To ta pora roku, gdy nasza kochana lawenda szaleje. Nabiera głębokiej barwy, zwabia setki bąków, zdobi, rozkochuje, zachwyca...
Patrzę przez kuchenne okno rano... i po południu i pod wieczór... i napatrzeć się nie mogę...
Wystarczy potrzeć delikatnie gałązki, poniżej kwiatów, a dłonie pachną jak te wieczory w Prowansji, podczas naszej podróży poślubnej...
Lipiec to czas lawendowych żniw w naszym ogrodzie.
Dwa lata temu zorganizowaliśmy spontaniczny lawendowy kramik, o którym pisałam tutaj, dzieci zachwycone:) Podejrzewam, że i w tym roku nie odpuszczą.
Lawenda cudownie się rozsiewa, to tu, to tam. A ja do niej wzdycham... no jak jej nie kochać?:)
Acha... kawę też mam, gdyby ktoś miał ochotę w tych okolicznościach...:)
cudnie Prawie u mnie zapachniało :-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam jedna noga w samolocie :-)))))))))))))))
Odpoczywajcie! Pogody życzyć nie musze:-))
UsuńAleż ty dużo lawendy masz. Cudownie to wygląda. Uwielbiam lawendę, no i jest w moim ulubionym kolorze. Szkoda, że mi nigdy na balkonie nie rośnie. Przepiękne, bardzo urocze zdjęcia zrobiłaś.
OdpowiedzUsuńMiłego dnia. :)