niedziela, 2 września 2018

na progu

widok za oknem na wieczór mi się szykuje
lubię ten widok, siedzę przy naszym największym stole
podnoszę wzrok raz po raz tylko
więc nie uchwyciłam momentu, w którym niebo, drzewa, dom obok zabarwiły się na złoto
podkręcając wszystkie kolory na ciepły
wchodzę w jesień
otulona cienkim szalem wspomnień z dzieciństwa
a może ja dopiero lato żegnam
jeszcze się to lato nie odwraca się do mnie tyłem
ale najoczywiściej czekam już na jesień
ta jesień bardziej jest we mnie
niż za drzwiami

te parę dni
dotykam ścian w domu dziadków
dotykam zdjęć, wchodzę po schodach, do pustych pokoi na piętrze
tak bardzo pustych już
zegar tyka ze mną, na szczęście nie jakoś przykro
nie natarczywie, nie beznamiętnie
jakby też tęsknił
ciche obecności

to nie jest stary dom
to raczej dom z czasów... rodziny, szczęścia, pokolenia
z moich czasów, z urodzin, imienin, świąt
dziadków z Gronowa
patrzenia na świat nie z góry, co najwyżej z wysokości parapetu i środkowej półki w lodówce
i dni zwyczajnych
koniec

trochę mi dziwnie, że za mało płaczę
że dalej gotuję obiad, wieszam pranie
że to słońce krąży wokół mnie a ja śmieję się ze śmiesznych rzeczy
a gdy łzy już lecą, to nie wiem, czy ja za Nim, za Nimi tak płaczę
czy bardziej nad sobą

i wiem już, skąd ta jesień we mnie
że nawet gdy stoję w kuchni, widzę zachód słońca
bo ciało dalej dni otwiera, jutro tornister i śniadaniówki
przez dni przechodzi i noce
ale ja przecież na progu, na schodach siedzę
z ramion mi się szal zsuwa
tych wspomnień z dzieciństwa, z tego domu z czasów wszystkich
siedzę i nie ogarniam
wcale nie chcę ogarnąć
wcale nie chcę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz