czwartek, 22 lutego 2018
w obłokach, bujać
słuchajcie
dzieci u babci
mąż otworzył wino
to różowe, czyli tylko dla mnie
oglądam la la land, z napisami
angielski amerykański, który kocham
kocham!
LA, byłam, porażka!
wszystko tam dziwi, i nic nie dziwi
miasto pod tytułem WTF?? ?
co i tak nie przeszkadza wspominać go z sentymentem
fortepian...muzyka...film
może to ta lampka wina, druga
czytam, że be living in la la land to znaczy bujać w obłokach
jak to miło tak przypadkiem nauczyć się czegoś nowego
tak mi to pasuje teraz, w ten wieczór
piszę od rzeczy, bez składu a ład tylko mi znany
nieważne
piszę
a przy okazji przypominam sobie, patrząc na ten film amerykański
mój własny american dream
taki mój, odważnie wyśniony, zamarzony, odległy, bezpiecznie odległy
kiedyś myślałam
że uda się, wrócić, podróżować, ruszyć przed siebie tą drogą z żółtą przerywaną linią
uda się marzyć o niemożliwym, nierealnym
i to nierealne chwycić, zdobyć, z łatwością dwudziestoparoletniej singielki...
nie od razu
nie od razu
zdobyłam już to, co było w zasięgu
co było mi dane, co dane mi było zdobyć, zobaczyć
i znów ten fortepian
miłość niepojęta moja
zawsze mnie znajdzie, choćby dźwięki dwa zaledwie, ale mnie ma
fortepian właśnie
pasja
nawet, gdy innych, przypomina mi o czym marzę i za czym naprawdę tęsknię
dziś jestem odważna
po tylu markotnych dniach, tygodniach, miesiącach
przed jutrem jestem odważna
może to ta lampka wina, druga
bujam w obłokach
jak dobrze znowu mieć wrażenie, że wszystko jest jeszcze możliwe
choćby tylko rzez ten wieczór długi
bo... możliwe jest, prawda?
why not
kończę, bo w telewizji zmiana na Tarantino...
:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
ON Obudziłam się dziś o szóstej. Dokładnie. Budzik łagodnie wyciągnął mnie z głębokiego snu, rekompensując moje własne zaskoczenie melodi...
-
Nie zaczęłam przygotowań. Nie kupuję światełek, ozdób, kokard. Nie myślę o świątecznym menu i nie kupuję prezentów. W moim kalendarzu nadal ...
-
Może mogłabym sobie ciebie wymyśleć? Ciekawe, że wcześniej na to nie wpadłam. Ponoć mam wybujałą wyobraźnię. Nie chodzi o wygląd zewnętrzny...
Rozumiem Twoją tęsknotę, bo to piękna, wyjątkowa przygoda i nie przytafia się każdemu.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJa na słowo fortepian dreszczy dostaję :-) szczęście mam, że mój pierworodny bardziej utalentowany ode mnie i mi wszystkie chopiny gra :-) gdy na pierwszym roku studiów mieliśmy podział na grupy (fonetyczne) nie załapałam się na amerykańską i byłam załamana! niestety lata studiów w grupie brytyjskiej zrobiły swoje hi hi hi, nic to, od czego były seriale amerykańskie :-) może się przyłączycie do naszej podróży przez route 66? raźniej będzie :-) w niedalekiej przyszłości, I hope :-)
OdpowiedzUsuńW niedalekiej to my bardzo tak:)
UsuńPamiętam, jak wróciłam z USA, na rozmowach kwalifikacyjnych nie mogłam się doczekać pytania: to proszę powiedzieć coś o sobie po angielsku:) i dostałam pracę opierającą się głównie na kontaktach z Brytyjczykami... cUshion, pUb... a ja nauczona języka na miękko:)dziwiliśmy się sobie nawzajem:) brrr...
Ale Route 66... i skoki od niej w bok... let's do it!