poniedziałek, 30 marca 2015

when I look around...



 when I look around...

Dom. Nasz. Rozglądam się i dostrzegam, że jest dobrze. 
Trochę nieokrzesanie, ale udaje się i z tego wyciągnąć tą naszość.
Nawet w tej chwili pod stołem, przy którym piszę, leżą klocki, drewniane tory z długaśną kolejką, dwie mega ciężarówki, zmieścił się też wózek dla lalek i talerzyk ze skórkami od chleba. Po kolacji.
Na oknie dekoracje, moje, nieśmiało przypominają, że to Wielki Tydzień. Bo pogoda zaprzecza.
W kącie badyle, znad Jeziora Bodeńskiego i pobliskiego brzozowego lasku. 
Słucham przepięknej muzyki, ostatnio niemal wyłącznie "Ostatniego" Andrzeja. Czuję głębię kontrabasów pod skórą, a pod palcami biało czarne klawisze. 
Jest dobrze. W naszym domu.



















...when I look at the mirror...


No nic, wygląda na to, że klamka zapadła. Muszę naprawdę i rzetelnie zacząć się odchudzać.
Ostatnio kupiona prześliczna tunika, w kolorze nieba o zmierzchu (czyt. ciemnoniebieski) pękła przy szwie. W ramionach! Nieodwracalnie. Nie do naprawienia. A piersi nie powiększałam!
Oddałam. Wymieniłam na nową...w tym samym rozmiarze, jako zachęta, mobilizacja, dowód winy. A drugą kupiłam w rozmiarze większym, czyli akurat na teraz pasującym.
Marzę o czekoladzie, która leży wiem gdzie i czeka na moją słabość. Dziś się nie dam.
A jutro? Pozostaje tylko pić. Wodę. W końcu Wielki Post.

7 komentarzy:

  1. Najważniejsze, że dom ostoją jest! Że bezpieczeństwo i luz zapewnia. Że nogi na kanapie można wyciągnąć. I że te zabawki nie przeszkadzają, ale cieszą :)

    Ech... Te zbędne kilogramy. Wciąż zaprzątają nam głowy, choć wcale nie powinny. Wychodzi na to, że szczuplejsi trosk mają mniej, bo nie muszą się nimi przejmować. Niestety, "mam tak samo jak Ty...". Nie dalej jak dziś wysłałam mężowi maila, do pracy. A w mailu takie oto słowa zamieściłam: "Kochanie,
    masz to na piśmie - zabraniam Ci kupować mi jakiekolwiek słodycze! Nieważne czy będę prosić, błagać, czy może rozkazywać. Nie wolno Ci i już. W domu nie chcę widzieć żadnych cukierków ani czekolad. Czego oczy nie widzą... Dla siebie wybieraj proszę takie rzeczy, za którymi ja nie przepadam - będzie mi łatwiej.
    A jeśli sama dam się skusić i przywiozę coś słodkiego ze sklepu, zabierz mi to, schowaj, ale wyrzuć. Masz moje pozwolenie. I nie przejmuj się, że będę się na Ciebie za to złościć. Przejdzie mi :) Jak zawsze ;)".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha:) uśmiałam się:) niestety u mnie musiałabym dodać "nie kupuj NAM", bo mój ukochany pochłania nieprzyzwoite i wszelkie ilości czekolady i słodyczy, o których istnieniu wie. Ja często załapuję się na ostatnią kostkę lub tylko opakowanie:) Łasuch. A Twój Aniu Mąż spełnia Twoje prośby?:)

      Usuń
    2. Spełnia, spełnia :)

      Usuń
  2. To wielka sztuka stworzyć taki prawdziwy dom. U CIebie Aniu aż chce się przysiąść. I właśnie dlatego że są klocki rozrzucone i skórki od chleba. Bo to prawdziwe jest.
    O kilogramach się nie wypowiadam.... Trzeba podobać się sobie a waga nie ma znaczenia
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Doroto - zawsze mam Cię zapytać, jak lubisz, żeby się do Ciebie zwracać: Dorotko czy Doroto czy jeszcze inaczej? Ja się sobie podobam, gdy patrzę w lustro w łazience, czyli od łokci w górę:) Gorzej, gdy oglądam się na zdjęciach i w przymierzalniach, mam wtedy o sobie zgoła inne mniemanie, jakbym patrzyła na inną osobę!:) Te parę kilo mniej dodałoby mi skrzydeł. Wiem, bo już raz tego doświadczyłam:)

      Usuń
  3. Ależ piękny dom stworzyłaś! Przecudne zdjęcia i dekoracje! Ten pęknięty szew to na pewno bubel produkcyjny, jesteś b. atrakcyjną kobietą, więc nie zadręczaj się. Uściski :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Udało się wyłapać w naszym domku ogarnięte fragmenty - a to dzięki gościom i przemiłym wizytom marcowym - w tym Mamankowym:)

      Usuń