poniedziałek, 10 kwietnia 2017

tata to połowa świata



Właściwie tego nie znam. Nie wiem do końca, jak to jest. Jak by było. Gdybym miała tatę.
Zakładam oczywiście tylko dobry scenariusz.
Gdy się kogoś - lub coś - traci... gdy coś się kończy niespodziewanie, niechcący, kończy się zanim w ogóle porządnie się zaczęło... pozostaje żal i tęsknota. Żal nam tego, co w naszych wyobrażeniach mogłoby by się wydarzyć, i z góry myślimy, że to niewydarzone byłoby... piękne.
Piękne, dobre, warte tych niedoszłych wspomnień. Ten dalszy ciąg miałby być tylko pozytywny, no, może z drobinkami jedynie słabości i potencjalnych konfliktów.
Miałam siedem lat. Mój brat pięć. I wtedy definitywnie zostaliśmy bez taty. Nie wiem, jak dokładnie zrobiła to nasza Mama, że nie odczuliśmy wtedy nagłego pęknięcia, jakiejś ogromnej zmiany. Być może dlatego, że tata znikał już wcześniej, że czasem więcej go nie było, niż był, może dlatego, że byliśmy naprawdę mali, a ja z pewnością dryfowałam już wtedy gdzieś w swoim małym wewnętrznym dziewczęcym świecie. A był ten mój świat baaardzo bogaty.
W każdym razie Mama zadbała o to, żeby rozwód i ostateczny brak taty roztarły się między naszymi dniami, miesiącami i latami. Nie wiem, jakim cudem Jej się to udało, bo z pewnością ten czas nie zostawił za sobą traumy. Raczej dojrzewał razem z nami, żeby - jak to było w moim przypadku - najmocniej zaboleć, gdy miałam jakieś osiemnaście lat.


Ale gdy patrzę dziś na swoje dzieci - nie mam wątpliwości. Tata, to połowa świata. Właśnie dla nich. Mama i Tata są jak dzień i noc, księżyc i słońce. Oczywistość. Wszystkość.
Nasze dzieci mają dziś osiem i pięć lat. Ich Tata czyta im książki przed snem. Gra z Jankiem w nogę, a z Marysią odrabia większość lekcji. Zawozi je do szkoły i przedszkola, a po pracy stamtąd odbiera. Każda przeciągająca się nieobecność B. wywołuje lawinę dopytywań kiedy tata wróci? Mimo, że to przeciągnięcie trwa dziesięć minut. Wzrusza mnie, gdy dzieci oczekują zapewnienia, że Tata jest tu lub tam, że robi to i tamto i niedługo będzie z powrotem. Wzruszają mnie rysunki, na których jesteśmy wszyscy czworo, i ta oczywistość w ich oczach i przekonaniu, że jedyna pełność to cztery. Cztery widelce i krzesła. Cztery miejsca w aucie i cztery szczoteczki do zębów.
To niesamowite, że dla małych dzieci, osoby i wydarzenia z ich bezpośredniego otoczenia, z ich codzienności, składają się na jedyny prawdziwy świat. Znają tylko to, co my, rodzice, im pokażemy i czego nauczymy. Jacy jesteśmy i ...że jesteśmy.
Patrzę dziś na naszą rodzinę i widzę już, jak to jest. A czego mi zabrakło. Serce mi niemal ze szczęścia pęka, bo dzieci mają Tatę. Ze wszystkim, co Tata ze sobą niesie. Takie to niby oczywiste, a tak niezwykłe.
Teraz widzę, z czym się do Taty biegnie, gdy jest się ośmioletnią dziewczynką, jak nasza Marysia. Bo ja ze wszystkim biegłam tylko do Mamy. Choć podobno wiele pragnęłam Jej zaoszczędzić, więc dość wcześnie sama szukałam rozwiązań dla moich małych rozterek.
Teraz widzę, jak stopniowo zacieśnia się więź ojca z synem, jak ważny jest ten ojcowski autorytet i jak niełatwo go sobą budować.


Jak niełatwo jest być swoją połową świata, a co dopiero, gdy trzeba być nim całym.
Najlepiej, jak się potrafi...


Szkoda, że tak wielu rodziców odpuszcza, lekceważy, tchórzy. Szkoda, że tak wielu rodziców bierze rozwód ze swoimi dziećmi. A one zostają z żalem, który prędzej czy później się pojawi, nie do końca zrozumiany. Ale zawsze niechciany.


Dziękuję Ci Mamuś. I Tobie Kochanie, Tatusiu naszych dzieci.
Ściskam Cię, Braciszku...



3 komentarze:

  1. Przytulam mocno)))...a na pocieszenie dodam, że czasami lepiej nie mieć taty niż mieć....i posiadać same negatywne wspomnienia.Ewelina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo:) Jestem więcej, niż pewna, że u nas te prawdziwe wspomnienia byłyby głównie negatywne. Dlatego dziękujemy naszej Mamie za to, że odważyła się podjąć decyzję o rozwodzie. Szkoda tylko, że tato nie próbował nie znikać z naszego życia.
      Pozdrawiam i cieszę się, że zaglądasz:)

      Usuń