piątek, 25 maja 2018

Pierwsza Komunia Święta



To był naprawdę piękny dzień. Dzień Pierwszej Komunii Świętej Marysi.
Przygotowania - pod każdym względem - trwały od dawna. Próby w kościele, nowe koleżanki i koledzy, bo ze względu na miejsce zamieszkania należymy do parafii innej, niż niemal cała reszta klasy Marysi. Planowanie przyjęcia w domu, co było doskonałym wyborem. Trochę i koniecznością, ale teraz, po wszystkim, cieszę się, bo udało nam się stworzyć cudowny klimat i rodzinnie przeżyć tak wyjątkowe chwile.
Wszystko było idealne. Twarz Córci, jej spokój, który udzielał się również i mnie. Choć zdarzały się oczywiście krótkie napady paniki, o tak! Obiad na dwadzieścia osób podany z uśmiechem na twarzy, to całkiem spore wyzwanie.
Cały ten czas był mi jednak bardzo potrzebny. Nawet to zmęczenie, emocje i lekkie napięcie. Skupiłam się na tym, co najważniejsze, co naprawdę najważniejsze...
Wzruszenie pojawiało się nagle, zwłaszcza gdy siedziałam w drewnianej ławce w naszym niewielkim cichym kościółku. Przed samym ołtarzem grupa dziewięciolatków, tak jeszcze dziecięcych, jakbyśmy, my, mamy, kolejny raz lekko uchylały swoje skrzydła, żeby je spod nich wypuścić. Ale nigdy z zasięgu wzroku.
Uświadamiałam sobie, jak ja wiele mam, same Skarby, Męża - serce wie, słowa nie oddadzą wszystkiego, co między nami, spojrzenia bardziej..., zdrowe, mądre, krnąbrne dzieci, bystre i ciekawe całego świata. Dom, pracę, rodzinę, wspomnienia i marzenia. A to wszystko dzięki Niemu, dzięki Bogu to wszystko.
Nie wiem, co będzie jutro, co przyniosą kolejne dni i lata, dlatego teraz, w chwilach skupienia i zatrzymania, gdy mogłam po prostu posiedzieć w drewnianej ławce, czułam ogromną wdzięczność. Za to, co mam. Wzruszenie, radość, spokój.







Dzięki przygotowaniom poznałam kilka pięknych kobiet, zaangażowanych mam, ciepłych i pozytywnych osób. Nasze dzieci zdążyły zaprzyjaźnić się i już planują wzajemne odwiedziny. Kolejny raz widzę plusy mieszkania w mniejszej miejscowości oraz bycia żoną Pana od polskiego z pobliskiej szkoły:) Okazało się też, że znam dwóch ojców komunijnych! Dwóch Tomków, z którymi chodziłam do tej samej klasy w szkole podstawowej. A teraz nasze dzieci przystępują razem do Pierwszej Komunii:)

Niedziela przywitała mnie cudowną pogodą, poranek jakby czekał, aż wstanę i dokończę dekorowanie naszego domu. Słońce zalewało już cały taras i pół salonu, reszta Rodziny jeszcze spała, a ja czułam jakieś przeogromne szczęście. Radość ogromną. Podekscytowanie, ale podszyte spokojem. Wiem, piszę to wszystko jak natchniona, jakbym nad ziemią fruwała, ale taki był właśnie ten poranek dla mnie. Jasny, a serce już rosło.
Niemal na palcach skradałam się w wysokiej do kolan, mokrej od rosy trawie, by narwać białego bzu. Na palcach, bo bez rośnie na opuszczonej działce... Udało się. W wazonach czekała już gipsówka, frezje i różopodobne kwiaty, więc dałam upust mojej potrzebie przystrojenia stołu, okien, tarasu, całego domu. Teraz mogłam zacząć nasze wielkie Święto:)













Świeżymi kwiatami ozdobiłam również tort. Ciasto zamówiliśmy bez dekoracji, pokryte tylko bitą śmietaną. Zależało mi na tym, żeby było prosto, ale elegancko. Na wierzchu tortu ułożyłam frezje, gipsówkę i kwiaty eustomy.





Emocji i wrażeń było tak wiele, że nie zrobiliśmy ani jednego zdjęcia. Na szczęście całą uroczystość w kościele uwieczniał fotograf, ale w domu - nic!
Ale nie szkodzi. Najważniejsze, że przeżyliśmy ten dzień i cały czas naprawdę świadomie i z uwagą.
Kolejne najpiękniejsze momenty w naszym życiu. Rodzinnie, radośnie i razem z najbliższymi. Dziękujemy Wszystkim, którzy nam pomagali i wspierali, bez Was nie udałoby się wszystko tak, jak sobie to zamarzyliśmy. W sumie nie śmieliśmy nawet wyobrażać sobie, że wszystko może udać się dokładnie tak, jak się udało, ale dzięki pomocy Rodziny i Przyjaciół, ten dzień był po prostu cudowny.

O organizacji przyjęcia w domu mogłabym napisać osobny post. Może zdążę przed naszą drugą Pierwszą Komunią? Ku pamięci:)











2 komentarze: