Łapię ostatnio sporo ciepłych momentów, lekkich, krótkich, ale cała ich masa tworzy wokół mnie mgiełkę dobrego humoru. Nawet kryzysiki są krótsze, niż zwykle, a moje osobiste wyładowania atmosferyczne zupełnie do zniesienia.
Już niejeden raz w moim życiu mam wrażenie, że dostaję niespodzianki. Od niewiadomokogo. Choć i tak podejrzewam, że są od Niego.
Te chwilki, ułamki sekund, jedno spojrzenie w lewo w akuratnym momencie, i jest!
Widok.
Impuls.
Wspomnienie.
Uśmiech.
Coś dobrego.
Zdążyłam zauważyć. I przez chwilę tym pożyć.
Szczęście.
błękitny garbus
[Szczerze przyznaję, że, pomimo druzgocącej opinii naszej polonistki w liceum na temat poziomu mojego słownictwa (twierdziła, że jest wręcz ubogie, a ja jeszcze kiedyś wyślę jej egzemplarz pierwszego wydania mojej książki, z dedykacją), niezmiennie zachwyca mnie moc słów.
Niektóre, zestawione, tworzą niesamowity obraz, są doskonałe. Dwa, trzy, a wyobraźnia już wie, co robić.]
W każdym razie....
Jechałam do pracy, siódma pięćdziesiąt trzy, wyjątkowo nie spóźniona. Długaśna aleja, lipy tworzące szpaler wzdłuż całej jej długości, zadbane domy, nowa kwiaciarnia, promyki słońca.
I nagle go widzę. Między drzewami, z młodym kierowcą, błękitny garbus.
Wygląda tak, jakby się zgubił. Trafił z pastelowej opowieści o miłości prosto w mój poranek.
Błękitny. Niby normalny, ale niezwykły.
I zanim zdążę się na niego pogapić, nacieszyć i upewnić, że naprawdę tam stoi, jadę dalej.
Ale wiem już, że o nim napiszę, że był niezwykłą radosną chwilą, która mój dzień ubarwi humorem.
morze można
No można. Poczuć morze, morską bryzę i zgniły zapach wilgotnych wodorostów nawet wtedy, gdy mieszka się na wsi 300 km od brzegu.
Wieczór, biegnę, pierwszy raz od tygodni wielu. Nie lubię z telefonem, słuchawkami, bo majta mis się to wszystko pod brodą, za uszami. Rozprasza. Wolę saute.
Słyszę świergolenie ptaków, słyszę nieznajomych dzień dobry i dobry wieczór. Zwyczaj, który zaskoczył mnie, pannę z miasta, mile bardzo. Odpowiadam, uśmiecham się, kiwam głową.
I wtedy czuję tę woń, mokrą, lekko zalatującą dnem morza, tym blisko brzegu, z wodorostami. Pewnie większość podlewa ogródki, ale co tam, mi kojarzy się wolnością nadmorskich miejscowości. Do tego zachód słońca, mocny, czerwonożółty, późny.
I co z tego, że nie ma fal, że zamiast nich jest bezkres zbóż. Słońce to samo. Zachodzi dla mnie. I znów ta chwila, bo gdybym tędy biegła trzy minuty później...
Na szczęście nie słyszę szumu morza. Wtedy zaczęłabym się o siebie martwić...
I przypominam sobie, że mam już trzydzieści siedem lat. Że jestem mamą. Ale jakoś zupełnie mnie to nie martwi. Trzydzieści siedem lat ma moje ciało. W głowie to cały czas ta sama ja. Nadal mogę być uparcie optymistką. Jak kiedyś. Mogę dać upust własnej wyobraźni. Jak dziecko uśmiechać się do siebie na widok auta...
I nie bać się.
A to, że ktoś nie poznał się na moim słownictwie..?:)
poniedziałek, 15 czerwca 2015
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
Założyłam mojego bloga, żeby pisać. Tak naprawdę pisałam już dużo wcześniej, ale pod innym szyldem, głównie o dzieciach, częściowo tylko up...
-
Tegoroczny urlop spędziliśmy u wybrzeży Adriatyku, na jednym z dziesiątek znajdujących się tam campingów. W sumie ponownie. Przy tej ...
-
Mapa marzeń... Podobno staje się bardziej prawdziwa z każdym kolejnym razem, gdy się na nią spojrzy. Pod warunkiem, że spojrzy się na ni...
Jak to dobrze, że nie uwierzyłaś tej wstrętnej babie. Czasem jedna opinia potrafi nam zburzyć obraz samego siebie i ważne, aby mieć zdrowe podejście do krytyki, bo niestety bywa, że wypływa ona z czystej złośliwości i nie jest podparta żadnymi kompetencjami.
OdpowiedzUsuńCo do głosów... ja ostatnio zaczęłam się o siebie martwić, kiedy idąc przez miasto usłyszałam krzyki mew. Jakieś 120km od morza. Dopiero potem uświadomiłam sobie, że przecież te mewy są w naszym mieście każdego lata, jednak zawsze mnie to pierwsze spotkanie z nimi tak samo zaskakuje :)
Nawet nie wiesz, jak mi się po tym poprawił humor. I nie przeszkadzało mi, że śmieję się sama z siebie ;))
A Tobie życzę jak najwięcej takich niebieskich garbusów. Niech świat się do Ciebie uśmiecha kolorami :))
nie mogłam dotrzeć spokojnie do komputera od wczoraj, więc dopiero teraz odpisuję....
Usuńale buzia śmieje mi się cały czas:)
krzyki mew...no bajka! ale faktycznie mnie też chyba udawałoby się zaskoczyć:)
rezerwację pierwszych egzemplarzy uważam za otwartą!
teraz tylko książkę napisać mi pozostaje:)
...to jego strata i problem :)))) I pierwszy egzemplarz koniecznie będziesz musiała posłać tej osóbce :)))
OdpowiedzUsuńDla mnie te momenty i chwile to właśnie cały sens istnienia, ważne byśmy umieli je dostrzegać...zwolnić, nie bać się ciszy, zachwycać się jak dziecko...
Pozdrawiam Cię Aniu :)
Iwona
Iwonko dwa pierwsze egzemplarze zarezerwuj lepiej dla nas, a polonistce Ania może utrzeć nosa trzecim ;))
UsuńIwona bardzo Ci dziękuję:) Również serdecznie pozdrawiam!
UsuńI zachwycam się Twoim najnowszym postem. Jak ty to robisz?:) Pędy sosny na syrop, przetwory, literki, tipi i te cudne narzuty, kocyki, podkładki...pięknie:) Zgłoszę do Ciebie po narzutę do pokoju Marysi już niebawem:)
To ja zapisuję się na czwarty :-) no niech polonistka ma ten trzeci :-)
OdpowiedzUsuńnie ma sprawy:)
UsuńŁĄdne mi ubogie słownictwo. Albo naprawdę tak się rozwinęłaś w tej kwestii,albo Twoja polonistka była bardzo wymagająca :P
OdpowiedzUsuńZ pewnością się rozwinęłam, ale dzięki temu, że obraziłam się na Panią Polonistkę (bo swoje wiedziałam, a z nią się nie zgadzałam). Nie zamknęłam się w sobie! Pozdrawiam:)
Usuń