prawdziwa zima
śnieg, biało, trochę mroźno
pierwszy raz byłam na nartach w Czechach!
w sumie jeżdżę od dawna, ale odkąd jestem mamą, odczuwam pewien niepokój...
o zmarznięte nóżki, noski, rączki...
hmmm...no właściwie... nie wiem, o co tak naprawdę jeszcze...?
generalnie... nie potrafię pozwolić samej sobie na kilka godzin relaksu
czystego, spokojnego relaksu
liczę zjazdy, patrzę na zegarek
kondycja też już nie ta sama, bo przybyło kilogramów, o porządnej rozgrzewce nie wspomnę, więc kolanka, uda bolą
czekam na koniec i powrót do pokoju, domku, do Nich
Im oczywiście nic nie jest
zjedzą więcej, niż zjedliby przy mnie
nóżki, nawet, jeśli zmarzły, są ogrzane przez Tatę, ciocię, opiekunów
dzieci są szczęśliwe!
a ja...nie umiem i chyba trochę nie chcę oddać pałeczki
wydaje mi się, że nikt tak o Nie nie zadba, jak ja...
a z drugiej strony, już wręcz wykrzykuję swoje zmęczenie byciem niezastąpioną:)
dziwne, nie?
więc zamiast rozpisać się, jak wspaniale Marysia nauczyła się jeździć na nartach,
jaka jest już duża i coraz bardziej samodzielna! jak było fajnie...
...
...po feriach w górach pozostało niestety smutne wspomnienie nerwów, fochów, buntów trzylatka i moich krzyków
i niedowierzania, bo oboje z Mężem nieraz patrzyliśmy na siebie ze zdziwieniem
bo nasze Skarby były nie do uciszenia
z powodu kłótni lub po prostu dzikiej zabawy
z wyjazdu wróciłam po prostu zmęczona, sfrustrowana, smutna
dzieci wariowały, nie słuchały, nie reagowały
już podróż w tamtą stronę była momentami koszmarna, 200 km zniecierpliwienia, decybele sporo powyżej akceptowalnego przez nas progu, szturchanie i marudzenie
miałam ochotę zawrócić
kolejne 100 km ulgi, bo Mały zasnął, a Starsza szeptała bajeczki przytulanej do ramiom lali
sinusoida taka trwała całe pięć dni
miałam ochotę uciec
a za chwilę ze wzruszeniem patrzyłam, jak pięknie rysują, śpiewają, śpią
no i właśnie, czy to jest wynik mieszanki Ich żywiołowych charakterków, nieumiejętnie przez nas okiełznanych
czy też nasze dzieci są najnormalniejszymi na świecie dziećmi?
zadaję sobie to pytanie od kilkunastu dni
i mam nadzieję, że znajdę kiedyś lub w ogóle odpowiedź na to,
czy to czasem nie jest kwestia mojego/naszego podejścia?
może za szybko się denerwuję?
może za dużo oczekuję?
może za dużo oczekuję?
może za słabe i niejasne zasady panują w naszym domu?
może czas zauważyć, że nasze Skarby rosną, zmieniają się, rozwijają?
może czas zauważyć, że nasze Skarby rosną, zmieniają się, rozwijają?
że nie są już ani takie małe, ani takie duże, jak mi się wydaje?
za mało lub za dużo wymagamy?
a może to kwestia mnie samej...
ale na pewno mamy wyjątkowe i najcudowniejsze na świecie Dzieci:)
takie Dwa Żywioły, pełne szczerych, spontanicznych emocji
pełne pomysłów i niesamowitej wyobraźni
gaduły, nie potrafią zamknąć buziek na dłużej, niż mrugnięcie okiem
uparciuchy, jedno większe, od drugiego
nasze
z krwi i kości
z naszych genów, talentów i tych niedoskonałości, które w Ich wydaniu są po prostu urocze
Przytulanki
nasze Dzieci
szczęśliwie jestem spod znaku Strzelca
czyli cechuje mnie, cytuję, "pogoń za nowymi przeżyciami"
i tak, wyjeżdżając z Czech, byłam pewna tego, że nie chcę przeżyć kolejnego urlopu w ten sposób, nie mam ochoty na wakacje latem gdzieś zagranicą, jeśli w zachowaniu dzieci nic się nie zmieni
a godzinę później, obserwując pola, lasy, nowe miasta, zza szyby samochodu, w dużo spokojniejszej atmosferze
pomyślałam...dobrze byłoby znać już miejsce naszych letnich rodzinnych podróży...
już planować i cieszyć się na nie:)
taki to ze mnie rodzic rozdygotany...
Tak czytam i myślę ... macie najnormalniejsze w świecie dzieci, choć pewne najcudowniejsze i jedyne w swoim rodzaju dla Was. Ja w Twojej sytuacji też bywam, ale sporo "odpuszczam" po prostu pozwalamy im na dużżżżo więcej niż inni i dlatego mamy mniej powodów do zdenerwowania :)
OdpowiedzUsuń:) dzięki za komentarz, no ja właśnie z tym odpuszczaniem mam problem, bo wydaje mi się, że to nie minie, że jak pozwolę sobie teraz wejść na głowę, to co to będzie dalej?? na szczęście po wypisaniu powyższych rozterek od razu zrobiło się lżej, koleżanki wzdychają nad tymi samymi problemami, więc...damy radę:) pozdrawiam!
UsuńJa miałam dokładnie tak samo. Pocieszę, że wraz z dorastaniem dzieciaków i w duszy więcej "luzu" i oddechu się pojawia :) Kiedyś nie rozumiałam, dlaczego po rodzinnych wakacjach wracam do domu, by odpocząć ;) Wytrzymaj jeszcze chwilkę, zobaczysz niedługo że w końcu "złapiesz" oddech- obiecuję!
UsuńO ja Cię! Taki szeroki stok to moje marzenie- początkującej, tratującej wszystko narciarki :)
OdpowiedzUsuńRany - czytam Twój blog, pewnie byłam tu już kilka razy, ale dzisiaj jakby mnie wciągnęło - i opowieść o Stanach i o odchudzaniu i o tym, że masz dość wszędobylskiego przejaskrawionego czarnowidztwa i o dzieciach w końcu ;)
OdpowiedzUsuńWszytko to jakbym siebie czytała (oprócz Stanów, które jednak fascynują mnie mocno, choć bez żadnych kroków w tę stronę bo nawet nigdy nie miałam okazji uczyć się angielskiego - o zgrozo! - ale kiedy teraz w dorosłym życiu znaleźć na to czas :/). I ten wyjazd zimowy z dziećmi to już mnie tak poruszył, że muszę Ci napisać, że i u nas to samo. Taki niby urlop, niby wszystko super bo i widoki i rozrywki i gotować nie trzeba i odskocznia od codzienności, ale te nerwy towarzyszyły nam prawie codziennie i wyszło na to, że w drugim tygodniu ferii, kiedy my byliśmy normalnie w domu i w pracy a dzieci pojechały z teściową nad morze - odpoczęliśmy bardziej, było spokojniej, czulej, bliżej, wolniej...
Piszę chaotycznie, bo w przerwie kawowej w pracy, ale trzymam kciuki za to wielkie marzenie, bo czyta się Ciebie naprawdę baaaardzo fajnie! Poczytałabym o tych Stanach jeszcze :)
o Stanach to zapraszam na mojego drugiego prawie bloga, za którego muszę się w końcu zabrać i go dopisać:) http://niebieskieokiennice.blogspot.com/
UsuńI witam Cię bardzo serdecznie, bo od zawsze zaglądam do Ciebie:) Twój ogród to marzenie, a dekoracje, choinka, lekkość firanek...ach, a kominek Wasz był baaaardzo dosłowną inspiracją naszego:) pozdrawiam:)