Marysi przeszło moje oczekiwania, widać, że to jest ten czas, Jej czas na rozbujanie wyobraźni, na tworzenie świata, który po latach będzie z nostalgią wspominać.
Janek...no cóż...coś tam łapie, ale Jego czas jest nadal w budowie:) Ważne, żeby na końcu dostał mu się żelek lub coś słodkiego...byle na skróty:) Ale puzzle przykleja dzielnie!




Dzięki dłuższym porankom z dziećmi, nieobecności w pracy, nie czuję się mniej zmęczona.
Ale zdałam sobie sprawę, przez te i tak ciągle za krótkie rodzinne chwile, że oddycham jak mama niepracująca. I że to jest naprawdę wspaniałe uczucie:) 
Byłam trochę więcej mamą domową, a mniej pracującą.
I tak, jak bardzo jest to potrzebne dzieciom, tak samo i mnie...
Kocham Was Skarby moje Trzy!

wtorek, 2 grudnia 2014

zdążyć przed północą...



Jest!
Kolejny, na szczęście mroźny, ukochany grudzień.
Za trzy dni moje urodziny, w górniczą Barbórkę. 
Odkąd pamiętam lubię zawczasu pochwalić się tymi urodzinami, żeby potem móc zbierać całusy i życzenia.
A potem jest coraz lepiej, Mikołaj, przedświąteczne napięcie, aż nadchodzą te dni wolne, ulgowe, rodzinne.

Za śniegiem nieco się rozglądam...

I tak... z lekkim tylko poślizgiem dobrnęłam do końca zawijania i wycinania.
Adwentowe odliczanie i czas prawdziwych zadań uważam za otwarty:)







Niektóre z ozdób wykonała sama Marysia:)





Skorzystałam z inspiracji Doroty na Przedmieściach i przygotowałam bardzo podobne zadania.
Do tego puzzle powycinane z niemałym trudem, bo obrazki przykleiłam na kartonik.
Raz po raz w torebeczce pojawi się słodki drobiazg, ale tylko co kilka dni.
(a propos...według stanu zasług i przewinień na dzień pierwszy - Mikołajek 6 grudnia podrzuci jednego jedynego cukierka, do podziału na Ich oboje...)


No właśnie...ta godzina..a potem, że niewyspana...:)



Gałęzie zaczynają dominować w naszych wnętrzach. Ja je uwielbiam. Mąż ukochany się uśmiecha, ale najdłuższą własnoręcznie wieszał. Ekscytacja dzieci trwa kilkanaście minut, potem zmienia kierunek i sama kończę Ich zadania. Poddać się - nie poddam. Tyle mojego, że sprawia mi ta zabawa ogromną radość, a kto wie, może zapiszą się te mamine starania w Ich serduszkach i pamięci:)

PS. Wianek owinięty wstążkami to zadanie numer 1 Marysi - gotowy do zawieszenia na drzwiach.
Janek miał ustawić i przygotować cztery świece adwentowe. Mamusia troszkę ozdobiła:)

czwartek, 27 listopada 2014

SERENDIPITY

by www.letsrestycle.com/christmas-new-york-city/


"Just because it's not
what you were expecting,
doesn't mean it's not everything
you've been waiting for..."
za mandyevebarnett.com

*********************************************************************
Ten post powinien być napisany po angielsku. Chyba pasowałoby bardziej.
Od dawna się do niego przymierzałam.
Od trzynastu lat?:)
W głowie układam moje amerykańskie słowa. 
Ciekawe, że zdarza mi się myśleć i marzyć właśnie po angielsku...
Przy niektórych piosenkach, zapachach, na widok lub na wspomnienie amerykańskich produktów.
Albo po obejrzeniu ...nasty raz filmu "Serendipity".
New York City - dla mnie jest dowodem na to, że nawet największe i najodważniejsze marzenia mogą się spełnić.
Gdy jako licealistka, wzdychałam do myśli o NYC siedząc przed telewizorem albo przeglądając czasopisma, raczej nie wierzyłam, że kiedyś mogłabym stanąć na piątej alei na Manhattanie.
Polecieć do Nowego Jorku i oddychać tamtym powietrzem.

Kilka lat później marzenie ziściło się. 
Oddychałam.


"Right place  -  right choice  -  right time" 

Piszę o tym dziś, bo znowu pojawia się u mnie to uczucie namacalności marzeń...
Tak, jakbym słyszała gdzieś z tyłu głos, który szepcze: to możliwe.
Choć...wydaje się ogromnie trudne, patrząc na to, co na co dzień.
Ale ja chwytam się tych szeptów i wkładam jeden po drugim do kieszeni.
A kiedy nie będą się w niej mieścić - rozciągnę z nich sznurek, po którym dotrę choćby do NYC.


Let it find you...


No tak, ale przecież kiedyś...przez pewien czas... byłam przekonana, że znalazłam swoje miejsce na ziemi i tylko tam chcę być. Nie wydawało mi się, ja - BYŁAM PRZEKONANA.
 Pewna na milion procent. Nie wyobrażałam sobie innej opcji. 

A potem porażka, ale za nią otworzyły się kolejne drzwi.
A potem następne, coraz mniejsze, aż dotarłam do tych mahoniowych...


"Look for something,
find something else,
and realize 
that what you've found
is more suited to your needs
than what you thought
you were looking for..."
Laurence Block


Mahoniowe drzwi otwieram codziennie. To nasze drzwi, do naszego domu, do ciepła i Miłości.

Jak to więc jest z tymi marzeniami? 
Na ile sami mamy szansę - i czy ją mamy? -  je dogonić, a na ile - jak to napisano - pomaga nam w tym cały wszechświat?
Które są dla nas dobre, a złapanie ich nie okaże się porażką?
Czy mamy na to wpływ?

Wolę myśleć, że tak. Że jeśli bardzo się czegoś pragnie, to możliwe jest naprawdę wiele.
Że marzenia się spełniają, ale ważne jest, co dalej z nimi zrobimy...




serendipity - when desirable things happen by accident




wtorek, 25 listopada 2014

dzieciństwa przytulenie



Dzień Pluszowego Misia... u nas zaczął się już wczoraj:)
Buszowałam po szufladach w poszukiwaniu mini ubranek, czapeczek i wstążeczek.
Gdy dzieci zasnęły - po długich debatach który miś będzie Jej, a który Jego - sama usiadłam na podłodze i z dziecięcą wręcz fascynacją stroiłam misie:)

Ostatnio udaje mi się złapać coraz więcej spokojnych, dorosłych (mimo tego, co powyżej...) chwil, takich chwil dla siebie. Owszem, gdybym pisała tego posta wczoraj około kolacji, miałby pewnie inny tytuł i zdecydowanie niemilusią treść... ale napięcie minęło, a mi udało się nawet przeczytać cały artykuł w Stylu.
Z nogami wyciągniętymi na fotelu i z kubkiem nadal ciepłej kawy:)

W tych chwilach dla siebie, próbuję z całych sił powstrzymać pęd do grudnia. 
Grudzień kocham, co zawsze i wszędzie podkreślam:)

"...uwielbiam grudzień i kawę z cynamonem..."
hmm....
Chciałabym jednak przeżyć go w tym roku wolniej, a do tego bardziej intensywnie - mimo,że wydaje się z tym wolniej sprzeczne. Z dzieciństwa dobrze pamiętam czas adwentu, roraty o 6:30, na które maszerowałam z moim Bratem w porannych ciemnościach. Zapach świec, a potem smak zagranicznego wafelka z cudownym lekko słonawym kremem. Po latach doszłam, że było o masło orzechowe z peanut butter:) Wafelki rozdawał proboszcz na koniec rorat, w przeddzień Wigilii, wszystkim dzieciom, które nie opuściły ani jednego nabożeństwa i zebrały co do jednej karteczki ze słowami tworzącymi fragment z Pisma Świętego. To był prawdziwy czas oczekiwania, wyrzeczeń, nawet jeśli były takie tyci malutkie i dziecięce. 

Dziś jestem mamą i przyznam, że trudniej przychodzi mi zaczarować już samą siebie istotą adwentu, a co dopiero zarazić radością oczekiwania nasze dzieci. Ale próbuję. 
One już wiedzą, że będzie radośnie, śpiewamy polskie kolędy, nawet Janek zna już chyba dwie, tym bardziej, że od urodzenia nucę Mu "Gdy śliczna Panna..." jako kołysankę (urodził się niedługo przed Świętami). Chciałabym bardzo, żeby udało nam się wychować dzieci na te, którym Boże Narodzenie kojarzy się nie tylko z prezentami i Świętym Mikołajem. 
Udało mi się zdobyć kilka drobiazgów w cudownie zwyczajnym małym sklepie papierniczym, z których tworzymy kalendarz adwentowy z prawdziwego zdarzenia:) Zainspirowały mnie Dorota i Marta - gałęzie mamy, listę z zadaniami mamy, sznurek biało czerwony mam ogromną ochotę kupić w piątek w IKEA:), do tego szary papier i szare torebki, naklejki piankowe i brokat (Marysia wniebowzięta). Dodatkowo wydrukowałam obrazek=puzzle, który nakleiłam na karton i wycięłam. Powstał komplet puzzli. Pojedyncze puzzelki włożymy do 24 torebeczek kalendarzowych. Dzieci będą miały do wykonania zadanie, każdego dnia, a w nagrodę za zaangażowanie i dobre uczynki dostaną puzzla i małą słodkość.
Dziś ciąg dalszy kalendarzowej manufakturki:)
Kalendarz pokażę, gdy będzie gotowy, mam nadzieję około weekendu:)
Bo grudzień tuż tuż!

A tym czasem niedługo wracam do domu i czekam na relacje z Pluszowego Dnia naszych przedszkolaków:)


 

*********************************************************************
“Nominacja do Liebster Award otrzymywana jest od innego blogera w ramach uznania za dobrze wykonaną robotę. Jest przyznawana dla blogerów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga który cię nominował.”

To moja pierwsza nominacja - od naszej Gi Sz. - dziękuję:)
Pozwolę sobie na razie odłożyć kolejne nominacje - postaram się do nich wrócić, jak tylko czas pozwoli na bliższe poznanie potencjalnych Nominowanych:)

A oto moje odpowiedzi:

1. Kawa czy herbata?
Częściej kawa. Z cynamonem i mlekiem. Koniecznie świeżo mielona:)
2. A co najlepiej do niej? 
I tu mnie masz!:) Lista długa. Lista słodka:)
3, Świąteczne marzenie? Jedno ;)
 Ciągle to samo...wyspać się i przechodzić cały dzień w piżamie:) Póki co nie do spełnienia:)
4. Pomysł na oryginalną ozdobę świąteczną to..? 
Moje białe kule cotton balls unplugged zawieszone na gałęzi. A gałąź na oknie.
5. Książka, którą podałabyś dalej to...?
...nie wiem, czy bym podała, bo jeszcze nie skończyłam czytać!
6. Makijaż na co dzień czy od święta?
Tusz zawsze. 
7. Ulubiona piosenka, utwór ?
"Angel" by Sarah McLachlan
8. Pomysł na najszybszy obiad świata? Taki, który trzeba zrobić
w minutę po tym, jak się na blogach zasiedziało ;)
Makaron z masłem i czosnkiem
9. Czy masz plany na zmianę aranżacji w domu? Jeśli tak, to co to będzie? 
Poszukiwania porządku?
10. Najlepsze ciasta to...? Mogą być dwa ;)
Sernik zawsze i wszędzie.
11. Cieszy Cię popularność Twojego bloga?
No pewnie:) Ale im dłużej uda się zachować pewną anonimowość, tym lepiej.

Dziękuję za świetną zabawę:) 

czwartek, 20 listopada 2014

...i tak jesteś tu...

 
Dziś już czwartek. Jutro wracasz.
Wącham flakon Twoich perfum w łazience, kąciki ust podnoszą się lekko, pod powiekami obrazy - jak slajdy - z Tobą, Ja.
Pamiętam, jak w czerwcu 2007, a potem i w lipcu, i w sierpniu i...tęskniłam już po wyjściu z domu do pracy.
"Jesteś moim Aniołem" mówiłam.
I tak jest.
Krzątam się, biegam jak zwykle za Nimi. Więcej się razem bawimy, żeby aż tak nie odczuły, żeby czas się nie dłużył. Janek odwraca główkę, bo coś skrzypnęło - "tatuś?" i chce wstać, przywitać.
Czytam wieczorem, poznaję Wasze czytanki o Zygzaku - dotąd nie miałam przyjemności, bo to Ty odgrywasz tę rolę co wieczór.
Śpią, cisza senna kusi, Ich oddechy i ciepłe ciałka jakby wołają "chodź, pośpimy sobie"...
Uległam pierwszego i drugiego wieczoru.
Wczoraj dałam radę, cisza bez mediów - akurat nie mamy ani internetu, ani telewizji, wyjątkowa kumulacja:) -  wcale nie jest taka zła. Ile więcej udaje mi się zrobić, bez ulubionego serialu, bez przycupywania co chwilę przy laptopie, żeby sprawdzić te KONIECZNE informacje.
Owszem, mając dostępną sieć byłoby łatwiej zrobić to ciasto dyniowe - nie wiem, czy czegoś nie dodałam, czy dodałam za dużo, czy za mało, ciasto niechętne było wyrosnąć, a ja niechętna jestem do jego zjedzenia w jeden dzień.
No właśnie. Rozprawiłam się z dynią. Pocięłam na kilkanaście kawałków, więc wyjdzie z nich jeszcze niejedno pumpkin pie. W sumie Thanksgiving za tydzień:)

I znowu zaglądam do Nich. Mała stópka Janka już nie mieści mi się w dłoni. Ale i tak jest ciągle moim maluszkiem:) Wiem, wiem, tylko "gabarytami":) Decybele i siła uścisku, a właściwie zacisku, jak u nastolatka:)
Kosmyki włosów otulają twarz Marysi. Śpioch niesamowity, 100% Ciebie:).
To znaczy nad ranem, bo około pierwszej w nocy budzi się nadal, noc w noc.

I tak sobie myślę, jakie to cudownie naturalne i oczywiste, że jest mama i tata.
Dla Nich. I dla Innych szczęśliwych dzieci.
I zaraz potem zastanawiam się, jaka siła potrafi odciągnąć ojca, czy matkę od swoich dzieci.
Myślę o moim tacie. Przecież jest nim od trzydziestu siedmiu lat.
Ale od trzydziestu nie ma go przy mnie, i przy moim Bracie. Nie ma go obok, ani nawet na odległość. Po prostu wypisał się z bycia tatą.
I żyję, i wyrosłam na normalną (przyjmijmy:) )  i szczęśliwą kobietę.
(...)
Niestety nigdy nie zrozumiem, dlaczego rodzice biorą rozwód ze swoimi dziećmi...

No nic. Jeszcze jedna noc. Jeszcze jeden dzień.
I tak tu jesteś...