sobota, 25 marca 2017

think Italian!


#thinkitalian

Pod jednym z instagramowych zdjęć trafiłam na takie hasło. Idealne - pomyślałam. Idealne!

Nic aż tak nie pomaga mi przetrwać zimowo wiosenno każdego przesilenia, jak wizja letniego urlopu. Człowiek pracuje cały rok, przerywając biurkową udrękę (o sobie myślę) kilka razy, co kilka miesięcy, na zbyt krótką chwilę. Co najwyżej przedłużony weekend. A te parę dni oderwania się od domu i pracy tylko zaostrza apetyt na więcej, bo pewnie większość z was też doszła już do tego samego wniosku, co ja, że prawdziwie odpoczywa się mając do dyspozycji co najmniej trzy tygodnie. To znaczy... odpoczywałoby się. Pierwsze kilka dni na otrząśnięcie się i zapomnienie o pracy, kolejnych kilka na uświadomienie sobie, że to naprawdę już urlop, a dalej dopiero relaks.
W moim przypadku wolne zawsze wiąże się z innymi trzema etapami: pierwszy to syndrom napięcia przedurlopowego, drugi: nerwowe sprawdzanie maili i połączeń podczas wolnych dni oraz trzeci: nieogarnianie i góra zaległości po. Plus mały upominek dla zastępującej mnie koleżanki, która po moim wolnym najchętniej sama urwałaby się na trochę, żeby odetchnąć po łączeniu dwóch etatów w jeden.
Ale latem, w wakacje, firma, w której pracuję, ma przywilej dwutygodniowej przerwy w produkcji, we wszystkim, przestoju. Time off, closure, holiday break. My favourite time of a year. Ostatnie dni przed to oczywiście wyjście z amnezji u każdego z naszych klientów. Do ostatniej chwili przypominają sobie o arcyważnych zamówieniach i tematach, które nie przeżyją dwutygodniowej rozłąki. Ale potem następuje cudowny czas zero. Reset. Out of the office reply.

Ale miało być po włosku...

Ci, którzy mnie znają, wiedzą, jak lubimy Szwajcarię, że nigdy się na niej nie zawiedliśmy i że nawet jutro mogłabym spakować się i tam wyemigrować. Szwajcarię kochają nasze dzieci. A w niej najbardziej plac zabaw na Camping Aaregg:) Ale w tym roku pomyśleliśmy... a może coś innego? Jest przecież tyle pięknych miejsc, w których nas jeszcze nie było!


Bolzano - expedia

I zaczęło się. Morze? Góry? Jezioro? Północ czy południe? Namiot czy - i taka słabość pojawiła się na małą chwilę, haha - all inclusive??
Zaczęliśmy od badania Francji przez Niemcy, Austrię aż do Włoch. Gdzie my nie byliśmy...
Intensywne poszukiwania nałożyły się na moje ogromne zmęczenie i sporo służbowych obowiązków.
Za oknem kiepsko, któreś z dzieci chore, choroba mamy. Wizja najelegantszego campingu u podnóża ośnieżonych szczytów Alp w środku lata - przygnębiała mnie. Jedyne na co miałam ochotę, to sen. Zresztą pisałam już o tym w poprzednich postach.
Mój ukochany dwoił się i troił. Rozpisywał atrakcje, sprawdzał komfort, opinie, zdjęcia toalet:) Bez wyraźnych zdjęć sanitariatów camping dla mnie nie istnieje:)
A ja ciągle nie i nie. Bałam się kapryśnej pogody, Alpy zaskoczyły nas już i gorącem i zimnem.
Mały przełom nastąpił pewnego kolejnego wieczoru, który spędzaliśmy razem, nad ofertami, czytając opinie o campingach na zoover.com. Polecam każdej zasępionej istocie, na każdy deszczowy i smutaśny dzień. Opinie holenderskich turystów na zoover.com tłumaczone na polski przez translatora gogle.
Doskonały relaks:) Śmiałam się do łez. Napięcie opadło i na drugi dzień wizja wakacji zaczęła się w końcu klarować...
Bartka wyraźnie ciągnęło w góry. Mi marzyło się płasko, leniwie, na leżaczku! haha:) Jak chyba nigdy wcześniej. Miałam po prostu wrażenie, że nawet włoskie, czy francuskie campingi, które pokazywał mi mąż, to nadal... Szwajcaria:) Basen z widokiem na śnieg gdzieś na wierzchołkach...
o tak na przykład...


Caravan Park Sexten, zdjęcie ze strony campingu

Ale ponieważ przez ostatnie dziesięć lat nadal nie nabraliśmy wprawy w kłóceniu się, w sporach i fochach, doszliśmy do wniosku, że możemy przecież jechać na... dwa campingi!
Postanowiliśmy połączyć góry z morzem, zasmakować i Alp i Adriatyku, kamieni i piasku. Idealnie.

No dobra, dobra, a dokąd ostatecznie jedziemy? Dokąd dokładnie?

#thinkitalian

Ciąg dalszy po przerwie. Bądźcie Państwo z nami!:)



3 komentarze:

  1. No nie, ja się tak nie bawię ;( Narobiłaś smaka tą Italią, czytam, czytam, napięcie rośnie a tu...przerwa.
    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :*
    Iwona

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach Italia - jedno z moich marzeń :) Będę czekać na relację z... ;) Może kiedyś skorzystamy ;) Tymczasem w tym roku moje myśli galopują w równie słoneczną stronę Chorwacji :) Marzenie od lat w końcu ma się spełnić ! :)Życzę więc Wam i nam udanych słonecznych wakacji :)

    OdpowiedzUsuń