piątek, 1 lutego 2019

drobinki

Bardzo dziękuję za ciepłe podszepty pod poprzednim postem:)

Pisząc go, chciałam coś zaznaczyć. Coś więcej, niż brak weny...
I, jak to u mnie często bywa, zbyt dużo ujęłam między wierszami:) ale może to i dobrze?
Niech tak zostanie.

...

Zdarzają się... niezapowiedziane, zaskakujące momenty, niby drobne, a dające światło jeszcze wiele lat później. Czasem słowa, czasem odkrycia. Spotkania, fragmenty życia, chwile z jednego wieczoru...

...

Siedziałyśmy w restauracji na rogu Gwarnej i Św. Marcin. Jeden z ostatnich jesiennych wieczorów. Rok 2001. Mały kwadratowy stolik na cztery osoby. Przy wielkim oknie. Półmrok rozświetlony złotem i czerwienią nisko zawieszonych lamp. Cudowny aromat curry i młodości. Pełna sala, wymieszane ze sobą rozmowy. Krótkie spojrzenia spod nieśmiałych uśmiechów. Ekscytujące. Tak, gdy miało się dwadzieścia parę lat, ekscytowała potencjalność nowych znajomości i stopniowo odkrywane, kolejne pokłady własnej odwagi. Możliwości. Marzenia. Studia kończone z ulgą, ale i żalem.
Rozstania. Miłości. Przyjaźnie, które miały się sprawdzić po czasie. Pewność siebie, która czekała na nazwanie.
No i najważniejsze - faceci! Ich wzrok utrzymany dłużej, niż przelotnie lub nie-odwzajemniany zaledwie półuśmiechem.
Owszem. Byłam wtedy bardzo zakochana, ale nie do końca szczęśliwie. Poza tym... kto w wieku dwudziestu paru lat może być pewien, czy ta pierwsza, wielka miłość jest już tą ostatnią?
W każdym razie... byłam młoda! Czasem czułam na sobie czyjś wzrok, czasem mylnie, co nie przeszkadzało mi jednak poczuć się lepiej, nawet wtedy... tego wieczoru z dziewczynami.
Siedziałyśmy we cztery, nad wielkimi talerzami potraw, których nie było po nas potem widać.  Rozmawiałyśmy o... już nawet nie pamiętam o czym dokładnie, ale z pewnością śmiałyśmy się szczerze i sporo.
Radość... tak, była w nas radość i nadal ten pewien rodzaj beztroski, mimo wielu, całkiem poważnych już, życiowych doświadczeń. Przekonanie, ze można, ze przed nami próbowanie, cały szereg prób...

I wtedy ktoś zapukał w okno obok naszego stolika. Mężczyzna. Nieco starszy od nas. Stał na zewnątrz, wskazał palcem na mnie, przykładając jednocześnie do szyby dużą białą kartkę z odręcznie napisanym:
uśmiechaj się
robisz to cudownie
I odszedł. Nie zdążyłam... nic.
Znalazłam potem tę kartkę, po wyjściu z restauracji, ale nigdy nie dowiedziałam się kim był autor.
Zresztą... nie oczekiwałam dalszego ciągu. Już sam fakt bycia zauważoną, tak bezinteresownie, tak zaskakująco, był dostatecznie fascynujący. I pomyśleć, że wystarczył uśmiech. Mój. Ze mnie.
...
To byłam ja. Znowu chcę tego uśmiechu. Chcę przypomnieć sobie wszystkie te drobne momenty, które przecież... wydarzyły się. I to w moim życiu. Wyjątkowe. Jasne. Wydobędę je z pamięci i podzielę z Wami. Napiszę:)

4 komentarze:

  1. Ten uśmiech wróci...I te dobre,jasne chwile pamięć też przywoła.A teraźniejszość ofiaruje nowe,równie piękne,a może nawet piękniejsze,lepsze,bardziej wartościowe... Czego Ci życzę.
    Serdeczności moc.

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację, Aniu. Teraźniejszość jest mi najmilsza🙂
    Uściski dla Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Aniu, nie odbierz tego proszę jako wchodzenie w życie z butami itd. bo dziś bardzo cieńka jest granica między tym, że "spoko komentarz" a " nie spoko" komentarz. Ja znam Cię w internetach już bardzo długo. To dzięki Tobie mam takie a nie inne fronty szafek w kuchni :) a kiedyś pisałam bloga Bycie mamą dla Dawida i Adasia. Może mnie kojarzysz. Ale do rzeczy .... Sporo piszesz o braku czasu, bo gdy obrobi się człowiek z zadaniami w domu to już noc. Wiem, że pracujesz jak pisałaś w biurze i robisz coś w sprzedaży. I pewnie pracujesz już tam długo i jesteś dobrym pracownikiem. Nie myślałaś o tym, żeby pojsc do szefa i poprosić o możliwość pracy w trybie home office np. dwa dni w tygodniu? Oczywiście jeśli Twoja praca siedzi w komputerze/ laptopie? Powiem Ci, że ja tak pracuję i wywalczyłam sobie taki system już na początku zaraz jak tylko skończył mi się okres próbny. Ale trzeba się odezwać, kombinować, szukać sposobów, żeby było łatwiej. Za każdym razem jak o tym piszesz, to mnie to porusza, bo racja jest jak najbardziej po Twojej stronie.
    Pozdrawiam
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że pamiętam:) Choć bardziej jako - wtedy jeszcze - Bycie mamą dla Dawida, przed Adasiem? Dziękuję za Twój komentarz, cieszę się bardzo, że napisałaś. Wyczułaś mnie, bo jestem właśnie na rozdrożu, szukam rozwiązania, bardziej lub mniej radykalnego, związanego właśnie z pracą.
      Dziękuję. Te Wasze wpisy są dla mnie takie ważne... tak cieszą i mobilizują do tego, żeby robić coś właśnie poza pracą, żeby pisać, marzyć i chcieć czegoś więcej:)
      Pozdrawiam Cię serdecznie i już byłam u Ciebie, ale chyba mój komentarz się nie wyświetlił. Zagoszczę u Ciebie na dłużej:)

      Usuń