niedziela, 14 grudnia 2014

miałam napisać...


Miałam napisać o...
Miałam przygotować to...
Miałam pomyśleć o...
Miałam zrobić, posprzątać...

ale poddaję się, wymiękam
kolejny weekend  nierównej walki  zmagań w pojedynkę
trochę rozjazdów, bo jasełka u Niej, a wypadła nasza kolej pieczenia ciasta
wigilia u Niego - ale bez Niego, bo jeszcze nie dość zdrowy, nie miałby kto odebrać z przedszkola
i tutaj też trzeba było upiec, bo nazwisko to samo a alfabet nie kłamie:)
ciasto kupione, szybko dane, co powiedzą, to ich
no i świąteczny koncert w sobotę- tańczy Ona, po sali czterdzieste siódme okrążenie robi On
rozgardiasz, oczy dookoła głowy
jeszcze czytam życzenia na scenie, mikrofon, kartka, kątem dostrzegam Mikołaja w przebraniu - więc gdzie On? przecież się boi...czy zdążę chwycić Go w ramiona..

napisałabym, że płakałam jak bóbr przy filmie w piątek
ze szczęścia, że są, że mogłam urodzić, zdrowi, cali, kochani
moi

napisałabym i jeszcze
ale zaraz oszaleję, bo fistaszki z łupinką w tej chwili je On
Ona bez lampki pisze list do Świętego, znowu te oczy...
własnych myśli nie słyszę...
jedno śpiewa "Rajdek...."
drugie pomrukuje

ciszy brak

a na Mikołajki gminne już spóźnieni jesteśmy...

poddaję się...


PS. I wszystko wiem, jestem uświadamiana, że już niedługo zamkną się w pokojach, że czas przemknie szybciej, niż bym chciała i nie da się go cofnąć. Ale teraz i tu musiałam napisać choć to, co zdążyłam:) Bo emocje mam teraz i tu. I kocham i szlocham:) A podczas filmu - z Mimmi Driver "Return to zero" - bardzo mocno czułam, że są moim całym światem, że bez nich...to jakby nic nie było...
I nie czekam nawet na pocieszenie, ani na zganienie:)
 Wiem, że powinnam może lepiej się organizować, itp., itd.
Niestety kiepsko mi to idzie, a co najmniej wolno:)
Czasem muszę po prostu napisać o tym, co codzienne, nie patrząc, czy piszę składnie i ładnie. Bo gdy już napisane, jest mi lżej. Jak krótki seans u terapeuty.
Po to ten blog.

PS numer 2. I jest już ON, blisko. Świat jakiś pełniejszy, żelazko lżejsze, rozmowy bez końca.
Żałuję tylko tych słów wypowiedzianych do dzieci zbyt szybko.
Ale cofnąć ich się już nie da. Więc ściskam stópki śpiące, odgarniam włoski z zaspanej buzi, wzdycham.
Potem przytulam do Męża na całe 17 minut, bo Marysia już czujna czeka na sygnał..."Mamusiu, chodź!"...

6 komentarzy:

  1. Nie poddawaj się Kochana- samo życie, nie jesteś sama, zapewniam :)
    Pomyśl, jakby to było, gdyby ICH nie było. No... Spokój, cisza, beznadzieja. Uszy w dół, uśmiech na buziaka i walcz! :)
    P.S. A co to za film?

    OdpowiedzUsuń
  2. I jeszcze jeden scenariusz. Jak już pójdą "na swoje". Usiądziesz w wysprzątanym domku, cichutkim, puściutkim i łezka popłynie przy kawce i postach z przeszłości ;) I czekać będziesz codziennie, aż wnuki wpadną narobić hałasu i bałaganu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, wszystko wiem, jestem uświadamiana, że tak będzie, że zamkną się w pokojach, że czas przemknie szybciej, niż bym chciała i nie da się go cofnąć. Ale teraz i tu musiałam napisać choć to, co zdążyłam:) Bo emocje mam teraz i tu. I kocham i szlocham:) A podczas filmu - z Mimmi Driver "Return to zero" - bardzo mocno czułam, że są moim całym światem, że bez nich...to jakby nic nie było...

      Usuń
  3. Aniu zawsze w tym szale gdy już myślałam że nie dam rady przypominałam sobie słowa koleżanki (matki 5 dzieci) - jak nie dajesz rady z 1 dzieckiem postaraj się o drugie, wówczas dostrzeżesz jak było łatwo. Gdy dwoje daje w kość poczekaj na trzecie.... wówczas zobaczysz że przy dwójce to nuda była :-) Ona doszła do 5 HA!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Dlatego podziwiam z całego serca mamy więcej, niż dwójki, Mamy dzieci chorych i te, które są same. Podziwiam i kłaniam się przed nimi nisko... A trójeczka...w zamysłach była:) Ale skorygowaliśmy plany po urodzeniu się Marysi:) Dziękuję za komentarz i pozdrawiam Cię serdecznie:)

      Usuń
  4. Oj czasami tak bywa, dobrze znam to szaleństwo:) Życzę chwili oddechu i wytchnienia, takiej tylko dla Ciebie:**

    OdpowiedzUsuń