Dzisiaj nie mam już tego ekspresu, ale zapach cynamonu nadal przynosi dawne małe wspomnienia.
Pasuje do mnie. W końcu urodziłam się w grudniu:)
Zapalam świece, kręcę się wokół zadania domowego z historii, szarlotki w piekarniku i pudełka chusteczek higienicznych. Jesień błyszczy się w słońcu tym roku, ubiera w piękne, ciepłe barwy, choć kończy dzień ciut za szybko. Mieszkamy na wsi. W domu przy drodze nieutwardzonej, z kuchnią z widokiem na tańczące lekko liście, które spadają z naszych klonów bardziej lub mniej niechcący. Leżą kolorowe na trawie przed domem, dumne nie mniej, niż kwitnąca jeszcze lawenda. Nie pamiętam roku, w którym lawendą mogliśmy się cieszyć tak długo. I ponownie.
Przez tych kilka cichych godzin znajomo uśmiechała się do mnie moja niedawno uświadomiona potrzeba. A może to ja się do niej uśmiechałam? Uświadomiona na nowo, bo we mnie była przecież zawsze.
Uwielbiam być w domu. Uwielbiam krzątać się po nim w wolnym tempie, dotykać naszych przedmiotów i mebli, układać kwiaty (choć teraz zastępują je gałęzie z jesiennymi liśćmi) i zmieniać dekoracje, wymyślać co na obiad, kroić ciasto do kawki i rozkładać je na cztery talerzyki, sprzątać w szufladach, składać uprane rzeczy w szafach, robić listę zakupów i nawoływać dzieci do wyciągania naczyń ze zmywarki. W wolne dni zawsze lubię robić wszystkie te rzeczy, których nie lubię robić w ciągu roboczego tygodnia, miesiąca, czy lat pełnych pracy zawodowej. W wolne dni przypominam sobie, jak bardzo lubię być w domu i jaką przyjemność sprawiają mi zwykłe domowe czynności, pod warunkiem, że mam na nie dość czasu, więcej, bez limitu. Zdaję też sobie wtedy sprawę, jak daleko zaprowadziła mnie codzienność i praca, jak daleko od domu właśnie.
Zamiast pisać, przejrzałam ostatnio swoje własne wpisy na blogu, nawet te sprzed kilku już lat. W bardzo wielu z nich powtarzają się te same słowa... że biegiem, że za szybko, że... czas... żeby zwolnić.
Ile razy w życiu można zaczynać od nowa? Czy istnieje jakiś limit początków i końców, przez które mamy siłę przejść? Świadomie i odrobinę tylko przymuszeni - przez los, rodzinę, zdrowie.
Choć summa summarum - samych siebie...
Ile razy można się zatrzymać, posiedzieć chwilę nisko, pozbierać drobinki rozsypanych nadziei, do tej ostatniej, zanim uda się podnieść głowę w komplecie z resztą ciała?
Ile razy można przymykać za sobą drzwi, przymykać na krótko oczy i chcieć otworzyć je w innym życiu? Zostawić za sobą bardziej lub mniej udane dni i podsumowania...
Ile razy, ile?...
Czy trzeba je w ogóle liczyć?
Czy nie każdy kolejny jest tym ostatnim?
Można. I trzeba. Nawet... zwłaszcza wtedy, gdy zbyt długo siedzi się wśród tych drobinek własnych nadziei. Nawet... gdy samemu trudno uwierzyć w słowa, które właśnie się piszą. Gdy wydaje się, że nikt cię nie rozumie, a co gorsza, nie chcesz już, żeby ktoś cię rozumiał.
Zawsze można zacząć od nowa. Tyle razy, ile będzie trzeba. Zamiast myśleć o tym, jak mi źle, że brak sił, zamiast użalać się nad swoimi trudami kolejny tydzień, lepiej wracać do myśli a może warto spróbować jeszcze raz?
Od nowa. Zawsze można spróbować od nowa. Jeszcze raz ułożyć sobie plan i rozpisać priorytety. Ustalić z samym sobą, co tak naprawdę jest dla mnie najważniejsze, co cieszy najbardziej, czego najbardziej mi potrzeba. Może trudności, które pojawiają się o niechcianej porze, mogą przynieść coś dobrego? Mogą zmusić mnie do zmiany, do rozmyślań w nowym kierunku? Może to są właśnie znaki, których szukam? Skoro coś nie pasuje - szukam lepszego rozwiązania. Jeśli coś nie działa - naprawiam to.
Jeśli za mało mam czasu dla domu, rodziny i siebie - znajdę go, wymienię, podzielę, oddam.
Może uda się, od nowa. Najważniejsze, że udało mi się to uświadomić, że nie powiem kiedyś... nie pomyślałam... trzeba było...
PS. Ponieważ ten post pisał się trzy dni... od wczoraj piję kawę z cynamonem. Nie mam tamtego mieszkania ani ekspresu. Ale mam kawę i cynamon. I potrzebę przyjemności. Na nowo.
chyba się rozchoruję :-) musze to tylko dobrze zaplanować :-))))))))))))))))))))))))))))))))
OdpowiedzUsuńpewnie nie powinnam... ale polecam! haha:)
Usuń