wtorek, 14 lipca 2015

Lauterbrunnen

Zanim zabrałam się za tego posta, dowiedziałam się od Mamy w Dużym Brązowym Domu, że dolina Lauterbrunnental była inspiracją J.R.R. Tolkiena do stworzenia krainy elfów! Lauterbrunnen to Rivendell:)
Nie dziwię się...kraina elfów... jest magicznie:)

*******************
Kiedyś...
Magicznie było już trzy lata temu, gdy dojechaliśmy tu z małym Jankiem (miał pół roczku i w zanadrzu ospę) i Marysią (miała wtedy 3 latka i trochę). Kolejka linowa, pociąg, znowu kolejka i to przesiadką, a na końcu autobus. A my z głębokim wózkiem. Daliśmy radę i nikogo nie dziwił nasz zapał. Dobrnęliśmy do jedynej otwartej wówczas knajpy w miasteczku Murren, gdzie piwo kosztowało tyle, co u nas cała skrzynka. Ja w kącie z Johnym przy piersi, a do knajpy wchodzi trzech bardzo rosłych, bardzo brodatych, specyficznie zabrudzonych i przygarbionych gości. Nie mam pojęcia, czym się zajmowali, my określiliśmy ich jako drwali. Machnęli po wielkim kuflu piwa, a ja zastanawia się do dziś, kto był dla kogo bardziej egzotycznym zjawiskiem, w tej położonej na wysokości 1650 m npm knajpie, w długi weekend majowy 2012 roku, z marznącą mgłą na wyciągnięcie ręki...







**********************

Dziś
Ta sama trasa, ale pogoda przepiękna, koniec czerwca, słonko i wręcz upalna temperatura. Dla turystów przygotowana jest podróż w kilku etapach: kolejka linowa z Lauterbrunnen do Grutschalp, dalej małym pociągiem do Murren. Spacer po wiosce - skansenie i powrót ponownie kolejką linową, i to z przesiadką, na sam dół. Na koniec autobus, który dowozi "dnem" doliny do Lauterbrunnen.

Kraina nie tylko elfów, ale i wodospadów. Raj dla motolotniarzy. Murren jest śliczne. Domy i hotele wybudowane lub wbite w naprawdę strome zbocza. Ogródki warzywne starannie wpasowane między stare drewniane budynki, stanowiły niemal dekorację. Kwiaty, pelargonie, lawenda i trzmiele. Sklepiki z markową, super drogą odzieżą i pamiątkami. Baza wypadowa na narty zimą. Szczyt Schilthorn gdzieś ponad nami, ze słynną obracającą się restauracją (kręcono tam jedną z części Jamesa Bonda).
My szukamy - gorączkowo - cienia i lodów sorbetowych. Wpisujemy się do pamiątkowej księgi w małym drewnianym kościółku, w którym nie od razu udaje mi się znaleźć krzyż.
Mnóstwo turystów, wagony pełne, dzieci z nosami przy szybie. Jak elfy. W czapeczkach z daszkiem...











a to TA knajpa:)









6 komentarzy:

  1. To Wy prawdziwi wyczynowcy jesteście, żadne warunki Wam nie straszne :))
    A czy Marysia pamiętała coś w poprzedniej wyprawy, gdy się tam znów znalazła?
    No z takich dwóch opcji, to ja zdecydowanie wybieram wyprawę w czerwcu, pogoda i widoki - niesamowite.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Marysia pamiętała, że wtedy karmiła zamieszkałe na campingu kaczki:) Wie, że była w Szwajcarii, ale wspomnienia ma raczej mgliste. oprócz tych kaczek:)

      Usuń
  2. A drwale pojawili się tym razem w owej knajpce?? Piękne zdjęcia, piękna podróż :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weszłam oczywiście do tej knajpy, chciałam się powzruszać, pomacać, zajrzeć do kibelka (przewijałam tam Janka, bo toaleta wyposażona we wszelkie udogodnienia), ale stanęła przede mną pani i po swojemu dość groźnie o coś zapytała:) Nie dała mi szansy nacieszyć się tą chwilą! Pomacałam więc tylko framugę i pocałowaliśmy się z Mężem czule:)

      Usuń
    2. A to małpa jakaś, powspominać nie dała :((

      Usuń
  3. Ależ pięknie! Co za widoki! No i przez Ciebie już kolejne wakacje planuję;p Cudownie:) Buziaki wielkie.

    OdpowiedzUsuń