poniedziałek, 16 maja 2016

to plan or not to plan...

to be or not to be!
życie bez organizera to jak jazda na rollercoasterze
z amnezją
chwilami sama siebie podziwiam za umiejętność balansowania pomiędzy poniedziałkiem a piątkiem bez magicznego kalendarza
bo ja takiego z prawdziwego zdarzenia nie mam
z podziwem i zazdrością patrzę na poukładaną koleżankę, tą, która te ołówki dziesiątkami zużywa do zapisywania i notowania
z podziwem i zazdrością czytam o zapełnianych kalendarzach, kolorowych tablicach w kuchni
lub korytarzu
o grafiku na sprzątanie, o listach zakupów, harmonogramach posiłków
w popłochu nie raz, nie dwa przeszukuję torebkę w poszukiwaniu TEJ ważnej karteczki z datą i godziną wizyty u fryzjera
albo w skupieniu wielkim przeszukuję czeluście mojej kochanej pamięci i jej wszelkich zakamarków, żeby przypomnieć sobie, w jakim to oczywistym miejscu schowałam dokument, listę, coś ważnego...


to nie jest tak, że zawalam wszystko, że zapominam, nie przychodzę, odwołuję
ważne terminy, karteczki, zapiski i notatki w końcu się znajdują
ale ile mnie to kosztuje!


a jak pięknie mogłoby być przecież
z notesem, organizerem, kalendarzem
z głową wolną, bo wszystko zapisane, wystarczy spojrzeć, sprawdzić i zamknąć z uśmiechem


uff...


ja wiem, że ogarniam, łapię na czas, choć z zadyszką, jak w sztafecie
i że wystarczy jedno popołudnie, wizyta w dobrym papierniczym albo w internecie
piękny kalendarz
tablica magnetyczna
i te ołówki


i moja chęć zatrzymania


bo pamięć już nie ta sama, co kilka lat temu
a życie można sobie ułatwić na tyle pomysłowych sposobów
wszystkie na tacy podane w internecie, zaprzyjaźnionych blogach, u sąsiadki


no, to od kilku dni mam, podręczny kalendarz, który przygarnie każdą moją myśl
myśl, którą zdążę zapisać
przed następną
staram się mieć go przy sobie w pracy, pod ręką w domu
otwierać i zapisywać
ku pamięci i wolnej głowie
nie jest lekko, bo i długopis lub ołówek musi znaleźć się w pobliżu w tym samym czasie
w tym samym ułamku uciekającej sekundy
bo w następnej moje myśli będą już trzy kroki dalej, a ciało w sąsiednim pokoju


nie jest lekko, bo w międzyczasie telefon, nowy temat, nowa myśl
nowe rozdanie, nowy wyścig, priorytet dzienny kłóci się z tygodniowym
plus natychmiastowa i zbyt częsta potrzeba wyrwania się z tego, co poukładane
z obranego rano postanowienia o tejże poukładaności
plan na uprzątnięcie półek z firanami, pościelami jest
mocne postanowienia o kontakcie ze stolarzem, zamówieniu ogrodzenia i kupienia nowych donic są
ale tyle moich nagłych spraw czeka, tupta a ja ulegam im z rozkoszą niemal
sprawdzenie, co na IG, dwa spojrzenia przez okno, łyk świeżej kawy
zrobienie zdjęcia zwyczajności, zanucenie Ray'a Wilsona, napisanie pierwszych słów przyszłego posta
bo to chyba ze mną tak już jest
szkoda mi czasu na notowanie, skoro w tym samym momencie mogę zrobić tyle innego
nie do końca w sumie niezbędnego, z punktu widzenia rozsądku
ale odruch zachciankowy jest bezwarunkowy
nie może czekać na swój moment, zapisany w kalendarzu
bo impulsów przewidzieć nie można, nie można ich zaplanować, ustalić dla nich dzień i godzinę
bo składam się bardziej z tu i teraz, niż tego, co dobrze by było mieć pod kontrolą


dobry pomysł, piękny widok, potrzeba chwili - wpadają czasem bez uprzedzenia, jak niespodzianka
czają się od dawna i tylko czekają na swoje wielkie wejście
na moją słabość
jak im nie ulec?





2 komentarze:

  1. Aniu ja bez kalendarza nie wiem co robić Nie potrafię czuje sie zagubiona Miliona spraw bym nie zrobiła Planuje dużo ale tez umiem sie zatrzymać i cieszyć sie chwila Wczoraj była to tęcza Nieglam uciekając przed burza uniosłem głowę a tam magia
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Tobie tego zorganizowania zazdroszczę :-) Mój nowy kalendarz ma coraz więcej wpisów. Może to on mnie ogarnie :-)

      Usuń