O lawendzie piszę co roku.
Lawenda każdego roku z nami jest, wyrasta u naszych stóp, rozsiewa się w niespodziewanych miejscach, choć zdecydowanie nie lubi nadmiaru deszczu. Uwielbia słońce i dużo ciepła. Przyciąga do siebie trzmiele, drobne białe motylki i zaprzyjaźnionych ludzi, którzy zaglądają, odwiedzają i zachwycają się tak, jak i my.
Czuć ją z rana i gdy wracam z pracy w środku popołudnia, czuć ją wieczorami, gdy ogród ogarnia przyjemny powiew chłodu. Mamy jej tak dużo, że postanowiłam zrobić z niej prawdziwy użytek.
Bukiety lawendowe - nie zliczę, ile udało mi się ich w tym roku ściąć, związać i rozdać. Wieszałam je na klamkach furtek wzdłuż całej naszej drogi. Porozstawiałam w chłodnych zakątkach naszego domu, bez wody, bo lawenda wody w wazonie nie lubi, nie lubi też być zmuszona do zbyt szybkiego schnięcia. Traci wówczas aromat i kolor. Kruszy się i sypie, przez co traci część swojego wdzięku, nie jest więc, wbrew pozorom, łatwym kwiatem do suszenia, potrzeba troszkę wiedzy i szczęścia, żeby zaczarować ją z sukcesem i móc cieszyć się nią przez zimę. Ciągle się tego uczę, niestety w tym roku intensywne deszcze bardzo przyspieszyły moment kwitnienia, otwierania się główek i wręcz przekwitnięcia. Byłam wściekła, naprawdę wściekła i rozżalona, ponieważ nie zdążyłam ściąć jej w odpowiednim momencie...
Udało mi się jednak ocalić i tak sporo lawendowych gałązek, które - ususzone i przechowywane w ażurowym, tkaninowym woreczku - będziemy dodawać do ognia w kominku w zimowe wieczory.
Przygotowałam też kilkadziesiąt słoiczków z miodem lawendowym, jest to, co prawda, zupełnie sztuczny miód, ale smak jest naprawdę zaskakujący, przyjemny i wyczekiwany co roku przez parę Osób:)Na miodzie nie poprzestałam! Po raz pierwszy pokusiłam się o prawdziwe home made cudo - hydrolat lawendowy💜 czyli skroploną parę z wody lawendowej. Przepis znalazłam w internecie, specjalistyczny sprzęt zastąpiłam garnkiem z odwróconą pokrywką i cegłą. Uzyskałam całkiem zadowalającą ilość czarownie lawendowej wody, którą wzmocniłam naturalnym konserwantem z rzodkwi (Leucidal Eko), dla przedłużenia jej trwałości. Magiczny płyn trzymam w lodówce, używam zamiast wody termalnej na twarz i do spryskiwania pościeli przed snem. Cudowności!
Z przyszłych zbiorów otwieram małą manufakturę na szerszą skalę...:)
Lawenda zdobi nasz dom i nas. Dzięki niej udaje mi się sprawić innym radość, utrzymywać kontakt z rzadko widzianymi osobami, uwielbiam ją w naszym ogrodzie. Nie trwa, co prawda, wystarczająco długo. Co roku czuję niedosyt, ale ten lawendowy czas, latem, jest tak intensywny, a zapach krąży wokół na tyle zachwycająco, że udaje mi się ostatecznie pogodzić z cięciem i przekwitaniem. Z upływem lata udaje mi się pogodzić. Wiem, że w kolejnym roku znowu będzie jej wszędzie pełno, a moim dłoniom wystarczy praca przy lawendowych gałązkach, zamiast najdroższego balsamu, żebym poczuła się luksusowo, jak w podróży, jak w Prowansji...
Zapraszam Was wkrótce na śniadanie na tarasie, z lawendą w tle...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz