Jeszcze jej nie czuję.
Zimno jakoś nadal, pani w telewizji śnieg z deszczem zapowiada.
Dzieci przyodziewam w rękawiczki i dokupuję rozpałki do kominka.
Przebiśnieg nam się pojawił pod oknem kuchennym, i nawet zielone początki tulipanów wychylają się spod ziemi, ziewając, niepewne, czy to już, czy nie.
No więc... jeszcze nie.
Nie chcę przyspieszać, poganiać, nie móc doczekać się.
Myślami być za miesiąc, a przecież dziś dopiero drugi marca.
Może być zimno.
Oj, no wiem, kupiłam już koralowe półbuty, wiosenne mokasyny...
ale to one muszą jeszcze cierpliwie poczekać.
Szczerze mówiąc, dobrze, że mam trochę czasu, wystarczająco dużo na przygotowanie pastelowych dekoracji. Tych wiosennych, przynajmniej z tym zdążę.
A tymczasem... zapisujemy Małą do szkoły (!!!),
chwilami jej buźka jest tak dziecięca, maleńka, krąglutka, jest moją kochaną Iskiereczką, Córeńką, pierwszym dzieckiem.
A za chwilę bystrym wzrokiem wylicza, pisze, zadaje mądre, dociekliwe pytania. Za dziesięć dni skończy sześć lat...
Za parę miesięcy pożegna się z przedszkolem i rozpocznie się dla nas szkolny czas zadań domowych i świetlicy. Moja mała....
...proszę, można ze wszystkich sił próbować, o upływie czasu nie myśleć, nie pisać, ale on sam przepływa obok nas i w nas, rządzi, prowadzi za rękę.
Więc może zabawię się z nim, przywiążę do każdej chwili, zamknę w jednym dniu, żeby pooddychać tym dniem do końca...
żeby go przeżyć, tak, w całości...
brać go takim, jaki jest, jaki się trafi, jak mnie poprowadzi
byle z Nimi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz