Można się denerwować, załamywać ręce. Można i kilka łez uronić i zastanawiać się, co się zrobiło nie tak. Można milion razy prosić, tłumaczyć, kazać, dawać przykład, rozmawiać. I nic, wydaje się, nic.
A potem przychodzi taki dzień, jak balsam, jak wisienka na torcie, który piekł się kilka lat.
Taki, jak wczoraj.
Ostatni dzień szkoły, koniec trzeciej klasy u Marysi.
Ostatni, najostatniejszy dzień w przedszkolu Janka.
Uroczyste zakończenia, list gratulacyjny, podziękowania, występy na scenie.
Janek, wyróżniony na płynne i piękne czytanie, stał na scenie z kartką i mikrofonem. Potem, w kapeluszu prawdziwego przedszkolnego wokalisty, śpiewał "Początek" z Męskiego Grania.
Na scenie stałam i ja, za naszą Marysią, wyróżnioną za wyniki w nauce i kulturę osobistą. Dostała upragnioną Małą Sowę, jestem z niej taka dumna!
Patrzyłam na nich, patrzyliśmy razem, i pomimo tego, że wiemy, co potrafią, jak potrafią doprowadzić nas do zaciśniętych ust i liczenia do stu i z powrotem, wczoraj widzieliśmy w nich... nasz sukces. I to, że są już naprawdę duzi, a my zamykamy okres bycia rodzicami małych dzieci.
Wzruszam się na widok ich bystrych oczu, uśmieszków i coraz doroślejszych słów i opowieści.
Wiemy, że mają w sobie ogromny potencjał, i że to od nas zależy, jak pomożemy im kierować nim dobrze, we właściwą stronę. Nadal będziemy pilnować, żeby niektóre drzwi pozostały dla nich jeszcze długo zamknięte. Ale wzrusza mnie jedno - mamy wspaniałe dzieci, dwoje młodych ludzi, którym daliśmy życie, za których jesteśmy tak bardzo odpowiedzialni, ale to dwa nowe, piękne życia, osobowości. Ile jeszcze przed nami pracy - pewnie trudno sobie wyobrazić, wiedzą to nasi rodzice.
Ale to przecież jeden w najważniejszych celów, uroków codzienności, na to się pisaliśmy, ja z pewnością o takiej rodzinie marzyłam, odkąd pamiętam.
Mamy zdrowe i mądre dzieci. Żywe, nieusłuchane i uparte. Bystre i z wieloma talentami. Z dobrym, choć wybiórczym słuchem i umiejętnościami, które skrzętnie przed nami ukrywają.
Ale są zdrowe. Są. I to już jest więcej, niż mogłoby być. Ogromnie więcej.
I tak na nie chcę patrzeć. Jak wczoraj. Z dumą, radością i łzami wzruszenia, nie złości.
Częściej, niż rzadziej.
Bo nasze dzieci i my, dokładnie tacy, jacy jesteśmy, to więcej, niż mogłoby być...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz