wtorek, 6 września 2016

lubię nasz dom






Lubię gości w naszym domu.
To sprzątanie przed, obmyślanie menu, dekorowanie.
Lubię zadbać o dobrą atmosferę, zaskoczyć świecami w małej toalecie i pysznym jedzeniem.
Jeszcze kilka lat temu na hasło "goście" mieliśmy gęsią skórkę i małe ciche przekleństwa pojawiały się pod naszymi nosami.
Skierowane do siebie samych.
Za każdym razem okazywało się, że daliśmy sobie za mało czasu na przygotowanie domu do używalności i oglądalności. I że za mało czasu w ogóle poświęcamy na dbanie i porządek i ład.
Kiedy pierwsi goście pojawiali się przy bramie... ja byłam tak zmęczona i zestresowana, że miałam ochotę uciec. Dzieci były małe. A my uczyliśmy się być młodymi rodzicami w domu z ogrodem.
Było minęło.
Ale jedno pozostało do dziś.
Uwielbiam, kiedy się nas chwali! Ten szczery zachwyt odwiedzających nas po raz pierwszy.
Patrzę wtedy na nasz dom ich oczami. Ponownie zauważam urok miejsc, obok których przechodzę codziennie milion razy i do których po prostu się przyzwyczaiłam.
Duży taras, który spędza mi niemal sen z powiek, bo ciągle wydaje mi się nie... jakiś... okazuje się marzeniem koleżanki... No tak... faktycznie mamy piękny taras! Otoczony bardzo wysokimi już tujami, które tworzą naturalnie zielone tło, dają poczucie przytulności i intymności. Długi stół, kwiaty, świece, dekoracje z kamieni i kulek... zapraszają i obiecują wyśmienitą zabawę w całkiem dużym gronie. Miejsca z pewnością starczy dla wszystkich...








Dla naszych gości z przyjemnością pichcę i wymyślam. Kolorowe sałatki, aromatyczny łosoś w cieście francuskim to moje hity. Ciężkie sztućce przywiezione z Ameryki, rozrzucone na obrusie kamienie z Jeziora Bodeńskiego, woda z miętą z własnego ogrodu. Nabiegam się przy tym wszystkim nadal, ale mam już coraz większą wprawę. Musi być tak, jak to sobie wymyślę i zaplanuję i nie usiądę wygodnie z gośćmi, dopóki wszystkie elementy mojej przyjęciowej układanki nie są na miejscu.
Ach, no do perfekcjonizmu daleko mi jak na księżyc, ale przyjmowanie gości, to dla mnie prawdziwa uczta. Dla zmysłów i własnego samozadowolenia:)













A gdy goście opuszczają nasz dom, siadamy z B. zadowoleni i zmęczeni. Wspominamy, przegadujemy jeszcze raz te rozmowy, w których nie uczestniczyło to drugie, wymieniamy się nowinkami. Napięcie sprzed wizyty zastępuje błogość. Lubimy nasz dom i lubimy się nim dzielić. Zapraszać bliskich i zaprzyjaźnionych. Otwierać szeroko drzwi.
Cieszę się, że udaje nam się tworzyć dom pełen ciepła i miłości. Bez kłótni, bez cichych dni, bez trzaskania drzwiami.
Dom pełen nas i naszej zwariowanej nie-szarej codzienności:)



4 komentarze:

  1. Aniu, śliczny dom stworzyliście:) Taras piękny, nic dziwnego, że Twoja koleżanka marzy o takim. A to co na stole to moje marzenie, wygląda bosko:)
    Chciałabym, żeby tuje mające osłonić nasz kawałek ziemi za domem (malutki w porównaniu z Twoim) były już tak wysokie. Posadziłam je dopiero w tym roku wiec jeszcze muszę poczekać kilka lat.. Pozdrawiam, Basia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu dziękuję:) Wasze tuje też urosną. Nasze posadziliśmy jeszcze przed rozpoczęciem budowy, żałuję tylko, że nie zrobiliśmy tego samego z innymi drzewkami, teraz mielibyśmy mały park:)

      Usuń
  2. Aniu, podobnie lubię gości...lubię ich dopieszczać i mieć poczucie że czują się u nas dobrze.
    Po takiej reklamie, musisz podać przepis na łososia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepis na łososia już niedługo, specjalnie dla Ciebie:)

      Usuń