piątek, 3 czerwca 2016

big city life - the day

Przeżyjmy to jeszcze raz, Asiu:)
Z dedykacją dla Ciebie.
Bo dzięki Wam te nasze wypady się udają. Ponoć nie tak łatwo znaleźć dobrych kompanów na wspólne podróże. Takich, co to chcą chodzić tymi samymi ścieżkami i w tym samym czasie lubią z nich zbaczać:) Dziękuję:)


Wracam z małym uśmiechem do tego poranka. Z Warszawą u stóp. Słoneczną i zachęcającą.




Spało się krótko, ale - co bardzo istotne - bez dzieci! Biała pościel, lekki szum klimatyzacji, dwadzieścia minut na makijaż... wyszedł tak samo, jak ten robiony w pięć, ale liczy się fakt, liczy się ten luz, spokój, leniwe decydowanie do odcieniu cienia do powiek. I to, że miałam czas przyjrzeć się sobie w lustrze! Kiedy ostatnio to robiłam?


Na myśl o śniadaniu w knajpce za rogiem buzia sama się śmiała. Niektóre Ranne Ptaszki zdążyły pospacerować już po Nowym Świecie, ale tym razem beze mnie:) Choć oczywiście szkoda mi było dnia, chciałam tak wiele dzisiaj zrobić, zobaczyć, dotknąć, przemyśleć lub... nie myśleć!
Ale na sam początek dobra kawa, delikatny omlet z kurczakiem, szpinakiem i pomidorem. Kawa. I - to nic, że nie słodzimy - widok brązowego cukru na drewnianym blacie, zamiast zwykłego białego - mówił sam za siebie. Bar Między Bułkami odkryliśmy przypadkiem, poprzedniego wieczora, po drodze, po dwudziestej trzeciej, czyli lokal właśnie zamykano, ale na tyle zauroczył mnie wystrojem, klimatem, menu rozpisanym na czarnej tablicy... po prostu oświadczyłam B., że spokojnie może zaprosić mnie tu rano na śniadanie:)










Pyszne te zdjęcia...
Czasem wystarczy mieć "nosa", dobry humor i być otwartym, głodnym aromatów, zwyczajnych smaków, podanych na drewnianej ławie bez obrusu. Nie trzeba czytać opinii, ani tym bardziej się nimi sugerować.
Czasem po prostu śniadanie smakuje wyjątkowo. Jak nam w tamtą sobotę, z widokiem na spacer po stolicy.














Stare Miasto mnie zaskoczyło. Bardzo mi się podobało! Zadbane uliczki, kamienice, kwiaty. Mnóstwo restauracji i kafejek. Kościoły, stare mury i historia. Szkoda, że mimo wszystko jest nam do Warszawy dość daleko. A może właśnie to, że wpadamy do niej na krótko, dotykamy intensywnie, z niedosytem, to dzięki temu podoba nam się aż tak? Z pewnością sam fakt, że wyrywamy się z domu, odrywamy od obowiązków, zadań domowych, obiadów, konieczności - pomaga poczuć się lepiej, wolniej, lżej. Pozwalamy sobie na więcej, przypominamy o tym, co sami lubimy, za czym tęsknimy, czego nam na co dzień brak. Jesteśmy z powrotem sobą, tak na 120%, choć sama mam wrażenie, jakbym w podróży, nawet tak krótkiej, stawała się kimś innym, bohaterką super opowieści, historii, życia.


A do tego wszystkiego... raz, nie zawsze, więc te kilka razy w roku, możemy naprawdę dobrze zjeść:)
I więcej. Choć szczęśliwie w ten weekend udało nam się powściągnąć nasze nieposkromione zazwyczaj apetyty i wychodzić z restauracji na czas:)


Miejsce: Manekin
Lunch menu:
żurek w chlebie z jajkiem i kiełbasą - syty, pyszny, gorrrący!
naleśnik primavera z suszonymi pomidorami, liśćmi szpinaku i mozarellą, podany z sałatą lodową i świeżymi pomidorami skropionymi oliwą z bazylią - nie był to typowy ciastowy naleśnik, ale rodzaj lekkiego, nie mocno mącznego ciasta, wypełnionego dodatkami, pycha!
sałatka grecka
koktajl ze szpinaku i pomarańczy












Zwyczajem naszym czas na podsumowanie warszawskiego weekendu, mniej już publicznie, i zaplanowanie kolejnego!
Kraków?:)


Pozdrawiam!



6 komentarzy:

  1. Oj, jak ja dawno nie byłam w stolicy.. Tyle się już zmieniło. Warszawa ewoluuje, na zdjęciach to prawdziwa europejska stolica!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się bardzo podobało. Lubię duże miasta i już. Baaardzo:-)

      Usuń
  2. ja choć mieszkam blisko bywam tylko wtedy, kiedy muszę być albo chcę z tym drugim to raczej się nie zdarza :) ale przy okazji ostatniej wizyty u kuzyna w celach czysto biznesowych udaliśmy się z Małżem do... Łazienek, czyli miejsca w którym kiedy byliśmy jeszcze piękni i młodzi, bo dziś to już jak wiadomo tylko piękni :)) bywaliśmy przynajmniej 2-3 razy w tygodniu i po mimo lekko mokro-deszczowej pogody udało nam się nieco połazić i popstrykać fotek i zjeść pyszne lody, tak się nacieszyliśmy naszymi miejscami w tych Łazienkach, że następna wycieczka będzie do Ogrodu Botanicznego i do Wilanowa :)
    uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też mamy swoje miejsca, nie w Warszawie, bardziej zagranicą. Nie łatwo do nich wrócić, ślę one czasem wracają do nas- zapach lawendy, wspomnienia, artykuły w magazynach, zdjęcia... No i planowanie kolejnych "naszych"...

      Usuń
  3. Aniu, a odstaliście swoje w kolejce do Manekina?? Hi hi następny raz to wiesz... Nie odpuszczę!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyobraź sobie, że pierwszego wieczoru widzieliśmy tą mega kolejkę, ale nie znaliśmy jeszcze Manekina (wyjątkowo nie przygotowaliśmy się na ten wyjazd, zero planu, sprawdzania opinii, itp.). Więc, gdy drugiego dnia w porze wczesnego obiadu kolejki nie było, musieliśmy sprawdzić wyjątkowość miejsca :-) Nie zawiedlismy się :-)
      A następnym razem to specjalnie dla Ciebie przyjadę :-)

      Usuń