środa, 11 stycznia 2017

koniec romansu



białe dachy... oprószone jak cukrem pudrem pola.. zimność w powietrzu
zima
jak ja uwielbiam tą porę i wszystko, co się z nią wiąże!..
cichutko tylko, acz siarczyście, szepnę dwa słowa pod nosem, gdy zapinam, dopinam i szalikuję, zakładam Jasiowi rękawiczki z palcami, a Marysi tłumaczę po raz setny, że buty łatwiej się ubiera używając rąk...


szczęśliwa jestem...
i to szczęście nieco tylko niepokojem jest okraszone
o dzieci, naszą przyszłość, o zdrowie i spokój
powodów wiele, coraz więcej, ale one z zewnątrz przychodzą, więc myślę, że poradzimy sobie z nimi
najważniejsze, że między nami niepokoju nie ma, ani kłótni







to łapię te chwilki i całe popołudnia szczęścia
dużo więcej ich teraz, kiedy zakończyłam mój słodki romans...:)


zaczęło się niewinnie, niemal rok temu
nowy telefon, moc ukrytych możliwości, nieznanych mi wcześniej zupełnie
ciekawość i ekscytacja, przez większą część doby
miałam wrażenie, że widzę więcej, szerzej!
uśmiechałam się do siebie, choć reszta rodzinki czasem nie do końca znała powód
oni uśmiechali się za to szeroko, gdy z robiłam zdjęcia ich talerzy, stópek, siebie samej
szczerzyłam zęby czasem po kilka razy, próbując samej sobie wmówić, że nie utożsamiam się z pokoleniem selfie:)
ale z całą pewnością utożsamiałam się z pokoleniem insta:)
bo rok niemal trwał ten mój słodki instagramowy romans




było cudownie! poznałam mnóstwo bardzo ciekawych Osób, część z nich ukrytych za pięknymi zdjęciami, inspiracjami, tekstami, niektóre z drugiego końca świata, a jednak blisko mnie
spotykaliśmy się codziennie, a czyjaś dwu-trzydniowa nieobecność wzbudzała niepokój i troskę
wiedzieliśmy o sobie całkiem sporo
na zdjęciach znalazło się wszystko -
maleńkie zachwyty wschodami i zachodami słońca
wielkie sukcesy po pokonanych kilometrach
śniadania, podwieczorki i kolacje
zamyślenia i przemyślenia
małe serduszko pod zdjęciem, kilka ciepłych słów komentarza, kciuk w górę...
tyle radości, wrażenie obecności i wielka ochota dzielenia się choć fragmentem własnego świata




właśnie...
bardzo szybko przyzwyczaiłam się do obecności
i do tego, że muszę pokazać to, co sama widzę, gdzie jestem, jaki mam nastrój
podzielić się
pochwalić
czekać na odzew
słodki romans
aż pewnego dnia przygotowałam instadeser
a kolejnego kazałam dzieciom zaczekać z widelcami w dłoniach, bo ich talerze takie instaidealne
i ten widok... zasłaniałam go sobie telefonem, żeby uwiecznić, a sama zobaczyłam go dopiero po
we własnym telefonie
dzieci na bok, bo mama pisze i wysyła
życie z funkcją pause...




hmm...
zerwałam, odinstalowałam, zaglądam tylko czasem w internecie
nie, absolutnie nie będę dramatyzować!
nie będę stawać ani za, ani przeciw
mam teraz więcej czasu, zbieram widoki i chwile dla siebie, nie ma we mnie tej szczypty presji
jestem wolna... a właściwie wolniejsza...:)


ale tęsknię
czasem żałuję, że nie widzicie tego, co ja
że tym razem się nie podzielę emocją, czymś ważnym lub po prostu zabawnym
być może kiedyś do siebie wrócimy, odświeżymy romans?
haha:)




wybierając zdjęcia do tego posta, przejrzałam je wszystkie - moje instachwile z ostatnich dwunastu miesięcy
i tu spotkała mnie ogromna niespodzianka...
zobaczyłam je - moje, nasze życie
bogate, pełne koloru, codziennych sukcesów, radości, szaleństwa, wyzwań i... pysznego jedzenia:)
pełne niespodzianek, przyjaznych Osób i...rowera oczywiście!


i doszłam do wniosku, że mój najpiękniejszy, prawdziwy romans ciągle trwa
- mamy naprawdę wspaniałe życie!











6 komentarzy:

  1. ja strasznie tęsknię!!!!!!!!
    Zaglądam piszę wiadomosci i nic cisza
    Haaaaaalooooooooo
    PS zawsze można mieć 1 obserowaną osobę i tyle czasu to nie zajmuje ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha:)
      no staram się wytrwać i oddać wychowywaniu dzieci:)
      haha:)
      wrócę... przecież wiesz:)

      Usuń
  2. te małe niepozorne chwile, to s jak przyprawa w potrawie, czymże bez nich byłoby nasze życie :)
    uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! bez smaku by było... zupełnie bezbarwne!

      Usuń
  3. Dlatego u mnie wciąż tylko blog. Owszem zbieram chwile w aparacie, ale post jest podsumowaniem kilku chwil. Nie mogłabym być cały czas za obiektywem choć kocham zdjęcia. Uświadomiłam to sobie na wycieczce w Rzymie. Tak byłam przejęta, że Papież będzie obok przejeżdżał, że w efekcie widziałam go tylko przez obiektyw będąc kilkanaście metrów obok :)

    OdpowiedzUsuń