wtorek, 14 czerwca 2016

dzieci na wycieczce, serce mamy też



Dwoje naraz, to stanowczo za dużo jak na jedną mamę.
Budzę się rano. Za oknem deszcz.
No, może nie jakaś zaraz ulewa, raczej taki kapuśniaczek.
Rześkie powietrze, dość ciepło.
Ale mnie już boli, już się martwię, już ich widzę zmokniętych, zziębniętych, moich takich.
Oboje jadą dziś na wycieczki. Szkolna całodzienna, przedszkolna kilkugodzinna.
Autokarem. Z plecaczkami.


Przy śniadaniu przestaje padać. Dzieci mają głupawkę w wersji MAXI.
Zachowują się tak, jakby były w szklanej bańce z gazem rozweselającym, w swoim świecie, głuche na moje prośby o spokój i ciszę względniejszą.
Zastanawiam się, jak to obecne małe pokolenie jest skonstruowane, skoro jeszcze piętnaście minut wtemu musiałam szmerać im po pleckach, a one z buźkami otwartymi, jak rybki, kompletnie zaspane, mlaskały tylko z mocno zaciśniętymi oczkami.
Teraz kuchnię mi roznoszą swoim chichotem:)
A ja się już na zapas całodzienny martwię.


Tatuś odwozi, pod szkołę dostarcza.
A ja?
Rzęsy maluję w aucie na światłach i - nie skręcam w lewo do pracy. Wybieram dłuższą drogę. Wzdłuż przedszkola i szkoły.




Muszę wyskoczyć i sprawdzić jeszcze raz. Czy te krople mokre są zagrożeniem dla Janka? Czuję ją każdą, skórą i sercem. Choć bardziej sercem jednak, bo po chwili orientuję się, że właściwie akurat nie pada.
Woda. Woda! Janek na pewno będzie spragniony. Kupuję po drodze małą buteleczkę i za chwilę wciskam ją do plecaczka w przedszkolu.
Mam takich jak ja, jest całkiem sporo.
Tarasują wejście, korytarz, drzwi do sal.
Rzucam okiem na Janka. Jest. Buźka słodka, całus i uciekam.


Teraz szkoła.
Trzysta metrów dalej. Korek niesamowity. Dwie wycieczki naraz to za dużo nie tylko dla mnie.
Rodzice przed szkołą, na chodniku, w autach. Już nie wysiadam. Przejeżdżam ślimaczym tempem i rzewnym spojrzeniem całuję moją Marysię na odległość. Nie widzę jej, ale na głos mówię sobie, że jest jej dobrze.
Znowu pada. Taki kapuśniaczek.
Cały dzień pada. Z przerwą na dwie suche, choć ciemne godziny. Ponuro. Mokro. Brrr....
A ja spięta. Wypatruję choć najbledszego promyka, zapewnienia, że nic im nie jest, że są szczęśliwi i cali.


Niech już wrócą. Cali i zdrowi. Cali moi, nasi.
Niech już znowu chichotają, nawet głośno. Niech przeszkadzają, brudzą, krzyczą, piszczą. Mogą być tak po swojemu niegrzeczni. Niech nie mogą zasnąć o 22:00, i niech nie mogą wstać rano. Niech zajmują cały dzień mój, całe życie moje.
Bo to moje życie jest. Oni są moim życiem.









- Mamusiu! Wiosłowałem! I tam był taki domek, a w środku wiesz, kto był? Sąsiedzi, ci z bajki!


- Mamusiu! Zobacz! Sama upiekłam bułkę. Chcesz gryza?
- Sama? Wszyscy piekliście bułki? Pyszna....
- Tak! A to ciasto takie fajne było.


Ufff....
Dwoje naraz na wycieczce, to nadal za dużo, jak na jedną mamę.
Ale dałam radę.
I wcale nie wstydzę się porannej załamki:)







6 komentarzy:

  1. :-) moja wczoraj na 3 dni do stolicy pojechała i oczywiście nie dzwoni nawet!!!!!
    Sukienkę na wesele z rozpaczy kupiłam a wesele dopiero we wrześniu i czarna do tego i bez mierzenia i.......
    rozumiem ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam więc w klubie. Ja cztery kupiłam, na wesele, w lipcu, właśnie do przymierzania. Wybrałam TYLKO dwie, czarną i granatową:)
      A dzieci w tym samym dniu wracały!
      uściski więc:)

      Usuń
  2. ja miałam różnie, jena uwielbiała wyjeżdżać na wycieczki i zielone szkoły, tu nie miałam problemu, dwie pozostałe niekoniecznie, więc miałam je zawsze w całej głowie i po bokach ;)więc Cie rozumiem jak nikt :)
    buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj Mała znowu na wycieczce, a za oknem od rana złowroga, ciemna burza z piorunami niemal przy nas... nie pamiętam takiej... na szczęście słońce nie daje za wygraną i kuli się tam gdzieś za chmurami, rozjaśnia już nieco świat...
      No nic, taki nasz los, martwić się radować na zmianę:)

      Usuń
  3. Ha! Jak dobrze dużo dzieci mieć ;-) U mnie pojechała dwójka w tym jedno na 5 dni. Została 5tka a już tak jakoś cicho pusto i nieswojo....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o, to znam, co prawda w ilościach mniejszych niby, nominalnie. Jednak nasza dwójeczka potrafi nahałasować jak cała przedszkolna, czy szkolna grupa, więc cisza bez nich wręcz kłuje!:)

      Usuń