niedziela, 6 listopada 2016

pochmurność


Piękna jestem spragniona.
Szumu morza.
Zachodu słońca mglistego.
Ciepła na powiekach zamkniętych.
Zapachu bez słów.
Rozmów bez zegarków.
Ciszy i bezpieczeństwa.
Czasu jestem spragniona. Najbardziej tego czasu.

Powieki przymykam teraz w obawie. ...że oczy przeczytają, zobaczą, usłyszą kolejne powinnam, wypada, musisz.
Już nie tylko zawodowo. Bo z pracy trzeba się cieszyć dzisiaj.
Ale te wszystkie dobre rady, konieczności, listy nieskończenie długie, co muszę, motta i cytaty. Pełno ich wszędzie, po lewej i po prawej, na facebooku, w telewizji, czasopismach, radio.
Każdy radzi, specjalistą jest od trendów i tego, co lubić powinnam lub przynajmniej tak by wypadało.
Nawet od tych myśli złotych o zwyczajności niezwyczajności już za dużo poczytałam i żadna na dłużej nie zatrzymuje.
Wiem, wredna jestem, bo chyba tylko mi za dużo się tego wydaje.
A może nie rad ja potrzebuję? Skoro znane mi są. Skoro sama o nich pisałam...
Czego ja potrzebuję?
Czego ja chcę?


Polska też mnie przygnębia. Dodatkowo i z dociskiem. Bo znowu te oczy moje patrzą, ale nie wierzą. Słucham i mi szczęka opada. No jak można? Jak tylu ludzi może tak bezczelnie nam w białe dnie, prosto w oczy wmawiać, kłamać, mącić i to jeszcze w imię Boże nazywać??
Obudzić by się chciało z tej jesieni, z tych relacji, rewelacji, przygnębienia.
Ale trzeba iść do przodu, dzień za dniem zdobywać, do dzieci się uśmiechać, nie płakać, nie krzyczeć, nie narzekać.
Modlić się trzeba. To jedyna taka bezpieczna ucieczka, która nawet domu opuszczać nie wymaga.


Ostatnio, w zeszłym tygodniu, patrząc przez kuchenne okno mojego dzieciństwa, w mieszkaniu mamy, z widokiem na nasz plac zabaw, wierzyć mi się nie chciało... jak bardzo te drzewa urosły jak plac zasłoniły!
Ile to lat już mają, a z nimi i ja.
Sąsiedzi się pozmieniali, ale na szczęście nie wszyscy jeszcze...
W moim pokoju nadal stoi stare pianino, i ta komoda ze skrzypiącymi drzwiami...
I mozaika parkietowa jest, z niejedną historią, trwale zapisaną na klepkach.
I z tego domu wyszłam. Wcale nie prosty mi się świat wydawał, gdy prze to okno patrzyłam mając lat szesnaście i dwadzieścia jeden. Ale dziś mam wrażenie, że i tak drogi wtedy mniej kręte były. Ograniczony wybór czynił człowieka szczęśliwszym.


Patrzę na ten dom, mieszkanie w bloku z wielkiej płyty, głaszczę moje mocno przeczytywane lektury i książki, z dedykacjami na pierwszej stronie, ręcznie pisanymi, za wzorowe wyniki w nauce i wysoką kulturę osobistą. Sama staram się jej teraz uczyć nasze dzieci. W świecie bez pardonu, bez skrupułów, kultura osobista przydarza się coraz rzadziej.


I gdy tak patrzę przez to okno mojego dzieciństwa, mam wrażenie, że tak wiele się zmieniło. A przy tym, tak szczęśliwie niewiele... Z tych rzeczy najważniejszych, najcenniejszych, mam je przy sobie niemal wszystkie. Mam Ich przy sobie niemal wszystkich. Więc musi udać się przetrwać ten czas trudny i pochmurny. Niech sobie narzucają, radzą i każą. Ja swoją, naszą drogą pójdę do przodu, dzień za dniem po kolei będę zdobywać, do dzieci się uśmiechać, pięknego dzień dobry i dziękuję będę uczyć, nie płakać, nie krzyczeć będę, nie narzekać.
Przeczekać.
Pochmurność przeczekać mi trzeba.





5 komentarzy:

  1. Dobrze tak wracać do mamy:-)
    Ja jadę w weekend naładować baterie ;-) i brzuch ;-)))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładujesz? Ja mam takie dwie mamy, nasze obie, zawsze martwią się, czy oby nie przyszło nam do głowy się odchudzać:) A pragnienie naszej szczupłości przy nich - nie ma szans:)

      Usuń
  2. Ach, no nie ma lekko w tej naszej Polsce... zwłaszcza nam, babom. Ale w nas tkwi siła, już kiedyś walczyłyśmy o prawa wyborcze, teraz musimy zawalczyć o własne prawa... Uściski ślę! k

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, będziemy, a przynajmniej nie odpuszczamy sobie możliwości wyrażenia własnego zdania:)

      Usuń
  3. najpiękniejsze wspomnienia, u mamy...
    Pozdrawiam,Martita

    OdpowiedzUsuń