I regret all those words I don't have time to write down... They're all there, beautiful and so mine.
Thank you, dear😘
Żal mi słów, których nie nadążam zapisywać. Żałuję, że nie mam dość czasu, żeby zatrzymać je na dłużej, przelatują przez moją głowę tak cudowne i nigdy więcej nie mają się powtórzyć, właśnie takie, w tej dokładnie konstelacji i emocji. Potrzebowałabym asystenta, który odgadywałby je ze mnie
i zapisywał bez potrzeby dyktowania. Bo ta szczególna więź tworzy się właśnie między słowami w myślach a kartką papieru i ołówkiem, klawiaturą i migającym kursorem. Nie chodzi więc o ich wypowiadanie, powiedzenie na głos. Nie. Unsaid is better than written down.
Od kilku tygodni jeżdżę do pracy zupełnie inną, okrężną drogą. Z konieczności, bo remontują pobliski przejazd kolejowy. Początkowe zniecierpliwienie szybko mi minęło. Te dodatkowe kilometry to codzienna piękna podróż. Słucham jesiennych kawałków Sara Bareilles, niektóre znane mi są od dawna, zawsze kojarzą się z ciepłem swetra i przytulnością. W tym roku odkrywam kolejne, idealne dla mnie na październik i całe później. Bright Lights and Cityscapes, Send me the Moon, Bluebird, Orpheus, Once Upon Another Time i ta naj... Manhattan. I jest mi dobrze. Uwielbiam te ostatnie poranki. Droga wije się lekko w dół do miasteczka położonego nad brzegiem jeziora. Otoczona ciasno starymi drzewami, z polami, które każdego ranka ubierają się w nieco inny odcień, raz w słońcu, raz w deszczu, a raz w magicznej mgle. Jadę i nie wierzę, jak pięknie potrafi być, gdy oczy otworzy się dość szeroko i nie za późno...
Jeziora po drodze nie widzę, nie mijam, ale wiem, że tam jest. Kusi mnie nieraz, żeby zjechać nad jego brzeg, choć na chwilę. Jednak mam te chwile odliczone co do jednej i nijak nie potrafię rozciągnąć ich w czasie. Ranki. Pospieszne, ale piękne na tyle, żeby znów żałować tych niezapisanych pomyślanych słów...
Nie wiem, czy to normalne, ale potrafię wzruszyć się na widok otwartego pola, przeciętego po środku dwupasmową szosą. Znowu zjeżdżam i widzę, jak na drugim końcu znika, otoczona lasem. Jest jakoś tak pięknie, spokojnie, pomimo tego, że spieszę się. Trudno to wytłumaczyć. Może spokój i cisza w aucie, pozwalają przywrócić ustawienia fabryczne własnych trosk, pogodzić się z nimi i niemal zapomnieć. Jadę sama, więc w końcu siebie słyszę. I już wiem, co mi ta przestrzeń otwarta, przecięta tylko szosą, przypomina...
Blog. Mój blog. O sobie dla mnie piszę już któryś rok. Wracam do dawnych wpisów, niektóre tak piękne, tak szczere, że aż się sobie dziwię, że odważyłam się je publikować. Zaczynałam pisać, gdy byłam w ciąży z Jankiem. Dziewięć lat temu. Czuję jednak, że dorosłam, i że przychodzi czas na zmianę. Na pożegnanie z blogiem, choć z pisania nie zrezygnuję. Od dawna prowadzę dziennik. Dobrze jest pisać dziennik, mieć coś, komu można powiedzieć wszystko, bez pomijania myśli samolubnych, choć koniecznych i prawdziwych, bez przemilczania niełatwych złości, żali i pretensji. Napisane przynosi więcej korzyści, niż powiedziane. Napisane nie musi zawstydzać, ani ranić. Może ulżyć, oczyścić, zachować tajemnicę, bez obaw. Będę więc pisać, już nie tylko o sobie, a w przyszłości, mam nadzieję, że i nie tylko dla siebie. Zobaczymy.
Zdrówka.
Smutno ��... Będzie mi brakować tych mądrych słów. Pozdrawiam Ewelina
OdpowiedzUsuńNie chciałam Cię zasmucać! Wiesz, zdarza mi się być niekonsekwentną, więc kto wie, czy po decyzji o pożegnaniu z blogiem nie zacznę publikować więcej:)
Usuńuściski!
Ania
Trzymam Cię za słowo i pozdrawiam gorąco z południa Polski. Ewelina
OdpowiedzUsuń