poniedziałek, 30 maja 2016

big city life - the night

Dzień dobry.
I dobry wieczór.
Zanim o wielkim mieście.... odzyskałam telefon! Znalazł się. Gdy nadzieja zrobiła się całkiem malutka, a modlitwy do św. Antoniego nieco mniej żarliwe, tak po prostu ktoś zadzwonił do mojego męża z informacją, że chyba znalazł mój telefon. Ucieszyłam się oczywiście, choć najbardziej z tego, że w końcu mogłam odetchnąć z ulgą... moja wersja okoliczności jego zgubienia była jednak prawdziwa (przechodziło mi przez myśl, że mogłam go wyrzucić przypadkiem do kosza, odruchowo, a potem...wyrzucić ten fakt z pamięci...). Nie dociekałam, jaką przebył drogę, jaka jest jego historia.
Nadal nie mogę z niego korzystać, bo to służbówka, odkręcenie blokady kradzieżowej w długi weekend, w Polsce...hmmm...musi potrwać. Nie przeszkadza mi to, choć ściskało mnie w środku, żeby móc pochwalić się na instagramie pewnymi widokami przez te ostatnie dni... no ale po kolei.


Przeżyjmy to jeszcze raz... Asiu:)


Uwielbiam duże miasta.
Oddychać nimi.
Ich zgiełk, nadmiar świateł, nadmiar wszystkiego.
Obecność ludzi i to, że nie narzucają się, ani nie narzucają mi oczekiwanego zachowania.
Mogę być odważniejsza, bardziej spontaniczna. Mogę robić rzeczy szalone, a potencjalni obserwatorzy nie zwrócą na mnie uwagi.
W dużym mieście nie zawaham się wjechać na ostatnie piętro w hotelu po pierwszej nocy. Boso. Żeby pogapić się po prostu na to miasto z góry, dla widoków, dla piętnastu westchnień z zachwytu.
Nie zawaham się poprosić o autograf i wspólne zdjęcie Janusza Gajosa.
Z trudem i tylko ze względu na Męża nie tańczę salsy w meksykańskiej restauracji. Panowie tak pięknie grali, jeden z nich śpiewał "bailando...."...mało brakowało:) No i przecież ja znam hiszpański! No właśnie... znam, czy zaczęłam poznawać? Dlaczego nie wrócę do nauki???


Uwielbiam wielkie ulice, migoczące światła, zadbane bramy, które obiecują odkryć część swych tajemnic, jeśli tylko zajrzy się za nie. Wąskie uliczki, małe kafejki, drewniane stoliki i krzesła, zapraszająco wolne, kuszące zaspokojeniem wszystkich kubków smakowych, jeśli tylko się na nich przysiądzie.
Nowe smaki, cudne aromaty, śniadanie w knajpce, kolacja grubo po zmroku.
Rozmowy, żarty, pyszna zabawa. Dwa dni i jedna noc z przyjaciółmi w stolicy.
Nadal bez telefonu.
Ale z wielką potrzebą oderwania się, resetu, relaksu...




Taki reset zafundowaliśmy sobie z Przyjaciółmi kolejny raz. W Warszawie drugi. Teatr, dobre jedzenie, dobre drinki, dwa dni bez dzieci.
Bilety na spektakl w Teatrze Narodowym rezerwowałam tak dawno, że zapomniałam już, jak bardzo mnie to cieszyło, wir codzienności, ten zgubiony telefon, praca, problemy ze zdrowiem Jasia... entuzjazm uleciał. Nawet wizja tych dwóch dni poza domem i kolacji w Wook'u nie pomagały.
W miarę zbliżania się do stolicy, próbowaliśmy zapomnieć o stresach, pracy, wszystkim tym, co nas frustruje.
Warszawa nie chciała współpracować. Przynajmniej tak nam się wydawało. Powitała nas ulewą i ciemnymi chmurami...





W parze z deszczem ustawił się głód i nasze wielkie rozczarowanie. Ślinka ciekła nam po brodach, już niemal czuliśmy smak garam masala i ciecierzycy w sosie curry... ale okazało się, że Wook jest "zamknięty do odwołania z powodu awarii"! Bez żadnego uprzedzenia! Bez wzmianki gdziekolwiek! I co teraz?
Po drodze do teatru znaleźliśmy tylko fast food i... długaśną kolejkę do porządnej knajpki.


Na szczęście potem miało być już tylko lepiej:) Również kulinarnie:)





Szybka kawka w Sketch i nareszcie siedzimy na swoich miejscach...






Janusz Gajos, Edyta Olszówka, Ewa Wiśniewska, Beata Ścibakówna, Grzegorz Małecki, Marcin Przybylski, Oskar Hamerski, Mirosław Konarowski
Mała, kameralna scena przy Wierzbowej, mocna sztuka, zabawne dialogi, energiczna Maggie, wkurzający Brick, za mało Księdza - genialny, no i Duży Tata...ciarki, bo wszyscy oni na wyciągnięcie ręki. Wyszłam z wypiekami na twarzy i z planami na następne spotkanie z kulturą wysoką.



To nic, że znowu lało, że nie mieliśmy ani parasoli, ani kurtek, ani planu B.
Czasem wystarczy Świetne Towarzystwo, które lubi dobrze zjeść i nie boi się biegać w deszczu, między kałużami. Ta noc nie miała się jeszcze kończyć!
Zupełnie za rogiem czekały na nas prawdziwe pyszności, meksykańskie rytmy i margharita:) El Popo! Z mokrej nocnej ulicy weszliśmy w barwny aromatyczny świat, sesja zdjęciowa w sombrero, grający i śpiewający amigos, kurczak w miodzie z granatem, rukolą i orzechami... tequila i fajitas. Rumieńce na policzkach i... po prostu świetna zabawa. Miałam ochotę wstać i tańczyć, ale do tego musiałabym wypić jeszcze z dzbanek margharity:) Było idealnie. Warszawa nareszcie zaczęła sprzyjać poprawie naszych nastrojów.








Czułam się trochę, jak bohaterka "Jedz, módl się i kochaj" - ale zdecydowanie tej pierwszej części. Zanim dotarliśmy z powrotem do hotelu, wiedziałam już, gdzie zjemy nazajutrz śniadanie - Między Bułkami:)




To właśnie kocham w wielkim mieście - możliwość i wybór.
Zdaję sobie sprawę, że w naprawdę dużym mieście bywam raptem parę dni w roku, że tu nie mieszkam, nie pracuję, nie żyję, więc tak  naprawdę poznaję jedynie szczyptę całej prawdy o nim, wybieram sobie z miejskiego menu tylko to, co zdążę i na co mnie stać. A potem wracam do domu, do ciszy nocnej, do widoku pola za oknem, do koszenia trawnika i chodzenia po nim boso. Całkiem inne światy, inne tempo i adrenalina. Warto pobyć choć dobę TAM, żeby wrócić do swojego TU z ulgą i odrobinką tylko tęsknoty za oddechem w dużymi mieście:)












Taaa....Kładliśmy się spać dość późno. Zaraz po tym, jak wjechaliśmy windą na 31 piętro sprawdzić, czy widoki są lepsze, niż na szesnastym. Stwierdzam, że z moim B. wszystkie widoki są lepsze.


A co jedliśmy kolejnego dnia rano i w południe - napiszę już w następnym big city life poście:)
Dobranoc.







6 komentarzy:

  1. I jeszcze raz i jeszcze i jeszcze Aniu! Za tydzień musimy powspominać, a za dwa tygodnie omawiamy weekend w Krakowie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie:-) I resztę muszę opisać przecież..

      Usuń
  2. Aniu droga, z El Popo trafiliście bardzo dobrze. Tych samych właścicieli jest Santorini z greckim jedzeniem, polecam z całego serca, jest na Egipskiej, czyli Saska Kępa. Przy następnej wizycie zaplanujcie ;-) Z muzyką na żywo w weekend :-D
    Wypad pełen wrażeń, czyli super. Rozumiem, że podładowałaś akumulatory :-D Mieszkam na obrzeżach stolicy i lubię czasami przejechać się nocą autem przez centrum aby poczuć i zobaczyć Wielkie Miasto :-)
    Pozdrawiam ciepło. Joanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za polecenie:) Lubimy dobrze zjeść, w klimatycznym wnętrzu, a skoro jeszcze "dorzucasz" muzykę na żywo!
      Co prawda na jesień planujemy Kraków, ale jeśli Warszawa skusi nas bardziej...:)
      Pozdrowienia:)

      Usuń
  3. W kapeluszu meksykańskim wyglądasz bosko!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha:) dziękuję!
      szkoda, że ciało też dość meksykańskich kształtów...
      wolałabym bardziej francuskie:)

      Usuń