A dzisiaj opowieść zapisana...
W kompletnych ciemnościach, długo jechali w dół, z górskiej wioski do położonego niżej miasteczka. W milczeniu, tak namacalnym, że szumiało aż w okolicach skroni. Biały stary ford. Droga wiła się nieskończenie. Za każdym zakrętem czekał kolejny. Znajomy za dnia. Teraz, nocą, góry zlewały się z resztą ciemności, nadal piękne, majestatyczne, ale na wyjątkowo smutny sposób, jakby dopiero nocą ujawniały wszystkie tajemnice.
Nawet powietrze było ciemnością. Każdy oddech. Tylko gwiazdy łypały nieświadome z czarnego nieba. Niezauważone.
Siedziała na miejscu pasażera, jak na dnie, samotności. Tej samej, która dławi w gardle. Tej samej, która była tak bardzo obok, pokonywała z nią każdy zakręt. Niby obok, ale jak za grubą szybą niemocy, niemożliwego, nieosiągalnego. Dobrze wiedziała, że to koniec. Trwał ten koniec już tak długo... od roku? Od miesiąca? Od trzech lat? Od początku? Wierzyła, bo to było więcej, niż nadzieja, że tu, w Stanach, coś musi się wydarzyć. Coś w końcu musi się stać, historia zawrócić, przecież nie tak miało być. Plan był zupełnie inny.
Najgorzej było w te wieczory, gdy jakby nigdy nic spotykali się z Paulą i Kubą. Kilka butelek Miller'a, udawana radość, żarty i pastelowe westchnienia. Kąciki ust nie opadały. Beżowa wykładzina, okrągły stół, wielka lodówka, która mieściła wielopaki i galony. Materac zamiast łóżka. Złudzenie. Siedzieli we czwórkę na podłodze, bo tak było bliżej do siebie, bo krzeseł było za mało. Rozmawiali o pierdołach i o tym, co dalej. Cedar Creek Condo. Mieszkanie na piętrze.
Może... gdyby był tam ktoś, ktoś oprócz, kto potrafiłby spojrzeć w te oczy tak pragnące, i znalazłby w nich te wszystkie połykane łzy. Pod powiekami. Łzy ciągłego niedowierzania. Chwilami rozpaczy tak wielkiej, że zabierała cały świat, powietrze, oddech.
Plan był zupełnie inny.
Miała tylko jego. To właśnie z nim przyleciała tutaj, za ocean, zostawiając w Polsce wszystko, co bliskie i znane. Z nim wiązała wszystko. Całą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Siedem lat dojrzewania, przekomarzeń, poznawania siebie, siebie nawzajem i całej reszty świata. Ten związek musiał się udać, szczególna ona, szczególny on. Miłość, przyjaźń, wspólne wszystko. Wmawiała sobie, że on w końcu to zrozumie, że opamięta się i rzuci dla niej całą masę listów miłosnych od nieznajomych dziewczyn, że porzuci ponętne spojrzenia w innych kierunkach.
Za długo.
O ile?
to be continued...
but on paper only...
będzie książka? !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńOd czegoś trzeba zacząć... zacząć... zacząć... 😀
UsuńMmmmmmm lalalala no dawaj dawaj dziewczyno, co było dalej??
OdpowiedzUsuń