niedziela, 21 lutego 2016

grey grey grey

Muszę o tym napisać.
Wszystko przez to, że dwa dni temu - nie powiem - z pewną dozą ciekawości, niemal w całości obejrzałam film "Pięćdziesiąt twarzy Grey'a". Trochę nie miałam wyjścia, bo konkurencja na innych kanałach nie była silna. Właściwie była dramatyczna. A mi się akurat udało pod kocykiem, na sofie, z drinkiem i pilotem. Dom wysprzątał B., dzieci już spały. Brakowało mi tylko ciekawego filmu. Książki o Grey'u nie czytałam, w kinie nie byłam, ale nasłuchałam się tylu ochów i achów, i że on tam tak cudownie traktuje kobietę, i że to bajka i ten seks i romantycznie i w ogóle...
Oglądałam i czekałam. Oczy z pewnością robiły mi się coraz większe. Ja chyba jestem jakaś inna. Romantyczny? Kobiety naprawdę marzą o takim traktowaniu?
Przez chwilę szukałam drugiego dna. I znalazłam. Niestety, tylko dno.


Od dziecka nie rozumiałam fenomenu popularności większości idoli, "gwiazd", nazywanych dzisiaj zwyczajnie celebrytami. Nie wzdychałam do piosenkarzy i aktorów, na ścianach mojego pokoju nie wisiały plakaty z New Kids on the Block. Mój pokój w ogóle był inny, stało w nim niemal stuletnie pianino i stara bieliźniarka, antyk, i tylko na wewnętrznej części jej drewnianych drzwi miałam przyklejone dwa zdjęcia z gazety, to był George Michael i Jon Bon Jovi . Ale dla mnie było jasne, że szansa na spotkanie ich kiedykolwiek była żadna, tym mniejsza na to, że miałabym zostać wybranką ich serca:) Nie zakochiwałam się w twarzach z gazet i ekranu telewizora. Szkoda mi było na to czasu, energii i emocji. Zachowania koleżanek mnie z lekka dziwiły. A im więcej z nich szalało na punkcie jakiegoś przystojniaka - tym mniej on sam mnie obchodził.
I tak mi zostało. Do dzisiaj nie pojmuję zachwytu tłumów. Im głośniej, częściej, wszędziej, oczywiściej - tym większe zazwyczaj moje rozczarowanie. I do not follow. Niesamowite filmy, bestsellery, cudowni aktorzy, piosenkarki albo plaże all in w Chorwacji w połowie lipca :) I nie chodzi tu o to, że gram jakąś koneserkę kultury wysokiej, zadzieram nosa, siadam na wyższej półce. Ani o to, że lubię być przekorna. Ani o to, że muszę mieć własne, zawsze inne, zdanie.

Choć... czasem zaczynam się zastanawiać. Jeśli tłum jest na tak, zachwyca się czymś, kimś, a ja nie, to o co chodzi? Może jednak coś musi w tym czymś lub kimś być? Może to ja przeoczyłam jakąś magię, podtekst, może mam kiepski słuch, gust lub się starzeję?

Na szczęście moje "rozterki" kończą się co najwyżej wzdrygnięciem ramionami lub porozumiewawczym, pełnym uśmiechu spojrzeniem z B.
Pan Grey to nie moja bajka po prostu.
Wiem, o gustach się nie dyskutuje. Ale "Grey" naprawdę zasłużył sobie na wyjątek.


3 komentarze:

  1. Ochów i achów? Ło matko. Ciekawam, kto się tak zachwycał ;) Mnie książka trochę przeraziła, szczerze mówiąc. Autorka balansuje na cienkiej linii. Jest tam perwersja, którą próbuje się czytelnikowi przedstawić jako coś pociągającego ale jest i dramat ( samotność i dziwactwa bohatera sadystycznie traktowanego w dzieciństwie przez matkę, choć do końca nie dopowiedziany to wątek. Obejrzałam i film i- szczerze mówiąc- śmiać mi się chce, bo BDSM został tu przedstawiony prawie na równi z romantyzmem. W każdym razie tak to odebrałam. Nie jestem purytanką i nie pogardziłabym dobrym erotykiem, ale to, to jednak słabe było... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książkę czytałam, jednak, tak mniej więcej od połowy, z coraz większym trudem. Jednak do końca dobrnęłam, a filmu nawet oglądać nie planuję ...
    Pięknego dnia, Agness:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiedziałam sobie, że nigdy tej książki do rąk nie wezmę, i nie bardzo rozumiem tego wzdychania,ochów i achów nad tym zjawiskiem dużego grona czytelniczek. Filmu też nie obejrzę, ale to mój wybór. Wolę książki i filmy, które dają mi wiele dobrego niż niesmak, bo na takie po prostu szkoda mi czasu.
    :*
    Iwona

    OdpowiedzUsuń