środa, 27 kwietnia 2016

ja Ania i ja




Kilka dni temu nasza Córcia (lat 7) przyznała - nie bez małego smutku - że po tym, jak wyznała koleżance, że czasem mówi do siebie, tamta stwierdziła, że jest dziwna. Od razu pocieszyłam ją, że zdecydowanie ma to po mnie, że to normalne i świadczy o jej ogromnej wyobraźni.


Kiedy ja miałam siedem, osiem lat i do szkół - podstawowej i muzycznej - chodziłam już sama, najzwyczajniej w świecie mówiłam do siebie. Tak naprawdę więc nie szłam sama, ale z moimi wymyślonymi przyjaciółmi, kopiami bohaterów z przeczytanych książek lub zupełnie zmyślonymi postaciami. Szłam i rozmawiałam. Do pewnego momentu chyba nie zdawałam sobie sprawy z tego, że z nimi rozmawiam. Zorientowałam się pewnego pięknego dnia, kiedy mijający mnie pan wymownie odwrócił się i spojrzał na mnie z wielkim zdziwieniem na twarzy. Wtedy ocknęłam się, a potok myśli pojawiających się w mojej małej główce pozostał odtąd niewypowiedziany.
Do czasu małych notatek i spontanicznie zapisywanych kartek papieru. Do prób pisania pamiętnika, potem listów z Ameryki i koniec końców - bloga.
Co dziwne, moja mama twierdzi, że ze mnie - małej - słowa wycisnąć nie mogła. Nie byłam gadułą, a swoje pierwsze odważne nastoletnie decyzje po prostu jej oznajmiałam, rzadko pytając najpierw o zdanie. Były one jednak na tyle do zaakceptowania, że mama - z westchnieniem - ale się na nie godziła.
Stopem do Hiszpanii pojechałam, jak miałam 23 lata, więc to się chyba nie liczy? (podejrzewam, że o stopniu matczynej trwogi przekonam się sama za lat kilka, kilkanaście i kilkadziesiąt).
Generalnie jednak miałam być introwertyczką, skrywającą emocje, myśli i nadmiar uczuć w cichości swojej głowy i pokoju. Ale tych myśli zawsze było dużo. Wyobrażeń, uosobień i tworzenia obrazów przyszłej siebie. Oczywiście zakochanej i kochanej, miłością książkową, platoniczną, bardzo młodzieńczą. Troszkę naiwną, jak chyba każda, gdy ma się co najwyżej szesnaście lat (to wtedy, w latach dziewięćdziesiątych, obecnie szesnastolatki są, powiedzmy, bardziej doświadczone i czytają inne... nie czytają).
Teraz zdecydowanie mówię, co myślę, czasem mocno się powstrzymuję od wypowiedzenia od razu swojej opinii, jeśli coś mnie zbulwersuje. Boję się, że w końcu mi to zaszkodzi. W pracy. Ale o tym w kolejnym poście.
W każdym razie nadal zdarza mi się mówić do siebie, a właściwie - rozmawiać ze sobą. Być może to nie do końca normalne, ale przyznam, że czasem krótka rozmowa z sobą samą działa jak seans terapeutyczny. Dwa głosy: rozsądny, optymistyczny i ten marudzący, użalający się nad sobą. Cierpliwy głos rozsądku przytulający do siebie rozgoryczone serce. Nie ma kłótni, zbyt długiej dyskusji, raczej kompromis. I zaraz ulga, bo sobie samej wytłumaczę, samą siebie zapewnię, że dam radę, że jest dobrze. A jeszcze potem, że jestem fajna i silna przecież, i te moje kłopotki i smutaski mijają, buzia się uśmiecha, zmarszczka na czole wygładza i rozjaśnia. To pomaga. Krótki spacer, bieganie, czas ze sobą samym.
No więc co z tego, że gadanie do siebie jest dziwne? Jak dla mnie, dziwne jest nie gadanie, cisza, niezrozumienie siebie samego i odruchowe przerzucanie swoich frustracji na innych. Rozmawianie ze sobą samym - choćby tylko w myślach - rozwija wyobraźnię, organizuje te myśli, popycha do wyciągnięcia nowych wniosków, pomaga odkryć to, co siedzi w nas niewypowiedziane, nienazwane. Jest jak pisanie, prawda?
No.
A ja się dziwię, że nasze dzieci tyle mówią i ciągle coś do powiedzenia mają. Że swoje myśli muszą na głos wypowiedzieć tu i teraz. Jak słyszę i nie słyszę, jak słucham i nie słucham. I gdy jestem na drugim końcu domu, a one akurat zęby myją.
No po kim to mają? :)








8 komentarzy:

  1. Aniu, każdy chyba przeprowadza wewnętrzne rozmowy z samym sobą. Czasem to są poważne dyskusje, a nawet wojny. I wystarczy, że serce mówi co innego, a głowa co innego i już jest wojna prowadzona z samym sobą:) Ściskam mocno i specjalne pozdrowienia dla Córeczki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Pozdrowię na pewno. Dziękuję za odwiedziny:)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Wszystkie najlepsze geny mają po mamusi oczywiście:) Nawet te najbardziej rozgadane:)

      Usuń
  3. Też ze sobą rozmawiałam jak byłam młodsza. W wolnej chwili zapraszam do poczytania opowiadań /pooglądania zdjęć na bloga mojego i mojego chłopaka http://wirtualniewalniety.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Mówienie do siebie to w zasadzie jest coś co uprawiam na co dzień. Rzadziej na głos, częściej w myślach i uważam to za normalny objaw mojej natury. Choć to może zabrzmi dziwnie, ale też jestem introwertykiem. Z biegiem czasu nauczyłam się tylko wychodzić ze swojej głębi i artykułować innym co we mnie siedzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I pięknie to robisz! Myślę, że te cudowności "siedzą" w nas od zawsze, a my stopniowo je teraz uwalniamy:)

      Usuń
  5. Aniu, wydaje mi się że rozmowa z samym sobą, to taki rodzaj akceptacji i dowód na to, że się lubi siebie po prostu. Gorzej gdy człowiek ucieka od własnych myśli, lub zagłusza je czymś innym.

    OdpowiedzUsuń