pisane 2 lipca...
Siedzę w nowej piżamie na szpitalnym łóżku. Ósme piętro. Przez okno widzę wschodnią część miasta. Patrzę leniwie, trochę sennie. Słyszę, że na sali obok leży trzydziestojednoletnia mama dwójki dzieci, żona, z przerzutami na jajnik i wątrobę, umierająca.
...słońce jest coraz niżej. Odbija się od bloków i wieżowców ciepłą, jasnosłoneczną barwą. Czekam, minuta za minutą, aż budynki zrobią się żółte, a potem pomarańczowo-różowe. Wierzchołek brzozy buja się zabawnie na wietrze, raz się chowa, a raz zagląda z dala przez to nasze okno.
Leżę. Czytam, z dużymi przerwami. Wyciągam nogi. Nic nie robię. Delektuję się tym. Obok mnie Pani Janeczka, po drugiej mastektomii. Pani Maria po pierwszej, obie niemal w wieku mojej babci, ale żaden wiek nie usprawiedliwia spółki z nowotworem. Te Kobiety żyją, mają dzieci, wnuki, wspomnienia po mężach. Drżę na myśl o tym, że kiedykolwiek
mogłoby coś mi się stać. Albo nam. I że dzieci zostałyby same. Bo IM nie
może się NIC stać. Boże dopomóż.
Wszystko jest takie ulotne. Wszystko Życie i Wszystko Chwila. Wystarczy "tylko" kochać, oddychać pełną piersią i czerpać świadomie. Jeść dobrze, spacerować i rozmawiać. Tulić się do kochanego męskiego ciała pachnącego Allure edition blanche. Zatrzymać się.
Mnie otulają myśli moich Bliskich, czuję oddechy dzieci już śpiących, ich otwarte buźki wzbudzają silne matczyne miłosne wzruszenie.
Poczytam jeszcze...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
zaczerpnięte z www.pogromcymitowmedycznych.pl od dr hab. n.med. Krzysztof Łabuzek
"Każda komórka naszego organizmu, która podlega podziałowi mitotycznemu,
powoduje powstanie kolejnych komórek, których materiał genetyczny jest
identyczny, w porównaniu do materiału komórki, z której powstała. Może
jednak zdarzyć się tak, że w wyniku zadziałania pewnych czynników
fizycznych, chemicznych, hormonalnych, biologicznych dojdzie do
uszkodzenia skomplikowanej maszynerii odpowiedzialnej za powielanie
materiału genetycznego i kolejna komórka, która powstanie, ma ten
materiał zniekształcony, uszkodzony. Z jednej strony doprowadzić może to
do degeneracji komórki i do jej śmierci, co w sumie nie jest najgorszą
sytuacją, jednak w niektórych innych sytuacjach może komórkę
„unieśmiertelnić”. Taka zmutowana komórka zaczyna żyć swoim własnym
życiem, dzieli się bez kontroli innych, sąsiednich komórek, wytwarza
substancje, których w normalnych warunkach nie wytwarzałaby, staje się
odporna na czynniki regulujące naszego układu immunologicznego, może
posiąść zdolność łamania otaczających ją barier i naciekania sąsiednich
struktur, może nabyć umiejętność odrywania się i migrowania na znaczne
odległości, dając początek przerzutom nowotworowym. Cały proces
kancerogenezy u człowieka został dość dobrze poznany, jednak możliwości
ingerencji i leczenia mamy wciąż dość ograniczone. W aspekcie omawianego
mitu, jego pierwszej części, nie można powiedzieć, że każdy z nas ma w
sobie raka, można natomiast powiedzieć, że w pewnym sensie każdy z nas
posiada skłonność do kancerogenezy, jednak dzięki sprawnie
funkcjonującym mechanizmom naprawczym, u znakomitej większości z nas
ostatecznych efektów tego procesu nie będzie dane nam zaobserwować. Na
szczęście."
Nie poddawaj się, trzeba zawsze wierzyć, że będzie dobrze. Powodzenia w walce. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMusimy się zatrzymać, żeby tak pomyśleć. Normalnie jesteśmy w wiecznym pędzie, a to przecież chwila, tak chwila, która ulotną jest, jest naszą największą i nieustającą wartością.. serdeczności, trzymaj się cieplutko :))
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam dziewczyny. Czekam na wyniki po wycięciu węzłów. Będzie dobrze, bo wcześniejsze wyniki były pomyślne. Tak czy owak - badajcie się!
Usuń