środa, 24 lutego 2016

księga małych konieczności

Czy każda Ania ma w sobie coś z tej z Zielonego Wzgórza?
Ja z pewnością. Lubię tak o sobie myśleć, usprawiedliwiać Nią własne słowotwórstwo, lekką niedbałość językową i stylistyczną, nadmiar marzeń i rozmarzeń, a przede wszystkim ukochanie nazw, splotów słowa A ze słowem B tak, że nagle okazuje się, że one żyć bez siebie nie mogą. Razem tworząc związek idealny, oczywisty.
Wszystko zaczęło się od postu jestem niekonsekwentna. Od Waszych komentarzy, zwłaszcza Uli z Anielskiego Zakątka - która zaprowadziła mnie do bloga Ani (no jakżeby inaczej) Niebałaganki.
Wstąpiły we mnie nowe nadzieje. Drukarka poszła w ruch, plan na plan nabrał rumieńców. Na blogu Niebałaganki znalazłam gotowe strony do stworzenia własnego kalendarza i planera. Można je wydrukować w dowolnym momencie, bo nie mają oznaczonych dni kalendarzowych, tylko tygodnie. Wystarczy uzupełnić od dowolnego tygodnia i miesiąca. Nie trzeba czekać do Nowego Roku:)
Ulka - dziękuję:)
Zrobiłam więc jeden, mały krok, do przodu!
Będą kolejne, małe, ale konieczne do tego, żeby coś mogło się udać. Mogę  je zapisywać, mieć pod ręką, zaglądać, przypominać sobie dokąd idę. I wtedy pomyślałam, że przydałby się jeszcze... zeszyt, notes. Taki do zadań specjalnych. Do zapisków. Kupię, założę, zapiszę. Ustalę ze sobą samą, co dziś, a co dopiero za miesiąc. Bez wielkiego planowania, tylko te małe kroczki. Konieczne...

No jasne! Nie byłabym Anią, gdybym została przy "zeszycie"... tak bez emocji, magii...?
Ale jestem Anią, więc samo to jakoś przyszło. Oczywiście.
Bo wtedy właśnie to powstała moja własna księga małych konieczności.





Zaczynam od konieczności bardzo przyjemnej, na zachętę, na dobry początek.
Tak naprawdę z zadaniem tym mam problem od dłuższego już czasu. Wiem, że od niego zależy powodzenie większości pozostałych wyzwań, tych przyszłych, i w ogóle moje dobre samopoczucie. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że nie od razu i nie codziennie uda mi się je zrealizować, ale efekty powinny pojawić się natychmiast.
Od czego zaczynam? haha - od snu!:) Zdecydowanie potrzebuję więcej snu, muszę zacząć chodzić spać zwyczajnie wcześniej, niż dotąd. Staram się więc nie przekraczać magicznej północy. Choć docelowo "widziałabym" siebie w łóżku już o 23:00. Z książką, księgą! i Mężem oczywiście.
Tym bardziej, że planuję ograniczyć ilości wypijanej kawy, na rzecz wody. I to jest moja druga konieczność, taka od zaraz. Butelka do pracy, ciąg dalszy w domu. Same plusy, same korzyści.

Początek dobry, prawda?:)

Choć ostatnio zaczęłam jeszcze coś! Wydrukowałam ponownie listę Magdy z bloga All things pretty&simple i...wyrzucam! Punktów do odhaczenia i rzeczy do wyrzucenia mam całkiem sporo. Staram się co drugi, trzeci dzień uporządkować któryś z zakątków naszego domku. A to szuflada z przyprawami, a to stare gazety, paragony, nienoszone rajstopy. Lista jest długa i podejrzewam, że nawet jeśli kiedyś trafię do jej końca, będę musiała zacząć od początku. W każdym razie cieszy mnie to wyrzucanie bardzo, już czuję więcej powietrza wokół siebie:)





hmmm....
Tak wiele razy pisałam już, jak... niewiele mi trzeba, żeby poczuć to szczypnięcie szczęścia. Poczuć się dobrze. Na małą, krótką chwilkę, tu i teraz, przebłyski niedowierzania... jakby ten moment był właśnie dla mnie!
Zostawiam Wam jeden, który złapał mnie dziś rano, w samochodzie, przed zamkniętym przejazdem kolejowym... tym pierwszym z dwóch w drodze do pracy. Nie jestem wielką fanką Adele, ale ta piosenka jest wyjątkowa...



9 komentarzy:

  1. Oj, to narozrabiałam ;)`ale powiem Ci, że cały czas mam właśnie tą fazę i powoli robię to co zawsze chciałam, czyli oczyszczam bezlitośnie, bo to pozwala na wprowadzenie innych większych i dalece ważniejszych zmian, które być może kiedyś będą miały wpływ na jeszcze ważniejsze, czyli taki efekt motyla czy domina jak kto woli ;) za 2 dni stanę przed kolejnym wyzwaniem idę na 3- dniowe szkolenie by nie stanąć w miejscu zawodowo - czyli idę się zmotywować do zmian w sobie ;)
    Cieszę się że działasz i życzę by efekt motyla miał rażący zasięg:)
    buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jestem bezlitosna, aż śmiać mi się chce chwilami, sama siebie przekonuję, że te milion rzeczy nie jest i nie będzie mi potrzebne. Przyjemności podczas szkolenia:) Może podzielisz się potem cenną wiedzą?:) ściskam:)

      Usuń
  2. Ja z tych raczej nieźle zorganizowanych, ale lista rzeczy do wyrzucenia mnie zainspirowała.:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lista jest cudowna, a dziewczyny z zaprzyjaźnionych blogów mają naprawdę mnóstwo pomysłów i świetne rozwiązania, szczególnie dla tych zorganizowanych inaczej:) pozdrowienia:)

      Usuń
  3. No pięknie :-) Ty żyłaś bez kalendarza/planera i listy to do?
    Trzymam kciuki i oczywiście mój planer w dłoni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No sobie wyobraź...:) Kalendarze to ja miewałam...tak do lutego włącznie:) Reszta roku...hulaj dusza!
      (stąd ten blog pewnie:) )

      Usuń
  4. bARDZO podoba mi sie nazwa: 'Księga małych konieczności':)
    Zapożyczam, jak mogę, dla własnego użytku :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja nawet nie mam jeszcze kupionego kalendarza na ten rok do torebki ;) Listy to do, ani planera nigdy nie miałam...
    Postanowienia z wodą i snem popieram! Lubię tę piosenkę.
    Pozdrowionka :)

    OdpowiedzUsuń