Czwartego grudnia skończyłam czterdzieści lat.
Brzmi dziwnie. Dojrzale jakoś. Dorosło. Poważnie i... ciotecznie :) haha!
Cały ten około urodzinowy czas był wyjątkowy, z niespodziankami, mnóstwem prezentów, z małą podróżą i radościami, które wspominać będę jeszcze długo. Mąż porwał mnie do Fabryki Wełny, pabianickiego hotelu przy ulicy Grobelna 4 (moje nazwisko), a tam na kolację do Przędzalni, gdzie szefem kuchni był pan Bober (moje panieńskie nazwisko). Ta noc była nam przeznaczona:) Nie obyło się co prawda bez perypetii, ale to długa historia:) Na całkiem osobny post...
Dostałam bidon z moim imieniem i napisem Szprycha:) Dostałam piosenkę i całe mnóstwo cudownej muzyki:) I laurki od dzieci. I ręcznie robioną, specjalnie dla mnie, ogromną świecę z wrzosami. Dostałam czas i mnóstwo dowodów pamięci, i jeszcze kilka zachęt i znaków, które jednoznacznie nakazują mi nie poprzestawać. Mam znowu i nadal marzyć, próbować, nie bać się i nie odpuszczać.
Od dawna o tym wiedziałam - że po trzydzieści dziewięć zawsze pojawia się czterdziestka.
Ale dopiero od miesiąca, może dwóch, patrzę na siebie w lustrze tak trochę bardziej podejrzliwie.
Przekonuję samą siebie, że to jakieś bzdury z tym całym hałasem... że niby życie zaczyna się po czterdziestce, że oczywisty jest kryzys wieku... hmmm.... średniego... że człowiek zmienia się co dziesięć lat - lub, że tej zmiany potrzebuje.
Machałam ręką, rozbawiona... to tylko liczby...
Ale chyba jednak coś w tym jest.
Przez ostatnie tygodnie starałam się mniej mówić, a więcej obserwować, słuchać. Być bardziej uważną. Raz udawało mi się lepiej, raz gorzej. I wtedy usłyszałam wyraźnie, że tak naprawdę...
nic nie muszę...
Oczywiście nie interpretuję tego, jako pozwolenia na całkowite lenistwo i lekkomyślność. Raczej jako możliwość - decydowania i rezygnowania. Ale też i akceptowania. Nie muszę godzić się na wszystko. I z pewnością nie muszę godzić się na to, co mnie uwiera, a na co nadal mam wpływ. Nie muszę płynąć z otaczającymi mnie trendami, jeśli nie czuję się z nimi dobrze. Nie muszę uzależniać własnego samopoczucia od opinii innych. Jestem już na tyle duża, że zdążyłam wyrobić sobie własne zdanie na ważne dla mnie tematy i z czystym sumieniem mogę się go trzymać. A przede wszystkim polubiłam siebie. I dobrze mi z tym. Zbudowana jestem z przeróżnych doświadczeń - związanych z najbliższymi, z dziećmi, pracą, przyjaciółmi oraz tymi, których zwyczajnie i tylko akceptuję. I to one właśnie dały mi umiejętność ulegania, gdy w danej chwili właśnie uległości potrzebuję. Lub buntowania się i odmowy, gdy mój pierwszy odruch właśnie na to wskazuje.
Co jeszcze usłyszałam? Po raz kolejny, ale jakby pierwszy?
wszystko mogę!
Jeśli naprawdę tego chcę. Z dobrodziejstwem konsekwencji. Bo - mimo pozornej lekkości tych słów - siedzi w nich ogromna odpowiedzialność. Bo w każdej prawdziwej wolności musi ta odpowiedzialność siedzieć. Otwierasz drzwi, otwierasz książkę, składasz podpis, klikasz lub myślisz wyślij i zgadzasz się na to, co odtąd i potem. Pomimo niepewności i obaw trzymasz się podjętej decyzji. Nawet, jeśli miałaby przynieść coś niespodziewanego. ha! Zwłaszcza, jeśli miałaby przynieść coś niespodziewanego!:) Ale najważniejsze jest w końcu w to uwierzyć.
Mogę.
Mogę.
Zwłaszcza teraz, bo...
nie ma na co czekać
Czasu nie mam coraz więcej. Szkoda go, żeby ciągle odkładać, bo dzieci małe, bo pracy dużo, bo jestem niewyspana, bo pada deszcz. Nie ma na co czekać. I ciągnąć za sobą przyczepki z niezdecydowaniem. Czas być dla siebie dobrym. Skoro wszystko mogę:)
Tak sobie teraz myślę, że ta Szprycha i moje imię obok siebie, to też chyba przeznaczenie...! 😀
Tak sobie teraz myślę, że ta Szprycha i moje imię obok siebie, to też chyba przeznaczenie...! 😀
Życzę zdrowia ,miłości i prawdziwych przyjaciół,spełnienia marzeń.Swojej 40 nie przeżywałam smutno(znam takie co ryczały jak głupie)mineła pod hasłem- życie zaczyna się po 40, dużo sobie obiecywałam,najczęściej żeby teraz zadbać o siebie.Mam 47 i dalej sobie tego życzę,bo ciągle nie mam na to czasu,czas na pewno leci szybciej.spełniam marzenia ,właśnie zdałam prawko i ciągle uczę się żeby się cieszyć drobiazgami nie przychodzi to łatwo bo zwą mnie w domu Czarną Madonną(pesymizm odziedziczyłam po mamie).Pozdrawiam serdecznie,trafiłam przypadkiem.Ps.ładne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję za życzenia i komentarz:) No właśnie... to dbanie o siebie... jestem w stanie wykrzesać z siebie tyle siły i radości z dbania o resztę rodziny, a na siebie zawsze zabraknie czasu i energii...
UsuńHahaha Brawo wszystko jest możliwe :-) i dobro wraca <3
OdpowiedzUsuńCzyli tym rowerem z bidonem do mnie na kawę?
No sama napisałaś, że wszystko jest możliwe! Jak się będę trzymać mocno prawej strony, to dojadę:)
UsuńDoskonale to rozumiem. Ja już przeżywałam swoją 30 stkę. Dotarło do mnie, że 30 lat minęło na studiach... dorabianiu się... (ale nie dorobieniu niestety...), urodzeniu dziecka i drugiego w planach. Właśnie skończyłam 35 .... wiem, że te 5 lat różniło się od pozostałych tym, że dokładnie wiem co się właśnie rozgrywa: czas ucieka, a człowiek tylko praca, dom, praca. Cóż, trzeba na to spojrzeć inaczej - jak sama też zauważasz - to aż praca - lepiej, żeby była niż jej nie było, i aż dom - ludzie, którzy kochają. Teraz trzeba do tego dodać jeszcze "żyć szczęśliwie" i będzie dobrze. Nie odkładać, tak jak piszesz. Życzę Ci najlepszych jak do tej pory nastęnych kolejnych 10 lat. Tak, żebyś za 10 lat powiedziała: ŁaŁ! to był super czas.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Monika
Dziękuję za Twój komentarz. Ja raz wpadam w euforię i mam chęć ogromnych zmian, sięgania po swoje. A potem hamuję, bo dochodzę do wniosku, że skoro pragnęłam i marzyłam o rodzinie i dzieciach, to nie wypada teraz grymasić... że jak dostałam to, co chciałam, to ciągle mi mało...
UsuńDlatego każdego dnia od nowa trzeba uczyć się nadawania sensu. Trudne to. Czasem bardzo...
Chyba wszyscy tak mamy. Nie mając dzieci, chcemy je mieć. Mając dzieci marzymy o wolnych popołudniach, ciszy i czasie dla siebie. Dlaczego tak jest, powiedz , że mam tak i ja i ty i tysiące innych osób.... Chyba rządzą tu prawa natury.... jakaś siła....
UsuńJasne - znam to uczucie - gdy dzieci śpią :)) Jakie słodkie :)) Ale znam też to, że po pracy chciałabym mieć popołudnia tak wolne jak mają bezdzietni. A mam parę dziewczyn w swoim wieku bez dzieci.... mam wrażenie, że jesteśmy z różnych planet.
Nic, wracam do dzieci .... czas szykować kolację...
Jakbym o sobie czytała:) Z różnych planet...
UsuńDzieci i próby prawdziwego, rzetelnego wychowania, to życiowe wyzwanie. Czujesz, że żyjesz, bo nie masz czasu na zbyt długie zatopienie się w swoich myślach, na nudę, jednostajność. Ostatnio doszłam do wniosku, że dzięki ich beztrosce, która i mi się udziela, zapominam, jak okrutna i dołująca jest reszta świata. Nie mogę się całkiem na tą resztę zamknąć, ale łatwiej przychodzi mi się od niej oderwać. Bo odrywam się do dzieci, do szykowania kolacji, śniadaniówek, zadań domowych, prania skarpetek brudnych od chodzenia bez papci. A niedługo będą to rozmowy o kłótniach z koleżankami i pierwszych miłościach:)
Nic, wracam do dzieci... czas szykować śniadanie:)
Aniu! Z okazji urodzin składam Ci najserdeczniejsze życzenia! Zdrowia, radości, spełniania marzeń! Żebyś była szczęśliwa i otulona zawsze ciepłem i miłością Najbliższych... No i koniecznie napisz książkę.... Ściskam, pozdrawiam, całuję!
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Kochana za takie cudne życzenia:)
UsuńJa mam nadzieję, że kiedyś zawitam bliżej morza i się spotkamy? :)
uściski i życzę Ci udanego dnia:)
Uwielbiam to: nic nie muszę... :)
OdpowiedzUsuńPrawda?:) Takie to proste:)
UsuńA z okazji urodzin duuuużo radosnych chwil :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńWchodzę i czytam ten post któryś już raz z kolei (jak w sumie każdy Twój) i diotka, zapominam o komentarzu. To chyba dlatego, że jak czytam, to tak sobie odpływam...bo fajnie jest, gdy ktoś słowa z ust wyjmuje, z głowy, fajne....aż myśli się wtedy: no przecież Ona wie, co ja chcę powiedzieć...bo wie, prawda? buziaki, i jeszcze raz, sto lat!!!!
OdpowiedzUsuńWie:)
UsuńI jest to jedna z tych jasnych stron życia. Ta świadomość, że nie jestem sama.
Choć z drugiej strony... ja tez czytam ten post już któryś raz i jestem zdziwiona, że zdołałam taki napisać. Pozytywny. I to parę dni temu, no, dwa tygodnie... Czytam go, jakby to do mnie było, a nie o mnie... dziwny jest ten świat i trudny bardzo... i dlatego jakoś tak ciężko ostatnio... (słychać westchnienie)