zaczyna się niby przewidywalnie, podobnie, jak wiele poprzednich
a potem... szczypta muzyki w radio, garść rozmów przyprawiona emocjami, niepowtarzalna mieszanka zaskoczeń i kompromisów...
i dzień kończy się niedosytem...
lub chęcią na totalną zmianę menu...
pozostawia za sobą słodkie wspomnienie satysfakcji
lub gorzki posmak niezadowolenia...
cierpkość niepokoju
lub głód niedoczekania
smak przyjaźni...
długo go nie znałam, nie próbowałam, nie próbowałam nawet szukać...z maleńką zazdrością patrzyłam na koleżanki-psiapsiółki, na przemian szeptające, chichoczące i kłócące się
ja biegałam między szkołami (muzyczna przez dwanaście lat) bez większej potrzeby zwierzania się
bez nazywania relacji
to ja raczej słuchałam o troskach, to do mojego pokoju w akademiku przychodziły kumpelki zaciągnąć się optymizmem
skutecznie
przyjaźnie pukają do mnie teraz, a ja otwieram im drzwi
nadal bez nazywania, bez słów
raczej gestami, wyczuwaniem, byciem
wystarczy jestem lub dobrze, że ty jesteś
kilka Osób, którym nie muszę tłumaczyć
ani się...
to jak odkrywanie nowego smaku, który okazuje się znajomy od lat
pachnie oczywistością
smak niezaspokojenia...
tęsknoty moje, marzenia, jeszcze nie plany...a już łapczywość
jeszcze nie widzę, a już wyciągam rękę, oblizuję wargi
niezaspokojenie tego, co za mną i tym, co cudownie przed
odnaleziony przeze mnie przepis na możliwe
odnaleziony? czy raczej długo dopracowywany...
smak bieli śniegu w mojej Montanie i lodów o smaku moose tracks przy stanowej nr 15
hugo boss na moich nadgarstkach, gdy idę piątą aleją
i przeczucie, że to nie może skończyć się na spisywaniu wspomnień
wiem, wiem, już wiem, że american dream nie musi spełniać się w Ameryce
że nie miejsce jest ważne, ale to, ile z tego spełniania się potrafię dojrzeć całkiem blisko
ale niezaspokojenie czasem aż boli
i całe szczęście
bo nie pozwala stać, ani siedzieć
słychać burczenie
czuć ssanie
głodu
smak poznawania...
menu było wyjątkowo bogate piętnaście i dwadzieścia lat temu
:)
przypadkowo spotkani ludzie
krótkie rozmowy, na długo pozostające w pamięci
książki, artykuły, widoki, czas
chłonęłam
słuchałam
widziałam
sięgałam
doświadczałam
kiedyś poprzez poznawanie świata, odnajdywałam siebie
smakowałam tego, co inne i nowe
degustowałam własne możliwości
nie gubiłam się w nieznanych mi miejscach
- wystarczy przecież mieć aktualną mapę...
nie udał mi się tylko powrót po własnych śladach
przez tą rzekę, do której się nie wchodzi drugi raz
bo byłam sama
teraz poznaję świat z Nim
wyraźnie widać drugie ślady obok moich
smak zwyczajnego dnia...
jego okruszki wciąż na moich ustach...nie kończę się nimi delektować...
nie wiedziałam nawet, że dzień wolny, spędzony nie w pracy, nie w podróży, lecz po prostu w domu, może dać tak wiele radości!
dzień bez planów, z dziećmi i B., zwyczajny, normalny...
piję kawę w zwolnionym tempie, pojedyncze łyki z przymkniętymi powiekami, nawet bez cynamonu (przypis redakcji...)...
smażę naleśniki, słucham radia, układamy lego i puzzle...
czytam, notuję, patrzę przez okno...
nieśpiesznie
nacieszam się
kocham
i nie muszę już dopisywać osobnego rozdziału pt. smak miłości...
Jakie smaki przyniesie kolejny rok? Czy któraś z przypraw życia będzie dominować?
Najważniejsze, że nie muszę smakować ich sama.
A Dwie Szczypty nieustannie nadają naszym dniom świeżości, aromatu zaskoczenia, nuda wyparowuje:)
Jakie smaki przydarzą się Wam? Może zdradzicie, które są Waszymi ulubionymi?
Na jaki smak czekacie w Nowym Roku?
PS. Udanego dnia, Asiu:)