piątek, 26 czerwca 2015

zespół stresu przedurlopowego

brzmi koszmarnie, prawda?
urlop za pasem, wszyscy zazdroszczą, motyle w brzuchu
dzieci się cieszą i ja doczekać się nie mogę
ściska mnie jednak oprócz tych motyli niepokój
trudno powiedzieć o co
bo nawet jeśli weźmiemy za mało skarpetek albo zapomnimy o paście do zębów - można je kupić

pod namiot do Szwajcarii
spotykam się z przeróżnymi reakcjami znajomych i nieznajomych
od bardzo lekkiego i spontanicznego "żartujesz? hehe:)" przechodzącego stopniowo w osłupienie
do naprawdę szczerego  i zazdrosnego "wow!"

w pracy przed urlopem urwanie głowy
w domu falstart, bo zaczęłam pakować się już trzy dni temu, ale zaczęliśmy podjadać zgromadzone na wyjazd zapasy słodyczy i chińskich zupek
odczuwam na przemian napady gorąca i zimne poty
duszność, a za chwilę głupawkę
zapominam podrzucić sąsiadce wino, o które prosiła mnie przez telefon podczas moich zakupów
wino kupione, ale...no właśnie nie wiem co się ze mną stało
aż przysłać mi musi sms o treści "czekam i czekam na ganku na wino..." (Asiu przepraszam Cię najmocniej raz jeszcze!)

też tak macie?

cieszę się, no pewnie, że się cieszę
i nie za karę na te wakacje jedziemy
może zbyt zmęczona  jestem
albo motyle z ADHD w tym moim brzuchu się trafiły...

ale wiem, że jak tylko usiądę w aucie
ścisnę w rękach mapę
ziewnę, bo wyjazd o 3
motyle radośnie już tylko połaskotają
a zespół stresu przedurlopowego uznam za niebyły



bardzo ciepło Was pozdrawiam:)

czwartek, 25 czerwca 2015

poruszona



zielone gałęzie uginają się od powiewów wiatru, poruszają się ciężko, szeleszczą nieustannie
patrzę na nie codziennie
i stoją te drzewa, ciągle na tym samym miejscu
czy one wiedzą? ile to wszystko warte? czy zdążymy jeszcze przejść obok nich?
zauważając je w końcu

zdążymy! tak od razu wstanę i podejdę do tego drzewa
poczuję podmuch na twarzy, przymknę oczy i będę tylko staniem
i czuciem i tą chwilą

nie ma na co czekać, jutro może okazać się, że to ja
albo ktoś, bez kogo moja życiowa układanka będzie niepełna

ale tak naprawdę to nie chcę łapać życia garściami
zachłannie, byle jak najwięcej, za wszelką cenę i na zapas
z zadyszką

nie chcę tak

próbuję oddychać minutą, każdą po kolei, z tym, co mi przynosi
bo szczęśliwa jestem, bardzo szczęśliwa
nie z jakiegoś szczególnego powodu
bardziej...z każdego powodu
i bez niego też:)
patrzę na dzieci nasze, jakoś tak niezauważenie zaczęły zasypiać i przesypiać same całe noce
a całkiem niedawno biadoliłam i narzekałam i doczekać się nie mogłam, kiedy dorosną
i niepotrzebne były ani strategie, ani zakazy, ani nakazy
nie zauważyłam
a one chrapią do rana

Janek mówi ciągle, w kółko, non stop
opowiada, wybiera słowa do swoich pierwszych ogromniastych zdań, które tworzą całe opowiadania
jego rączki nadal są małe, waży 13,5kg, a pupka jest mała jak bułka wrocławska
ale lubi eleganckie koszule w kratkę, z kołnierzykiem, nosić do przedszkola!
tuli moją twarz w tych rączkach, nadal, i z czułością szczerze wyznaje "mamusiu jesteś taka piękna.."

Marysia
boję się, że nie zdołam ogarnąć, poznać, dotrzeć do wszystkich jej możliwości
ma w sobie ocean przemyśleń, talentów, dobroci i wrażliwości
czasem jedno jej spojrzenie, jedno słowo, niedokończone zdanie i uświadamiam sobie, że nie jest tylko małym dzieckiem, które nie chce zjeść obiadu, umyć rąk, założyć papci
ale jest moja cudowną Kruszynką, niesamowitą dziewczynką, którą muszę częściej przytulać, która jest tak podobna do mnie, kiedy byłam w jej wieku...
nie mogę się już doczekać czasu, kiedy będzie umiała czytać płynnie, nie mogę się doczekać momentu, kiedy otworzymy przed nią świat opowieści, książek, a jej wyobraźnie spotka wreszcie bratnie dusze

On, Ty:)
hmm.... marzenia się spełniły...



tak więc stoję pod tym drzewem
naszym małym klonem
i oddycham chwilkami
każdą po kolei





poniedziałek, 15 czerwca 2015

błękitny garbus

Łapię ostatnio sporo ciepłych momentów, lekkich, krótkich, ale cała ich masa tworzy wokół mnie mgiełkę dobrego humoru. Nawet kryzysiki są krótsze, niż zwykle, a moje osobiste wyładowania atmosferyczne zupełnie do zniesienia.
Już niejeden raz w moim życiu mam wrażenie, że dostaję niespodzianki. Od niewiadomokogo. Choć i tak podejrzewam, że są od Niego.
Te chwilki, ułamki sekund, jedno spojrzenie w lewo w akuratnym momencie, i jest!
Widok.
Impuls.
Wspomnienie.
Uśmiech.
Coś dobrego.
Zdążyłam zauważyć. I przez chwilę tym pożyć.
Szczęście.


błękitny garbus
[Szczerze przyznaję, że, pomimo druzgocącej opinii naszej polonistki w liceum na temat poziomu mojego słownictwa (twierdziła, że jest wręcz ubogie, a ja jeszcze kiedyś wyślę jej egzemplarz pierwszego wydania mojej książki, z dedykacją), niezmiennie zachwyca mnie moc słów.
Niektóre, zestawione, tworzą niesamowity obraz, są doskonałe. Dwa, trzy, a wyobraźnia już wie, co robić.]
W każdym razie....
Jechałam do pracy, siódma pięćdziesiąt trzy, wyjątkowo nie spóźniona. Długaśna aleja, lipy tworzące szpaler wzdłuż całej jej długości, zadbane domy, nowa kwiaciarnia, promyki słońca.
I nagle go widzę. Między drzewami, z młodym kierowcą, błękitny garbus.
Wygląda tak, jakby się zgubił. Trafił z pastelowej opowieści o miłości prosto w mój poranek.
Błękitny. Niby normalny, ale niezwykły.
I zanim zdążę się na niego pogapić, nacieszyć i upewnić, że naprawdę tam stoi, jadę dalej.
Ale wiem już, że o nim napiszę, że był niezwykłą radosną chwilą, która mój dzień ubarwi humorem.

morze można
No można. Poczuć morze, morską bryzę i zgniły zapach wilgotnych wodorostów nawet wtedy, gdy mieszka się na wsi 300 km od brzegu.
Wieczór, biegnę, pierwszy raz od tygodni wielu. Nie lubię z telefonem, słuchawkami, bo majta mis się to wszystko pod brodą, za uszami. Rozprasza. Wolę saute.
Słyszę świergolenie ptaków, słyszę nieznajomych dzień dobry i dobry wieczór. Zwyczaj, który zaskoczył mnie, pannę z miasta, mile bardzo. Odpowiadam, uśmiecham się, kiwam głową.
I wtedy czuję tę woń, mokrą, lekko zalatującą dnem morza, tym blisko brzegu, z wodorostami. Pewnie większość podlewa ogródki, ale co tam, mi kojarzy się wolnością nadmorskich miejscowości. Do tego zachód słońca, mocny, czerwonożółty, późny.
I co z tego, że nie ma fal, że zamiast nich jest bezkres zbóż. Słońce to samo. Zachodzi dla mnie. I znów ta chwila, bo gdybym tędy biegła trzy minuty później...
Na szczęście nie słyszę szumu morza. Wtedy zaczęłabym się o siebie martwić...

I przypominam sobie, że mam już trzydzieści siedem lat. Że jestem mamą. Ale jakoś zupełnie mnie to nie martwi. Trzydzieści siedem lat ma moje ciało. W głowie to cały czas ta sama ja. Nadal mogę być uparcie optymistką. Jak kiedyś. Mogę dać upust własnej wyobraźni. Jak dziecko uśmiechać się do siebie na widok auta...
I nie bać się.
A to, że ktoś nie poznał się na moim słownictwie..?:)



środa, 10 czerwca 2015

Patrz, w ogóle nie widać gwiazd... Ale są....


" patrz.... w ogóle nie widać gwiazd..."
"ale SĄ..."

Stenka i Frycz. Już kilka razy podglądałam ten film, ale dopiero tym razem usłyszałam ten tekst!

Takie proste, tak oczywiste.
I uśmiechnęłam się, sama do siebie. Pomyślałam....jak łatwo zapomina się o tych gwiazdach. Wystarczy, że zrobi się ciemno, a gruba warstwa chmur zakryje przyjaźnie migoczące iskierki.
Wystarczy, że w życiu trochę się zachmurzy, ponurość przyćmi nadzieję, a już ogarnia mnie przeczucie wieczności. Tej ciemności.

Niepotrzebnie. One tam są.

dobre słowa od dobrych ludzi...
radosny śmiech własnych dzieci...albo ich sen słodki, chrapiący, błogi...
kierowca, który ustąpi pierwszeństwa, gdy spóźniona już jestem...
zapach moich dłoni, gdy potrę je o gałązki naszej kwitnącej lawendy...
dom, który czeka na mnie zapraszająco, gdy do niego wracam......choćby ze spożywczego...
Ukochany, który codziennie rano wyprowadza dla mnie auto z garażu....
prawidłowy wynik cytologii
głos mojej mamy i jej "kocham Cię" na końcu każdej rozmowy...







Uczę się widzieć jaśniej. Słucham rad tych moich pokrewnych Iskierek, których nigdy nie spotkałam, ale one są! Choćby tutaj, przy blogu:) Naprawdę się staram Apaczowa kochana:)
O Dorotki udziale napiszę z pewnością, pokażę efekty:)

I z tym dobrym nastawieniem dzieje się u nas więcej, niż mogłam przypuszczać:)
Zagęszczamy nasz ogromniasty trawnik klonami. Ostatnio zdobyty "Esk Sunset"...czy te nazwy nie są piękne...?
Odkopałam moje cotton kulki, te bez prądu, zawiesiłam, i od razu zachciało mi się przestawiać, ustawiać, przesadzać...kilka godzin, w domu chłód, dzieci na dworze...

Mój Mąż w super seksownym obcisłym stroju przemierza na rowerze dziesiątki kilometrów, kondycję ma przy tym jak Marit Bjoergen, bo i kolory na twarzy, i oddech w miarę równy ma po "zrobieniu" 117km, a ja tak patrzę na niego i liczę po cichu, ile  mi by taki dystans zajął....dni.
I jest przy tym tak cudownie normalny! Żadnej rowerowej obsesji, znikania na całe dni, dzień w dzień, uff....
Więc dumna jestem z niego bardzo, szkoda tylko, że Chodakowskiej ćwiczyć już ze mną nie musi. To znaczy by nie musiał, gdybym ja ćwiczyła przypadkowo.

I tak chodzę sobie zadowolona, już nie biegiem, zdjęcia pstrykam i odliczam.
Bo wakacje tuż tuż.
I zaklinam, żeby nie lało....:)
























wtorek, 2 czerwca 2015

głupawka

what do I want?
what do I need?

sama nie wiem
kocham Ich niezmiernie, bardzo, najbardziej
kocham najbardziej na świecie
są cudowni, wymarzeni, kochani, najdrożsi
ale nie ogarniam
nie mam siły
ani ochoty
czasem jak ochota jest
rozmyślam o tym szczęściu
wszystko wydaje się takie proste i poukładane
ale wystarczy jego pisk, nie słuchanie
głupawka
obojga niejedzenie
albo wszystko naraz
i znów chcę się schować
uciec
zamknąć
chyba mam jakiś rodzaj dziwnej depresji
nogi jak z waty i panika w środku
że nie umiem
że jak coś robię to po trochu
niekonsekwentnie
albo przestaję zanim tak naprawdę zacznę
myślałam, że chociaż jestem porządną mamą
owoce warzywa pięć razy dziennie
ale i tak nie chcą jeść
ani razu
nie słuchają i nie słyszą
robią co chcą
a niby dyscyplina i zasady są
i o tej samej porze posiłki i spanie
i nie działa to jakoś!

i z dekoracjami mi się nie udaje
i z domem
nawet nie wiem jaki ostatecznie styl bym chciała
widzę kolejne odsłony metamorfozy
na innych blogach
odświeżone cudowne wnętrza
sypialnie i pokoje dziecięce
tarasy i balkony słoneczne kwieciste z zasłonkami
i wzdycham
i też tak chcę
albo tak

tak samo z ciuchami
i ubieraniem
i paznokciami
i odchudzaniem

ta moja niemoc twórcza
niemoc na wszystko
i płakać mi się chce i płaczę

a Oni tacy kochani
i On
i siedemnaście razy powtarzają i pytają
mamo puściłaś bąka?
Jasiu puściłeś bąka?
a Ty, Marysia, puściłaś bąka?
najbardziej ekscytujący motyw w grupie wiekowej lat 3-6
i od nowa jeszcze szesnaście razy
bo ja postanowiłam milczeć do końca wieczoru
ale się nie da oczywiście
i teraz zabierają wszystkie owoce i pomidory do swojego pokoju
nie wiem po co
do zabawy
a ja siedzę i piszę
a jabłka spadają i obijają się
będą kwaśne
i nic nie mogę zrobić
i siedzę
a kolana ciężkie nie mogą wstać
bo po co?
od nowa wieczór
taki sam jak wczoraj
i od rana to samo
bieg maraton i tak w kółko
nawet nie wiem czego chcę
bo nie mam siły ani czasu pomyśleć
i nie ucieknę bo kocham nad życie

to idę już
pozbierać jabłka
odnieść je robiąc kolejne kilkadziesiąt kroków tam i z powrotem
tylko tak...zasnąć by się chciało
zatrzymać Ich na jakiś czas
wyciszyć pilotem
odnaleźć słynną strefę komfortu
nawet by za dużo nie zauważyli