poniedziałek, 12 maja 2014

małe kroczki

Jak by tu schudnąć?
Skurczyć się jakoś i wrócić do dawnej, choć tak naprawdę nie aż TAK dawnej, formy?:)

Z zazdrosnym westchnieniem patrzę codziennie na koleżankę (i szefową w jednej osobie), która siedzi naprzeciw mnie, biurko w biurko. Jest taka zadbana,dopracowana, w każdym szczególe.
Rzeczy nosi tak, jakby za każdym razem miała je na sobie pierwszy raz.

A ja? Fakt, biegałam RAZ w tym tygodniu. I podobało mi się. Postanowiłam biegać co 2 dni. Wczoraj wypadał ten co drugi - ale zrobiło mi się zimno, było wietrznie, więc zostałam w domku. Weszłam na wagę i...zamarłam! 73 kg! (wieczorem, w ciuchach i po drożdżowym placku Mamy B.)
Zeszłam z niej ze łzami w oczach. Wyżaliłam się B., że  ma mnie pilnować, strofować, bo czuję się nieszczęśliwa (ze względu na te moje nadmiary):(
B. przytulił, stwierdził, że nie mam z czego się odchudzać, za co kocham Go niezmiernie!
Ale od dziś powrót do diety 1000kcal - cudowna rozpiska co można, co nie i jak często, a raczej rzadko:)
W zeszłym roku zrzuciłam 4 kg, było widać! Teraz też musi się udać, bo te zrzucone kilogramy wróciły i to z posiłkami...

Cóż, co zrobić, po prostu lubię jeść...

A małe kroczki tuptusie krążą wokół mnie radośnie...:)
Za nami pierwsze ukąszenie przez pszczołę - Marysia dzielnie to zniosła.
Jasiu - przy okazji - nauczył się fragmentów wierszyka:
"Naplotkowała sosna
Że już się zbliża wiosna..."

I tak jakoś dotrzeć do nas ze swoim ciepełkiem nie może....






 





2 komentarze: