Ostatnio zbyt wiele dociera do mnie.
Z każdej strony, o niemal każdej porze, rozpędzony pociąg wiadomości.
Filtr opanowania i dystansu nie daje rady.
Przeciążony.
Udało mi się jednak zamknąć, odsunąć, wyjść.
Kilka dni fizycznie z dala od pracy i mediów...to naprawdę doskonały sposób na złapanie oddechu.
Leniwe poranki. W piżamach. Z dziećmi.
Spacery i rozmowy.
Powietrze! Otulam się nim stęskniona, z całych sił. W ciągu tygodnia mam go tak mało...
Udało mi się zwolnić. Myśli wyciszyć...
hmmm...:) no, może nie wyciszyć, ale okiełznać...
Myślę o sobie...o tym, co uwiera, co chcę zmienić, a czego nie muszę...
Z czym mi dobrze, a czemu warto nadać nowy wymiar.
Na spokojnie, ale konsekwentnie.
Uśmiechnęłam się słysząc piosenkę John'a Mayer'a "Paper doll"...
...you're like twenty-two girls in one...
czy to o mnie?:)
Ile jest we mnie odcieni?
Ile nastrojów...na ile potrafię się zmienić w krótkim czasie...
...you're like twenty-two girls in one...
czy to o mnie?:)
Ile jest we mnie odcieni?
Ile nastrojów...na ile potrafię się zmienić w krótkim czasie...
Zdarza mi się być furiatką. Zwłaszcza rano. Wstaję pierwsza, ogarniam się lub już nie zdążę, bo Janko postanawia do mnie dołączyć. I odtąd ganiam w mocno przyspieszonym tempie za ciuszkami, gotującym czajnikiem, skarpetkami, czapką, płatkami i śniadaniówkami. Gdyby tak spojrzeć na nas z góry, byłabym pędzącym punktem, miotającym się slalomem pomiędzy sunącymi z wolna Innymi, z okrzykami "szybciej! no dalej! obudź się! ja zaraz zwariuję!"
Jestem romantyczką. W tych cudownych chwilami, kiedy dźwięki dawno nie słyszanej piosenki wzruszają mnie do łez. Unoszę się wtedy lekko nad ziemią, pozostawiając w dole skarpetki, czajniki i frustracje.
Oddycham, uśmiecham się w środku, przymykam oczy i wracam do najpiękniejszych momentów z kiedyś.
Spacer po Rzymie, zima w Montanie, małe rączki na mojej szyi, wspólne "zdobywanie" tarasu na Aiguille du Midi. Szczęście. W powietrzu odsuwam obłok trosk. Jest pięknie!
Czasami jestem naprawdę ostra:) Zdecydowana, konkretna i wymagająca.
Od siebie, ale tak samo od innych. Zwłaszcza Tych, wśród których pracuję. Albo Tych, którzy sprzedali mi pralkę serwisowaną już pięć razy. Po tym, jak udało mi się pokonać kilka własnych słabości i przezwyciężeniu lęku, potrafię chwycić za telefon i jasno określić, czego oczekuję. Muszę się pilnować, żeby nie powiedzieć za dużo...
Już jestem odważna. Już, bo jako dziecko i nastolatka bałam się skoku przez skrzynię na wuefie, bałam się spróbować... czy odezwać. Dwie amerykańskie sytuacje pomogły mi wyleczyć się z lęku, którego uparcie się trzymałam. Bo nie i koniec. A potem zawalczyłam sama ze sobą - na rollercoasterze w Las Vegas i czarnym stoku w Montanie. Udało się, pokonałam strach i właśnie wtedy przekonałam się, że mogę! Że już teraz nic nie będzie mi straszne:)
No i jestem zakochana...monotematycznie, monogamicznie, tak na całkiem.
:)
Mam nadzieję, że moi Kochani wytrzymają ze mną jakoś... długo....:)
PS. Bo teraz najbardziej to jednak jestem mamą. Janka i Marysi, dwóch najukochańszych na świecie Istot, ruchliwych, wrażliwych, moich. Patrzą na mnie i ściskają. Janek ostatnio całuje mnie we wszystkie dwa policzki i usta i robimy noski-noski-eskimoski. Jego "kocham cię!" rozczula mnie kilka razy w ciągu dnia.
Marysia ostrożnie, rzadziej, szepnie, że ładnie wyglądam, ale tym bardziej jest to szczere, przeze mnie docenione.
Ach, mogłabym pisać i pisać, i opowiadać o Nich...i o sobie.
Dla mnie.
Od siebie, ale tak samo od innych. Zwłaszcza Tych, wśród których pracuję. Albo Tych, którzy sprzedali mi pralkę serwisowaną już pięć razy. Po tym, jak udało mi się pokonać kilka własnych słabości i przezwyciężeniu lęku, potrafię chwycić za telefon i jasno określić, czego oczekuję. Muszę się pilnować, żeby nie powiedzieć za dużo...
Już jestem odważna. Już, bo jako dziecko i nastolatka bałam się skoku przez skrzynię na wuefie, bałam się spróbować... czy odezwać. Dwie amerykańskie sytuacje pomogły mi wyleczyć się z lęku, którego uparcie się trzymałam. Bo nie i koniec. A potem zawalczyłam sama ze sobą - na rollercoasterze w Las Vegas i czarnym stoku w Montanie. Udało się, pokonałam strach i właśnie wtedy przekonałam się, że mogę! Że już teraz nic nie będzie mi straszne:)
No i jestem zakochana...monotematycznie, monogamicznie, tak na całkiem.
:)
Mam nadzieję, że moi Kochani wytrzymają ze mną jakoś... długo....:)
PS. Bo teraz najbardziej to jednak jestem mamą. Janka i Marysi, dwóch najukochańszych na świecie Istot, ruchliwych, wrażliwych, moich. Patrzą na mnie i ściskają. Janek ostatnio całuje mnie we wszystkie dwa policzki i usta i robimy noski-noski-eskimoski. Jego "kocham cię!" rozczula mnie kilka razy w ciągu dnia.
Marysia ostrożnie, rzadziej, szepnie, że ładnie wyglądam, ale tym bardziej jest to szczere, przeze mnie docenione.
Ach, mogłabym pisać i pisać, i opowiadać o Nich...i o sobie.
Dla mnie.
Wiesz co....
OdpowiedzUsuńAlbo- nie, nic...
Uśmiech zostawiam :)
I uściski :)))
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPrzepraszam, pomyliłam Cię z Gi (bez Sz.) :) Przede wszystkim witam:) A każdy komentarz będzie mile widziany - nie moderuję!:)
Usuńha! a to jednak Ty! :)
UsuńNo pewnie, że ja :) Chciałam powiedzieć, że widzę tu dużo "siebie" :) Ale też pierwszy akapit jakoś mnie przestraszył. Smutny taki. Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie dobrze. ( wiem, wiem- odezwała się ta, co nie marudzi ; )). Ściskam! I zwolnij na dłużej niż na weekend :) Tak, wiem wiem ( odezwała się... ;)
UsuńFajnie ... dobrze widzieć siebie w sobie :-)
OdpowiedzUsuń:) dobrze jest czasem sobie na to pozwolić, mi poprawiło samopoczucie:)
UsuńAniu :) myślę, że jesteś odzwierciedleniem i pokrewieństwem wielu kobiet:). Mnie na pewno zmotywowałaś do walki z niektórymi słabości :). Zacznę od zaraz!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Marta
Miło mi to słyszeć:) Trzymam kciuki za Twoje "od zaraz"! Można, naprawdę można:) pozdrawiam!
UsuńCzasami warto złapać chwilę oddechu, dać sobie czas odpocząć, pozwolić myślą płynąć... I to prawda, że chyba w każdej z nas siedzą rożne emocje, nastroje, takie różne "ja"... Śliczna jesień na Twoich zdjęciach:) Uściski:)
OdpowiedzUsuń