Jest we mnie ostatnio tyle energii, radości, poczucia szczęścia jakiegoś niezmiernego!
Uśmiecham się, żartuję, przekomarzam z dziećmi i B. Podskakuję niemal i...zdarza mi się głupawka, czyli napad totalnego śmiechu, z byle powodu, nie do zatrzymania, ale za to do łez:)
Może to hormony doszły do ładu same ze sobą. Może to ten weekend w górach i trzymanie się za ręce na szlaku. I to, że dzieci zdrowe i kochane, cudowne. Czuję w środku tyle szczęścia! Błogość i euforia, która - mam wrażenie - rozerwie mi klatkę piersiową i wyskoczy z niej mgiełka różowych serduszek.
Zaznaczam. Nic nie "biorę". Choć wpis o serduszkach nieco niepokojący nawet mi się wydaje...
:)
Jak zwykle najwięcej myśli gania wokół mojej głowy, gdy jadę autem do pracy i z powrotem. Uwielbiam te chwile pozornej ciszy, bo tak naprawdę słucham głośnej muzyki. W tym tygodniu - ścieżki z Miasta Aniołów, śpiewam na głos, naprawdę głośno, kołyszę się i dygam jak wariatka i wcale nie przeszkadza mi, że ktoś to zobaczy. A nuż go rozbawię i poprawię humor?
Widzę jesień cudowną, choć już coraz mniej soczystą, jakby lato pogasiło ostatecznie wszystkie swoje światła. Liście matowieją, barwy przygasają, ale dzięki temu robi się magicznie i melancholijnie.
Jadę i śpiewam, i buzia mi się śmieje. Mam ochotę wszystkim nieba uchylić, żeby poczuli moją radość, szczęście, tak...niby po prostu. Bo ten ogrom iskierek, pełnych pozytywnych emocji nie wziął się znikąd. Czuję, że na nie zapracowałam. Po kilku latach nieprzespanych nocy, zagryzionych zębów, bo ktoś chory, bo nie zdążyłam, bo nie ogarniam...ale również po moich szczerych staraniach o dzieci, wychowanie ich według niezbyt nowomodnych zasad, godziny spędzone przy szykowaniu domowych obiadków i deserków...pomału zaczynamy widzieć tego efekty. Ulga. Duma, gdy nasze dzieci chwali się za piękne "dzień dobry" i "dziękuję". Radość, gdy wybierają spacer do ogrodnika po dynię, zamiast bajki przed telewizorem. Zachwyt, gdy widzę, jak rysują, tworzą, gaworzą, zawsze baaaardzo głośno, ale - o dziwo - potrafi mnie to bawić! To znaczy...coraz częściej:) Są jak dwie wisienki na torcie naszych wspólnych kilku lat. Mądre, kochane i dobre.
Marysia ostatnio narysowała takie ot, serce z głośnikiem, które jednak poruszyło nas na tyle, że rysunek trafił do naszej galerii na ścianie. Pierwsza ramka zajęta! Czas zająć się pozostałymi:)
Wyznaczyliśmy sobie kolejny deadline - do Gwiazdki:)
I tak przebiegamy przez kolejną porę roku, która nastraja do refleksji i pozwala czuć mocniej. Jeszcze niedawno pisałam o tym, że chciałabym zwolnić. I - choć nadal maluję rzęsy w aucie - mam wrażenie, że mój oddech jest wolniejszy, bardziej świadomie przezywam każdy dzień. Kupiłam nawet buty na obcasach! Powraca do mnie pozytywna aura i optymizm. Strzepuję z siebie resztki frustracji, które kiedyś ogarniały mnie całą. Zdaję sobie sprawę, że to być może nie na zawsze, że może za rogiem czekać coś nowego, ale..to dopiero za rogiem. Teraz jesteśmy na prostej.
Serce bije mi spokojnie i równo. Od zawsze o takim spokoju marzyłam. Od zawsze.
Aniu - ja nawet widzieć Cię nie muszę, wystarczy, że wyobraziłam sobie Ciebie podrygującą w tym aucie i już mi się humor niewyobrażalnie poprawił :))
OdpowiedzUsuńTakiego właśnie spokoju życzę Ci już zawsze, za taki Twój spokój trzymałam mocno kciuki.
A serduszko rozczulające niesamowicie, czuję, że niedługo galeria będzie zapełniona takimi perełkami :))
haha:) cieszę się, że mogłam humor poprawić - o to chodziło:)
Usuńdziękuję za trzymanie kciuków...czułam to:)
Aniu, całe mnóstwo pozytywnej energii płynie z tego posta. Życzę Ci, żeby to szczęście trwało i trwało. Sama odbiłam się też od życiowego dna, więc cieszę się razem z Tobą.
OdpowiedzUsuńJa Tobie również życzę samego szczęścia, niech te smutki już dadzą Ci spokój:) Ściskam i przesyłam mgiełkę różowych pozytywnych fluidów:)
UsuńAż się jaśniej u mnie zrobiło od Twojej radości i optymizmu
OdpowiedzUsuńP.S. kobiety śpiewające w autach łączcie się ;-)
Na mnie możesz liczyć każdego ranka przed ósmą i potem po 16:00-tej:)
Usuńczarowne serducho - zdecydowanie :D moja galeria to póki co na lodówce, juz mi magnesów brakuje :D
OdpowiedzUsuń