poniedziałek, 22 lipca 2019

Cannobio




weszłam po schodach na poddasze
słońce wpadało przez okno, wyciągając do tańca unoszący się w powietrzu kurz
niewielki, wręcz idealny pokój, ze starym biurkiem i podwójnym łóżkiem pod schodami
jasnobrązowe drewniane krzesło ze zdobieniem na oparciu
niedosunięte, zapraszająco
otworzyłam szklane drzwi, a za nimi pastelowe okiennice, najszerzej, jak się dało
i wtedy ten widok, dokładnie taki, jaki sobie wcześniej wyobrażałam
góry, a z nimi ta sama, co zawsze, krótka myśl... nareszcie...
kołyszące się na wietrze gałęzie drzew
granatowa tafla jeziora i leniwy szum fal, który przecież słyszałam, niemal, od tak bardzo dawna
to do tego tęskniłam
do siebie











Zaczynam pomału rozumieć, że przez ostatnie lata pędziłam. Jak po autostradzie. Umiejętnie przyspieszając lub dając się wyprzedzić innym. Czasem nie zdążyłam nawet przyjrzeć się dobrze tym, których mijałam, ani miejscom, w których byłam w danej chwili. Tak, to było, jak jazda po autostradzie. Dopiero, gdy z niej zjedziesz, możesz zwolnić, rozejrzeć się i w ogóle zatrzymać i wysiąść. Droga przed tobą zwęża się do pojedynczej, prędkość ograniczasz do tej bezpiecznej.



A pojedyncze, wąskie ścieżki uwielbiam, odkąd pamiętam. Zwłaszcza te boczne, nieoczywiste. Zawsze ciekawi mnie, dokąd prowadzą, co znajdę, jeśli w nie skręcę, i jestem pewna, że będzie to widok niezwykły. Dla mnie to odruch, muszę w nie zajrzeć, przenieść się w czarowny moment i świat, życie innych ludzi. Być może dla nich, to codzienna uliczka, własne podwórko, utrudnienie, bo stromo, wąsko, duszno... ja je kocham.
Cannobio, mało znane miasteczko to splot takich właśnie uliczek, tajemniczych przejść, korytarzy, większość ze swoją własną nazwą. Z zewnątrz, niepozornie, niemal nieciekawie wyglądająca brama, zyskuje jednak na bliższym poznaniu. Wystarczy podejść i odważyć się zajrzeć, dać się poprowadzić.













Czasami dobrze jest pobyć z samym sobą, mimo, ze w tłumie. Pozwolić Reszcie zanurzyć się w ich własnych ochotach. Ułożyć swoje myśli, zwolnić oddech, ogarnąć nowe plany.
Cannobio to okoliczności na to idealne. Będę do niego wracać tak często, jak się da... bo nie da się zapomnieć tych chwil... zapomnienia, całkowitego oderwania od codzienności, od normalności, od zwyczajności. Zawsze w takich miejscach zastanawiam się, czym zasłużyli sobie jego mieszkańcy na luksus przebywania w towarzystwie tych widoków, uliczek, zakątków? I czy na pewno je doceniają i dostrzegają? Ale - w miejsce własnej zazdrości, choć, no przyznam się, oczywiście i ona się pojawia, ale na krótko - zaczynam dostrzegać i nasze piękno, niezwykłość naszego miasteczka, wsi, ulicy, pola za domem, nieba nad ogrodem, bardzo dosłownie wszystkiego. I wtedy dociera do mnie, że i my, widać, zasłużyliśmy sobie na to, na dom, na daną chwilę, na nadzieję na kolejne...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz