Znalazłam! Program Międzynarodowych Targów Meblowych ze stycznia 2007 roku, a na ich odwrocie moje pismo...
"15.01.2007
Kolonia.
Katedra. Przede mną.
Właściwie jestem teraz w przemiłej włoskiej kafejce. Piję cappuccino z irish cream. Kelner, przyjmując zamówienie pyta: "Pronto?". A ja mam jeszcze 45 minut. Umówiłam się pod katedrą o siedemnastej. Choć pociąg i tak mamy dopiero po dwudziestej pierwszej...
Kafejka jest wyjątkowa. Z klimatem. Ale nie wystrój go tworzy, raczej ludzie, kelnerzy mówiący po włosku, widać, że większość klientów, to stali bywalcy, być może nawet znajomi szefa, bo witają się z nim serdecznie. No proszę, kelner właśnie zapytał, skąd jestem. I dorzucił po polsku "cześć"!
I w tamtej chwili myślę, że mogłabym właściwie polubić Niemcy. Obcy kraj wydaje się bardziej przyjazny, jeśli ty zaprzyjaźniasz się z jego językiem. Niemiecki przestaje mnie boleć.
Dlaczego w naszym kraju tak mało można? Albo inaczej - dlaczego nie chce się chcieć? Nikt nie zabrania być innym, odróżniać się, ale to nie bawi. Bo ktoś zwraca na to uwagę.
Siedząc w trochę niemieckiej, trochę włoskiej kawiarni, spacerując po uliczkach Kolonii, wśród tych dziwnych i różnych ludzi, nie czujesz się sam. Możesz zostać zaczepiony przez nieznajomego, z innym zamienić kilka słów, just to have fun, zabawić się przez chwilę, spontanicznie, niekoniecznie zahaczając o flirt.
No i starzy ludzie wcale nie są u starzy. Chodzą za ręce w kurtkach z kapturem. Albo jeżdżą na rowerach.
I katedra...jest zjawiskowa. Otoczona niby to wysokimi, bo przy niej to pojęcie względne, niepasującymi budynkami. Na ogromnym placu przed nią nie widzę gołębi, tylko mnóstwo młodzieży na deskorolkach.
A niemieckiego nie boję się już, i to chyba dzięki angielskiemu i Stanom. Nie boję się odezwać i próbować, zaczynać i pozwalać słuchaczowi mi pomóc, nawiązując przez to pewną bliskość i wywołując oczywiście uśmiech. Zazwyczaj coś przecież pokręcę albo pomylę znaczenie słów.
Bolą mnie przeraźliwie stopy, jak to po targach, więc tym bardziej niechętnie rozstaję się z klimatem kafejki. Chowam długopis i kartkę do czerwonej torebki. Czas już iść."
Uzmysłowiłam sobie, że od tamtego popołudnia minęło osiem lat! Nie znałam jeszcze wtedy mojego kochanego B. Czy to byłam inna ja? Wolna, poszukująca, choć tym poszukiwaniem dość już zmęczona. Ale z pewnością cieszył mnie każdy wyjazd, każda podróż, zwłaszcza za granicę. Inne mnie fascynuje. Nawet, jeśli w gruncie rzeczy takie samo, jak u nas, wystarczy, że jest we Francji, Niemczech, Szwajcarii, ekscytuje. Będąc tam, zdecydowanie odrywam się od ziemi, od codzienności. Staję się bohaterką własnej historii, ja ją tworzę, łączę nowe, z początku obce miejsce, z moimi emocjami i wybujałą wyobraźnią. Przenoszę w inny wymiar. Kocham podróżować. Kocham.
:-) zacięcie do zapisków to masz od dawna :-) Fajnie odnaleźc samą siebie sprzed lat
OdpowiedzUsuńoj fajnie, a zapisków za Stanów mam całą torbę, kilkadziesiąt listów, które przysyłałam stamtąd mamie - to z myślą o nich założyłam osobnego bloga niebieskieokiennice...czas się za nie zabrać:)
UsuńPod postem, który był przez chwilkę świetlną napisałam, że przypomniałaś mi o czymś ważnym. Że kiedyś chciałam zostać pisarką. Pisać książki w domku na wsi, w pokoju, którego okna wychodziłyby na szeroki, leśny ogród. Stukanie na maszynie ( tak, tak, w tamtym marzeniu nie było jeszcze laptopów), przelewanie na papier utkanych z wyobraźni historii, bycie panią swego czasu i szefową w jednym to było coś. Dlaczego o tym zapomniałam?
OdpowiedzUsuńZawsze jest dobry czas, żeby sobie o tym przypomnieć. i nigdy nie jest za późno! "Pisanie w domku na wsi i bycie panią swego czasu i szefową w jednym" - dokładnie! A wiesz, że w sieci można znaleźć wskazówki i kursy nauki pisania? Trzymam kciuki mocno za Ciebie:) Pisz!
UsuńOj, ale to było szmat czasu temuuuu... Obecnie wiele pokory w sobie mam oraz świadomości niedostatków tzw. warsztatu by coś z tego było... Ale Twoją książkę chętnie przeczytam! :)
OdpowiedzUsuńAleż ja sama jestem jednym wielki niedostatkiem warsztatu, a właściwie zupełnie go brak. Ale od czegoś trzeba zacząć, a to coś w głowie siedzi, szkoda to tak zostawić. Dlatego podejrzewam, że ewentualna data wydania mojej potencjalnej książki przypadnie gdzieś na rok 2030... i mam nadzieję, że nie będzie to książka kucharska:)
UsuńTrochę jak to o mnie było :) kiedyś, kiedyś ...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
M :)