niedziela, 14 listopada 2021

jesień




    Jesień to czas ogromu bogactwa. Nie jest ani gorsza, ani brzydsza od pozostałych pór roku. Tegoroczna wyjątkowo dała się lubić chyba nawet tym, którzy wolą zasnąć pod koniec lata i obudzić się zimą. Jaka to byłaby strata! Zazwyczaj jeździliśmy po jej niesamowite barwy w Karkonosze, w okolicy połowy października. Tak było i w tym roku, choć tak naprawdę pięknie było do ostatnich wiatrów wszędzie, za najbliższym zakrętem, a nawet bez wychodzenia z domu. Przeczytałam u kogoś na IG idealny zestaw jesiennych barw, bez użycia tych podstawowych określeń, za to owianych skojarzeniami i niezwykłością. Gama. Feeria. Jesień, czyli ochra, siena, burgund, terakota, rdzawa czerwień, umbra, żółć wenecka, palony brąz, cynober, karmin, zieleń oliwna, czerwień Veronese i dalej cała paleta ich obcojęzycznych odpowiedników. Cudowne.

    Jesień to dla mnie zapachy, aromaty, przede wszystkim cynamon i goździki, pomarańcze, niby to typowe dla grudnia i Świąt Bożego Narodzenia, ale przecież ja już od jesieni wpadam w ten rodzaj nastroju, który jest świętowaniem. Może ma to związek z wiekiem? Może piękna jesień życia, w którą wchodzę lub nawet weszłam, sprzyja ukochaniu tej jesiennej pory roku? Przytula i otula, ogrzewa i pozwala z uśmiechem wspominać dobre chwile z wcześniejszych lat i dobrze i z pogodzeniem przeżywać te aktualne, te teraz.
    
Zwykle jesienią towarzyszy mi muzyka, Sara Bareilles, ścieżki dźwiękowe, utwory fortepianowe. Przynosi ze sobą obrazy sprzed dwudziestu lat, gdy wczesną jesienią spacerowałam ulicami Nowego Jorku. Te zimowe, jak już kiedyś pisałam, kojarzą się z zimami w Montanie. Odkąd w domu stoi pianino, łapię uchwycone w ciągu dnia melodie i wyszukuję ich zapisu nutowego w sieci. Jak wiele udaje się znaleźć i kupić za parę groszy lub dolarów:) Drukuję Yanna Tiersena, Adele, Sarę i gram tła do nuconych pod nosem słów. Tiersen ma słowa ukryte w dźwiękach, nie trzeba ich wypowiadać, ani śpiewać. Lubuje się w wymagających, bemolowych tonacjach, więc najczulej, jak potrafię, naciskam opuszkami palców czarne klawisze, które - mam zawsze wrażenie - mają w sobie dużo więcej głębi i smutku, niż białe... Tak. Czarne klawisze i bemole są żalem, tęsknotą, oddają smutek lub zadumę bardziej autentycznie, tak je czuję. 

    Jesień owiewa jednak i chłodem z zewnątrz. Przynosi dreszcz, troskę, niepokój. Dzisiejsza jesień martwi, bo dramatyczne historie dzieją się bliżej, nie sposób nie zauważać ich i o nich nie mówić. Nagła śmierć Znajomej Osoby, choroby, pandemia, kłótnie, polityka, roszczeniowość, nieżyczliwość. 
Nie wiem, czy to ludzie się zmienili, czy cały świat? Wszystko to wchodzi w nasze życie, czy tego chcemy, czy nie. Łatwo jest poddać się nastrojowi przygnębienia. Dużo trudniej, niż zwykle, udaje się znaleźć pozytywy. Ale udaje się. Nie jestem ekspertem, ani nie próbuję być mądralą. Nie znam najtrafniejszych rad, ale sama łapię się na tym, że gdy wyżej podniosę głowę, robi się jaśniej. I gdy uświadamiam sobie kwintesencję dobra we wszystkim, co wokół, bogactwo barw i emocji, jakie wypełniają (zazwyczaj) nasz dom, ciepło, które ja sama mam w sobie i którym mogę dzielić się, póki mogę... Wzruszam się momentalnie. Po trochu ze szczęścia, a po trochu ze strachu, że to tak cenne, a tak łatwo to stracić. Ale nie u nas, zaklinam własne nadzieje szeptanymi prośbami. Czasem wystarczy dobrze i szeroko te swoje oczy otworzyć, żeby zobaczyć naprawdę. I uszu nastawić i wziąć głęboki oddech, a za nim oczyszczający wydech. I uśmiechnąć się, bo czemu nie...? Nie tracić nadziei. Nie tracić nigdy nadziei.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz