piątek, 26 listopada 2021

jesienny ogród

Każdego ranka któreś z nas wychodzi z domu, ledwie w piżamie i kurtce, żeby wypuścić Truflę z kojca. Trawa pokryta jest rosą lub coraz częściej szronem. Zdarza się uchwycić klucz dzikich gęsi nad głową i dachami domów. Jest cicho i rześko. Trufla czeka cierpliwie, od pierwszego zapalonego w domu światła, zdradzając jednak swoje podekscytowanie radosnym szuraniem ogonem po deskach psiego tarasu, zanim metalowy zatrzask uwolni ją i pozwoli na szybkie siku i szaloną pogoń po całym ogrodzie. Pędzi wtedy wokół domu jak rączy koń, popiskując i pomrukując z nieodkrytych przez nas dotąd powodów, choć zakładamy, że jest po prostu przeszczęśliwa i ten pęcherz mogła w końcu uwolnić od nadmiaru. Emocji.

Zdarza się, że obserwuję to wszystko z kuchennego okna, wychodzącego na zachodnią część naszego ogrodu. Dom stoi z dala od furtki i drogi, trochę przewrotnie, ale dzięki temu zachowujemy przynajmniej wizualną intymność. 

Zdarza się, że to ja ubieram ciemnozielone gumowce, narzucam niedbale kurtkę i szal i wypuszczam Truflę. A gdy wracam, otwiera się przede mną widok ukochany, wzruszliwy o każdej porze roku, o każdej porze dnia. Nasz dom, a przy nim mieszkające w ogrodzie drzewa i krzewy, dobierane z najwyższą dbałością i pasją. Czuję wtedy niesamowitą dumę z tego, że ten dom stworzyliśmy i tworzymy nadal, z miłością, wiarą, ze spokojem, o którym zawsze marzyłam. Dom pachnący kawą i cynamonem, a potem czosnkiem i ziołami. Otacza go ogród pełen klonów i lawendy, rosną nam młode i nieco już starsze drzewa i krzewy, których dogląda głównie Bartek. Ja przechadzam się, dotykam, robię zdjęcia, zbieram liście, suszę lawendę. Zatrzymuję kolory i wrażenia. Delektuję się tym wszystkim, co mamy...




































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz