Zapisałam te słowa w zeszłym tygodniu, a może i jeszcze w poprzednim?
Ciągle aktualne, ze wszystkimi szczegółami...
Jeszcze godzinę temu miałam na końcu języka kilka akapitów tekstu. Wróciłam z pracy, ogarnęłam to, co niezbędne pod nogami i wokół mnie. Przypomniałam sobie, żeby na głos chwalić dzieci i podkreślać ich wyjątkowość. Żebym i ja i my i one... żebyśmy mogli częściej słyszeć dobre o nich słowa, nie tylko o tym, co zawsze... że taka młodzież teraz, że za żywi, za głośni, zbyt znudzeni.
Że pewnie i my w końcu ulegniemy komórkom, tabletom i innym smart coś tam...
I tę godzinę temu - z małą minutą później - do drzwi zapukała dwójka dzieci, Sąsiedzi, lat...w sumie 11. Dzieci rozkosznych... do czasu:)
Sumienia nie mam nie wpuścić, nie pozwolić, choć dopiero z pracy wróciłam, marzę o ciszy, fotelu, łagodnym popołudniu. A one u drzwi moich...
Choć ich samych zazwyczaj nie słychać, za to dwa razy głośniejsze są z nimi nasze rozkoszne dwa dziecia.
Ach tak, miało być pozytywnie...
Jest pozytywnie!
Każdego dnia i w każdym momencie. Zwłaszcza, gdy czytam o chorobach innych.
A o tym, jak my jesteśmy szczęśliwi - bo... normalni - uzmysławiam sobie w kółko i wciąż.
Serduszkiem moim są, wszyscy troje, mimo, że to serce ciągle mam zaspane. Oddycham nimi nawet, gdy staram się zaciągnąć wyłącznie własną dorosłością. Przecież od kilku lat, ośmiu dosłownie, nie mam już wyłącznie.
Wzruszam się przy reklamach (znowu!), na filmach i bez powodu. Radością się wzruszam.
Jestem w pełni mamą, najbardziej, jak się da. Jestem ukochaną, zakochaną, żoną.
Z miłością odwzajemnianą zanim pojawi się potrzeba. Bez wyjątku i powodu.
A pomyśleć, że tak mi jakoś ostatnio źle bywa, że radości chce mi się szukać, że kiedyś nawet przestałam w taką wierzyć, a ona mi się tu spełnia namacalnie każdego dnia.
Tak dużo mam, tak zwyczajnego, spokojnego, niezmąconego ekstremalnością szczęść i nieszczęść.
I takie to jest zwyczajne właśnie, i oczywiste, że dopiero, gdy zaczynam porównywać i zdawać sobie z tej zwyczajności sprawę - czuję falę gorąca na myśl o tym, że mogłoby być jakkolwiek inaczej.
Czasem tylko mi się w nocy budzicie, przez sen swój i mój, ze strachem, bo koszmar, bo coś złego w tym śnie się wydarzyło albo noga ścierpła. Bo kaszel, sucho, pić się chce.
Głowa woła wstawaj, serce woła wstawaj, ciało wstaje i samo nie wie, że robi to, co robi.
Daje pić, masuje, przytula, całuje bezwiednie.
Ale kocha to serce, kocha niezmiernie, nieprzerwanie, nie słabiej, nie letniej.
Choćby najbardziej zaspane było, oderwane od poduszki, odpoczynku, snu.
Kocham bezwarunkowo o każdej porze dnia i każdej w nocy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
ON Obudziłam się dziś o szóstej. Dokładnie. Budzik łagodnie wyciągnął mnie z głębokiego snu, rekompensując moje własne zaskoczenie melodi...
-
Nie zaczęłam przygotowań. Nie kupuję światełek, ozdób, kokard. Nie myślę o świątecznym menu i nie kupuję prezentów. W moim kalendarzu nadal ...
-
Może mogłabym sobie ciebie wymyśleć? Ciekawe, że wcześniej na to nie wpadłam. Ponoć mam wybujałą wyobraźnię. Nie chodzi o wygląd zewnętrzny...
Moim zdaniem dzisiaj naważniejsza w motoryzacji jest ekonomiczność danego samochodu. Producenci prześcigają się w nowinkach technologicznych często zapominająć o redukcji spalania auta, a potem celowo fałszują wyniki spalania. Przykładem dość głośnym był w ostatnich latach Volkswagen. Pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że moja waga łazienkowa celowo nie fałszuje wyników spalania...
UsuńPozdrawiam, Marto:)