poniedziałek, 15 czerwca 2015

błękitny garbus

Łapię ostatnio sporo ciepłych momentów, lekkich, krótkich, ale cała ich masa tworzy wokół mnie mgiełkę dobrego humoru. Nawet kryzysiki są krótsze, niż zwykle, a moje osobiste wyładowania atmosferyczne zupełnie do zniesienia.
Już niejeden raz w moim życiu mam wrażenie, że dostaję niespodzianki. Od niewiadomokogo. Choć i tak podejrzewam, że są od Niego.
Te chwilki, ułamki sekund, jedno spojrzenie w lewo w akuratnym momencie, i jest!
Widok.
Impuls.
Wspomnienie.
Uśmiech.
Coś dobrego.
Zdążyłam zauważyć. I przez chwilę tym pożyć.
Szczęście.


błękitny garbus
[Szczerze przyznaję, że, pomimo druzgocącej opinii naszej polonistki w liceum na temat poziomu mojego słownictwa (twierdziła, że jest wręcz ubogie, a ja jeszcze kiedyś wyślę jej egzemplarz pierwszego wydania mojej książki, z dedykacją), niezmiennie zachwyca mnie moc słów.
Niektóre, zestawione, tworzą niesamowity obraz, są doskonałe. Dwa, trzy, a wyobraźnia już wie, co robić.]
W każdym razie....
Jechałam do pracy, siódma pięćdziesiąt trzy, wyjątkowo nie spóźniona. Długaśna aleja, lipy tworzące szpaler wzdłuż całej jej długości, zadbane domy, nowa kwiaciarnia, promyki słońca.
I nagle go widzę. Między drzewami, z młodym kierowcą, błękitny garbus.
Wygląda tak, jakby się zgubił. Trafił z pastelowej opowieści o miłości prosto w mój poranek.
Błękitny. Niby normalny, ale niezwykły.
I zanim zdążę się na niego pogapić, nacieszyć i upewnić, że naprawdę tam stoi, jadę dalej.
Ale wiem już, że o nim napiszę, że był niezwykłą radosną chwilą, która mój dzień ubarwi humorem.

morze można
No można. Poczuć morze, morską bryzę i zgniły zapach wilgotnych wodorostów nawet wtedy, gdy mieszka się na wsi 300 km od brzegu.
Wieczór, biegnę, pierwszy raz od tygodni wielu. Nie lubię z telefonem, słuchawkami, bo majta mis się to wszystko pod brodą, za uszami. Rozprasza. Wolę saute.
Słyszę świergolenie ptaków, słyszę nieznajomych dzień dobry i dobry wieczór. Zwyczaj, który zaskoczył mnie, pannę z miasta, mile bardzo. Odpowiadam, uśmiecham się, kiwam głową.
I wtedy czuję tę woń, mokrą, lekko zalatującą dnem morza, tym blisko brzegu, z wodorostami. Pewnie większość podlewa ogródki, ale co tam, mi kojarzy się wolnością nadmorskich miejscowości. Do tego zachód słońca, mocny, czerwonożółty, późny.
I co z tego, że nie ma fal, że zamiast nich jest bezkres zbóż. Słońce to samo. Zachodzi dla mnie. I znów ta chwila, bo gdybym tędy biegła trzy minuty później...
Na szczęście nie słyszę szumu morza. Wtedy zaczęłabym się o siebie martwić...

I przypominam sobie, że mam już trzydzieści siedem lat. Że jestem mamą. Ale jakoś zupełnie mnie to nie martwi. Trzydzieści siedem lat ma moje ciało. W głowie to cały czas ta sama ja. Nadal mogę być uparcie optymistką. Jak kiedyś. Mogę dać upust własnej wyobraźni. Jak dziecko uśmiechać się do siebie na widok auta...
I nie bać się.
A to, że ktoś nie poznał się na moim słownictwie..?:)



9 komentarzy:

  1. Jak to dobrze, że nie uwierzyłaś tej wstrętnej babie. Czasem jedna opinia potrafi nam zburzyć obraz samego siebie i ważne, aby mieć zdrowe podejście do krytyki, bo niestety bywa, że wypływa ona z czystej złośliwości i nie jest podparta żadnymi kompetencjami.
    Co do głosów... ja ostatnio zaczęłam się o siebie martwić, kiedy idąc przez miasto usłyszałam krzyki mew. Jakieś 120km od morza. Dopiero potem uświadomiłam sobie, że przecież te mewy są w naszym mieście każdego lata, jednak zawsze mnie to pierwsze spotkanie z nimi tak samo zaskakuje :)
    Nawet nie wiesz, jak mi się po tym poprawił humor. I nie przeszkadzało mi, że śmieję się sama z siebie ;))
    A Tobie życzę jak najwięcej takich niebieskich garbusów. Niech świat się do Ciebie uśmiecha kolorami :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie mogłam dotrzeć spokojnie do komputera od wczoraj, więc dopiero teraz odpisuję....
      ale buzia śmieje mi się cały czas:)
      krzyki mew...no bajka! ale faktycznie mnie też chyba udawałoby się zaskoczyć:)

      rezerwację pierwszych egzemplarzy uważam za otwartą!
      teraz tylko książkę napisać mi pozostaje:)

      Usuń
  2. ...to jego strata i problem :)))) I pierwszy egzemplarz koniecznie będziesz musiała posłać tej osóbce :)))
    Dla mnie te momenty i chwile to właśnie cały sens istnienia, ważne byśmy umieli je dostrzegać...zwolnić, nie bać się ciszy, zachwycać się jak dziecko...
    Pozdrawiam Cię Aniu :)
    Iwona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwonko dwa pierwsze egzemplarze zarezerwuj lepiej dla nas, a polonistce Ania może utrzeć nosa trzecim ;))

      Usuń
    2. Iwona bardzo Ci dziękuję:) Również serdecznie pozdrawiam!
      I zachwycam się Twoim najnowszym postem. Jak ty to robisz?:) Pędy sosny na syrop, przetwory, literki, tipi i te cudne narzuty, kocyki, podkładki...pięknie:) Zgłoszę do Ciebie po narzutę do pokoju Marysi już niebawem:)

      Usuń
  3. To ja zapisuję się na czwarty :-) no niech polonistka ma ten trzeci :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. ŁĄdne mi ubogie słownictwo. Albo naprawdę tak się rozwinęłaś w tej kwestii,albo Twoja polonistka była bardzo wymagająca :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością się rozwinęłam, ale dzięki temu, że obraziłam się na Panią Polonistkę (bo swoje wiedziałam, a z nią się nie zgadzałam). Nie zamknęłam się w sobie! Pozdrawiam:)

      Usuń