Tak, tak. To miały być trzy posty. Z rozmysłem napisane, dopracowane, wymuskane.
Ale z tym moim blogiem... nie mogę się ostatnio dogadać.
Zaglądam. Zaczynam. I porzucam przed końcem pierwszego wiersza.
Przez cały dzień krążą wokół mnie słowa, czasem w pojedynkę, częściej parami.
zaspane serce
niezwykłości
sprawy nieporankowe
słowa niepozbierane
Przepiękne, obudzone myśli, już... już widzę je jako nagłówki obiecujących historii.
Już mam wpaść w ten niegdyś ulubiony nieczas pisania - zwany po ludzku zapomnieniem się - taki, który tłumaczy nieugotowane, niewyprasowane i niewyspane - koniecznością tu i teraz zanotowania najgorętszych i najaktualniejszych przemyśleń. Tych, co nie mogą poczekać już ani chwili dłużej.
Już mam niemal tę moją niecierpliwość otuloną kocem, nastrojoną zapachem gorącej herbaty i muzyką w słuchawkach...
Tylko usiąść. I pisać.
Ale... nowe tematy, natchnienia, umykają przed zachodem słońca.
Nie rozwijam, nie opowiadam, palce zawieszam nad migającym kursorem i nie zatrzymuję się na dłużej.
A może to one nie zatrzymują mnie?
Wiercą się te moje myśli jeszcze przez chwilę.. o tak! zagadują, intrygują, żeby w końcu przegrać ze snem, zimą lub zwyczajną niechęcią. I wrażeniem, ze to wszystko bez sensu.
I tak mijały ostatnie tygodnie. Próby i zniechęcenia.
Przy kolejnym falstarcie doszłam do wniosku, że... nie mam o czym pisać.
Bo albo już o tym czymś pisałam, już się do tego przyzwyczaiłam, przeżyłam...
...albo ta nowa myśl okazywała się błaha, nieważna, przeterminowana.
Być może za bardzo chciałam napisać coś popularnego, co porwie i mnie i Was. Coś, co poruszy, zostanie na dłużej, niż kilka dni życia blogowego posta.
Takie właśnie błahe mi się to wszystko wydało, sam blog i pisanie o sobie i dla mnie.
Wirtualne i na chwilę. Szukałam myśli pozytywnych, optymistycznych, wręcz radosnych.
A tu życie biegło obok, pełne spraw naprawdę ważnych i dotykalnych. Biegły dzieci i Męża świat.
Zwolniłam. Częściowo uwolniłam się od mediów i portali.
Ale niepokój jakiś dziwny pozostał.
To nie z blogiem nie mogłam się dogadać.
Tylko ze sobą.
Być może zmęczenie, nastrój w pracy, brak promieni słonecznych, zimno i bezśnieżny mróz.
Być może straszne wiadomości ze świata, przepychanki polityków i nasza wobec tego bezsilność.
Całe garście braków i nadmiarów.
Szukałam, chciałam, ale nie wiedziałam czego i co.
Nie mogłam się zdecydować nawet na miejsce tegorocznych wakacji.
Nie cieszyło mnie to, co powinno cieszyć. Aż rozpłakałam się w drodze do pracy.
Pewnego ranka.
Bez powodu.
Depresja?
Pomyślałam - pójdę do specjalisty. Pójdę po diagnozę, którą sama sobie ustaliłam.
Niech mi powie, że wymyślam, że się nad sobą użalam, że mam za dobrze i z nudów wyszukuję. Niech mi - nie dosłownie - da kopa w d...
Podziałało. Nie musiałam nigdzie iść.
Otworzyłam szerzej oczy. Powtarzam sobie, że nie muszę na siłę ulegać własnym zachciankom - bo tak sugerują w kobiecych magazynach - żeby walczyć o swoje, o lepszą pozycję kobiety, wszędzie. Wystarczy umiar. I świadomość. Wolę być sobą tu i teraz, z tym, co teraz. Pasje pasjami, nie wygasną. A nasze dzieci rosną. Drugi raz nie będą miały po 5 i 8 lat. Niedługo skończy się wskakiwanie do łóżka nad ranem i opowieści o marzeniach bycia gwiazdą Mam Talent i Voice of Poland. Za chwilę mi tego zabraknie.
Nie muszę poszukiwać niezwykłości, tylko je dostrzec. Są wszędzie!
W słowach... już nie moich, ale naszych dzieci. W ich główkach, przemyśleniach, uporze i w tym, jak bardzo podobne są do nas. Jak bardzo dosłownie nas naśladują, chłoną. Jak bardzo my jesteśmy ich światem.
Całe moje życie jest niezwykłe - Ukochany obok, z zaletami, które ciągle zachwycają i słabościami, które stają się niemal wspólnymi. Marysia i Janek - zdrowe, mądre, energiczne skarby. Mam pracę, mam dom, mam i kredyt, mam i marzenia, jak to będzie, gdy go spłacimy:)
Tyle planów na tą wiosnę i najbliższe lata. Wspólne, ze wszystkim, co nam przyniosą.
A co mogę? Mogę pozwolić sobie na łzy w drodze do pracy. Ten jeden raz.
Na sen, kiedy przyjdzie mi na to ochota.
Na niegotowanie i niepozbieranie. Na pisanie i niepisanie.
Na dzień dobry.
zaspane serce
niezwykłości
sprawy nieporankowe
słowa już pozbierane:)
i kolejne
północ - południe
mama swojej córeczki
czekają na opowiedzenie
pozytywne i z rozmysłem
nawet, jeśli błahe
zajrzycie?:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
ON Obudziłam się dziś o szóstej. Dokładnie. Budzik łagodnie wyciągnął mnie z głębokiego snu, rekompensując moje własne zaskoczenie melodi...
-
Nie zaczęłam przygotowań. Nie kupuję światełek, ozdób, kokard. Nie myślę o świątecznym menu i nie kupuję prezentów. W moim kalendarzu nadal ...
-
Może mogłabym sobie ciebie wymyśleć? Ciekawe, że wcześniej na to nie wpadłam. Ponoć mam wybujałą wyobraźnię. Nie chodzi o wygląd zewnętrzny...
:) Bo trzeba przepędzić z głowy swoje ego i wtedy zaczynamy żyć tu i teraz,tak jest łatwiej, lepiej, pełniej :) ego bruździ w głowie nie pozwala dostrzec tego co najważniejsze w zyciu;)
OdpowiedzUsuńuściski!
piękna prawda:)
Usuńwsłuchać się w siebie, ale bardziej sercem, nie głową
i z konieczną porcją pokory
uściski:)
Ważne jest do co dla Ciebie się liczy a nie nie co w gazetach, blogach i necie.
OdpowiedzUsuńDzieciaki rosną :-) łap chwile i ciesz się tą niezwykła zwykłością
Całusy
oj rosną, rosną! czasu nie zatrzymam...
UsuńAniu kochana, jak ja wiem co mogłaś czuć. Mi to pisanie ostatnio zupełnie nie idzie. A mam tyyyle do napisania. Łzy były niejedne, ale u mnie niestety zdiagnozowano wredną babę na d... Ale i tak cieszę się życiem bo mam moich kochanych koło mnie, bo od nowa uczę się miłości. Nie do nich, do siebie. Chętnie Cię zawsze poczytam chociaż nie zawsze dam rady napisać. Uściski.
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię również i życzę Ci dużo siły i życzliwości z każdej strony:) Cieszę się, że zaglądasz, dziękuję:)
UsuńDługo mi zajęło odcięcie się od matrixu, czyli tego, co nakręca spirale niepokoju w ludziach, widziałam ją w Tobie kiedy napisałaś post o swoich niepokojach przyszłością. One są naprawdę niepotrzebne bo martwić się na zapas lub pamiętając to co było nie takie w przeszłości, przestajesz żyć tu i teraz, umyka wszystko kiedy karmimy się niepokojami, pisałam o tym na swoim blogu, że trzeba przestać słuchać swojego ego i z nim nieustannie gadać - ono potrafi wykończyć sianiem zmartwień największego twardziela jeśli tylko mu na to pozwolimy. Ja to sobie tłumaczę tak : wczorajszy dzień odszedł i go nie ma - niech ego sobie gada co chce, a ja z tego dnia zapamiętam tylko to co było w nim dobre. następnego dnia jeszcze nie ma, więc nie mogę o nim myśleć zbyt intensywnie, bo żyję dzisiaj, jest dzisiaj, i żadne wczoraj ani jutro nie ma prawa się wpychać w to 'dzisiaj":) Dzisiaj jest moje, ja tu rządzę a nie moje rozwydrzone i przyzwyczajone do rządzenia w mojej głowie ego. A co do matrixu... to jest tak skonstruowana machina, żeby wzbudzać w ludziach jak najwięcej strachu i niepokoju, wtedy łatwo ludźmi sterować, bo jeśli stworzy się sztuczną sytuację, w której jest nadymany jakiś kontrowersyjny temat w mediach, to powstają obozy za i przeciw, dyskusje, przepychanki i hejt, machina ruszyła,o to chodziło, nie ważne, że ważka część problemu jest dęta i wyssana z 11 palca... ważne, że ludzie się zaczynają kopać. nakręca się negatywne emocje, a wystarczy wyłączyć ten badziew i samemu poznać sprawę poza ogólno-dostępnym ściekiem medialno-gazetowym. Pójść do źródła bo okazuje się bowiem, że problem jest a i owszem ale zupełnie inny,i nie tak wielki jak tego by chciały media.
OdpowiedzUsuńrzeczy z reguły nie wyglądają tak jak się je przedstawia... postaraj się potrenować odlączanie swojego ego od siebie, a zobaczysz jak wielka zmiana nastąpi, zyskasz niesamowity spokój i dostrzeżesz, że nikt nie jest w stanie Ci wmówić pewnych rzeczy :)
uściski!