Zanim zabrałam się za tego posta, dowiedziałam się od Mamy w Dużym Brązowym Domu, że dolina Lauterbrunnental była inspiracją J.R.R. Tolkiena do stworzenia krainy elfów! Lauterbrunnen to Rivendell:)
Nie dziwię się...kraina elfów... jest magicznie:)
*******************
Kiedyś...
Magicznie było już trzy lata temu, gdy dojechaliśmy tu z małym Jankiem (miał pół roczku i w zanadrzu ospę) i Marysią (miała wtedy 3 latka i trochę). Kolejka linowa, pociąg, znowu kolejka i to przesiadką, a na końcu autobus. A my z głębokim wózkiem. Daliśmy radę i nikogo nie dziwił nasz zapał. Dobrnęliśmy do jedynej otwartej wówczas knajpy w miasteczku Murren, gdzie piwo kosztowało tyle, co u nas cała skrzynka. Ja w kącie z Johnym przy piersi, a do knajpy wchodzi trzech bardzo rosłych, bardzo brodatych, specyficznie zabrudzonych i przygarbionych gości. Nie mam pojęcia, czym się zajmowali, my określiliśmy ich jako drwali. Machnęli po wielkim kuflu piwa, a ja zastanawia się do dziś, kto był dla kogo bardziej egzotycznym zjawiskiem, w tej położonej na wysokości 1650 m npm knajpie, w długi weekend majowy 2012 roku, z marznącą mgłą na wyciągnięcie ręki...
**********************
Dziś
Ta sama trasa, ale pogoda przepiękna, koniec czerwca, słonko i wręcz upalna temperatura. Dla turystów przygotowana jest podróż w kilku etapach: kolejka linowa z Lauterbrunnen do Grutschalp, dalej małym pociągiem do Murren. Spacer po wiosce - skansenie i powrót ponownie kolejką linową, i to z przesiadką, na sam dół. Na koniec autobus, który dowozi "dnem" doliny do Lauterbrunnen.
Kraina nie tylko elfów, ale i wodospadów. Raj dla motolotniarzy. Murren jest śliczne. Domy i hotele wybudowane lub wbite w naprawdę strome zbocza. Ogródki warzywne starannie wpasowane między stare drewniane budynki, stanowiły niemal dekorację. Kwiaty, pelargonie, lawenda i trzmiele. Sklepiki z markową, super drogą odzieżą i pamiątkami. Baza wypadowa na narty zimą. Szczyt Schilthorn gdzieś ponad nami, ze słynną obracającą się restauracją (kręcono tam jedną z części Jamesa Bonda).
My szukamy - gorączkowo - cienia i lodów sorbetowych. Wpisujemy się do pamiątkowej księgi w małym drewnianym kościółku, w którym nie od razu udaje mi się znaleźć krzyż.
Mnóstwo turystów, wagony pełne, dzieci z nosami przy szybie. Jak elfy. W czapeczkach z daszkiem...
a to TA knajpa:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
Założyłam mojego bloga, żeby pisać. Tak naprawdę pisałam już dużo wcześniej, ale pod innym szyldem, głównie o dzieciach, częściowo tylko up...
-
Ja naprawdę uwielbiam podróże. Choćby wiało, bujało i bolało. Uwielbiam. Skąd pomysł na Bornholm? A czy potrzeba na niego "pomysłu...
-
Zajrzałam wczoraj do zapisanych kiedyś na blogu postów. Lubię do nich wracać. Przy niektórych nie chce mi się wierzyć, że to już tyle czas...
To Wy prawdziwi wyczynowcy jesteście, żadne warunki Wam nie straszne :))
OdpowiedzUsuńA czy Marysia pamiętała coś w poprzedniej wyprawy, gdy się tam znów znalazła?
No z takich dwóch opcji, to ja zdecydowanie wybieram wyprawę w czerwcu, pogoda i widoki - niesamowite.
:) Marysia pamiętała, że wtedy karmiła zamieszkałe na campingu kaczki:) Wie, że była w Szwajcarii, ale wspomnienia ma raczej mgliste. oprócz tych kaczek:)
UsuńA drwale pojawili się tym razem w owej knajpce?? Piękne zdjęcia, piękna podróż :))
OdpowiedzUsuńWeszłam oczywiście do tej knajpy, chciałam się powzruszać, pomacać, zajrzeć do kibelka (przewijałam tam Janka, bo toaleta wyposażona we wszelkie udogodnienia), ale stanęła przede mną pani i po swojemu dość groźnie o coś zapytała:) Nie dała mi szansy nacieszyć się tą chwilą! Pomacałam więc tylko framugę i pocałowaliśmy się z Mężem czule:)
UsuńA to małpa jakaś, powspominać nie dała :((
UsuńAleż pięknie! Co za widoki! No i przez Ciebie już kolejne wakacje planuję;p Cudownie:) Buziaki wielkie.
OdpowiedzUsuń