poniedziałek, 26 lutego 2018
dobrze
Dobrze, że nasz dom nie jest trochę większy i piętrowy. Dzięki temu lepiej słyszę oddech śpiących dzieci, gdy męczy ich katar. Mamy do siebie bliżej z każdą sprawą nie cierpiącą zwłoki.
I że nie jest nieskazitelnie. Niemal wszędzie czuć obecność, naszą, widać ślady niedoczytanych książek, niedokończonych budowli, nieidealnych nawyków. Bo ten dom żyje, pełen czasowników niedokonanych i czasu przyszłego.
Dobrze, że nie mamy kuchni z widokiem na góry. Albo takiego, co dech zapiera. Tym lepiej smakuje mi wspólne marzenie o naszych kolejnych ukochanych podróżach. Wspólnie, z taką samą ekscytacją i uśmiechem porozumienia, wieczorami i za dnia planujemy i snujemy zachcianki o tym dokąd, kiedy i którędy. A potem razem nie możemy się doczekać. A jeszcze potem razem rozpakowujemy rodzinne przyszłe wspomnienia z walizek.
Dobrze, że moja praca to osiem godzin, taka zwykła niby, bez zawrotnej kariery i długiej listy kontaktów na łamach biznes stron i portali. I że na Ciebie nie czekam nerwowo, aż ze swojej wrócisz, narzekając na korki i na co tam jeszcze dałoby się narzekać. I że nie mamy zbyt dużo służbowych zagranicznych wyjazdów, a właściwie w ogóle ich nie mamy. Dobrze, bo mogę popołudniową kawę pić patrząc na Ciebie, rozmawiając o tym, co przyniósł dzień. Praca czasem i z nami do domu przychodzi, ale po równo niemile jest widziana.
Dobrze, że w naszym domu nie jest cicho, że nasze dzieci nie bywają zbyt długo zamyślone i nie chodzą wolnym krokiem po korytarzu. Znamy przecież ich każdą myśl, bo tak chętnie i naraz się nimi z nami dzielą. Nie dają rady zbyt długo czegoś przed nami ukrywać, ani dość cicho szeleścić papierkiem po zjadanym po kryjomu cukierku. Pewnie nie będzie trwało to wiecznie. Niedługo zamkną się w swoich pokojach, ale ja już aż tak bardzo na to nie czekam...
Tak wielu rzeczy nie zauważam, że ich nie mam, bo zupełnie mi ich nie brak. Do głowy mi czasem nie przyjdzie, żeby jeszcze czegoś jeszcze bardziej chcieć.
Oprócz czasu. I zdrowia. I sił.
Tyle tylko i aż wystarczy nam przecież do bycia.
Najważniejsze, że razem, że pod tym samym wspólnym dachem, z tym samym celem i marzeniami.
Z miłością tą samą, nie wystawianą na próby. Szeptaną i wykrzykiwaną. Wyczuwalną jednoznacznie. Każdego dnia, poranka i w małym geście.
Dobrze, dobrze, że jesteś. My.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
ON Obudziłam się dziś o szóstej. Dokładnie. Budzik łagodnie wyciągnął mnie z głębokiego snu, rekompensując moje własne zaskoczenie melodi...
-
Nie zaczęłam przygotowań. Nie kupuję światełek, ozdób, kokard. Nie myślę o świątecznym menu i nie kupuję prezentów. W moim kalendarzu nadal ...
-
Może mogłabym sobie ciebie wymyśleć? Ciekawe, że wcześniej na to nie wpadłam. Ponoć mam wybujałą wyobraźnię. Nie chodzi o wygląd zewnętrzny...
Lubiłam stwierdzenie z serialu Brzydula - "dobrze, jak nie za dobrze" :) czyli, że idealnie, w sam raz :)
OdpowiedzUsuńbo zawsze mogłoby by być przecież gorzej:) więc jest w sam raz.
Usuńpozdrawiam:)
Tak sobie właśnie uzmysłowiłam jak ja wiele mam :) dobrze, że to do mnie czasem dociera, powinno częściej.Dziękuję.
OdpowiedzUsuńWiesz... do mnie też nadal za rzadko. Bo to, że napiszę o tym na blogu, nie oznacza, że jestem taka mądra na co dzień:) Dlatego czasem wracam do starych postów i przypominam sobie część tych najważniejszych spraw...
Usuńpozdrawiam:)