Kiedy przed urlopem zdradzałam znajomym, dokąd się wybieramy, większość kiwała głowami, że drogo, że "no, no...przecież franciszek tak wysoko stoi". No cóż, decyzja o wakacjach w Szwajcarii zapadła przed skokiem kursu, a poza tym, jak się naprawdę chce, to można znaleźć i taniej i oszczędniej i nie mniej zachwycająco.
Czasem przeliczać po prostu nie wypada.
A czasem... trzeba wstać wcześniej, żeby zdążyć na pierwszy kurs, tańszy o połowę od wszystkich pozostałych...
0836 Ticket
Odjazd dokładnie o 8:36, bilet za 52 CHF tam i z powrotem dla jednej dorosłej osoby! I to po zniżce:)
Parowa ciuchcia, pod górę pcha wagoniki, wracając je ciągnie.
Prędkość: nie więcej, niż siedem kilometrów na godzinę.
Trasa: 7,6 km
Startujemy z poziomu 566 mnpm, stacja końcowa leży na 2244 mnpm - dzieciom przydały się lizaki, żeby odwrócić ich uwagę od zatykających się uszu.
Szczęśliwie nie zabrakło dla nas miejsc, choć baliśmy się, że wyprzedzi nas autokar turystów z... nie będę może podawać z jakiego państwa...może innym razem wspomnę...
Widoki i cel podróży przerosły nasze oczekiwania. Terkocząca kolejka, poruszająca się w ślimaczym tempie i szarpanym rytmie (oprócz standardowych szyn, miała dodatkową zębatkę dla bezpieczeństwa podróżnych) pokonała najpierw pasmo drzew i ciemnych, wilgotnych tuneli. Zerkaliśmy za siebie, w dół, wypatrując widoku miasteczka i jeziora Brienz.
Ten wybrzuszony półwysep, to nasz camping:)
A potem...usłyszeliśmy dzwonki, a naszym oczom ukazał się widok alpejskiej łąki. Idealna baza do reklamy milky, czyli krowy w kolorze karmelu, z ogromnymi złotymi dzwonkami pod brodą, soczysta zieleń doskonale... przygryzionych traw i biel górskich szczytów. Ostre słońce i błękit nieba. Sielsko anielsko.
A my ciągle wyżej i wyżej!
Górna stacja - Rothorn, powietrze ciężkie, krótki spacer pod górę w stronę restauracji szybko wywołuje zadyszkę. Słońce świeci mocno, dlatego - pomimo wysokości - wcale nie jest zimno. Przed nami, a raczej u naszych stóp, rozpościera się przepiękna panorama Alp Berneńskich, słynna Jungfraujoch (4158 m) i najwyższy szczyt tego pasma Finsteraarhorn (4273 m). Napawamy się widokiem ośnieżonych skał, miękkości zielonych zboczy i niemniej morsko zielonej barwy jeziora Brienz.
W takich chwilach buzia sama się śmieje. Oddech uspokaja, myśli układają.
Czułam, że odrywam się od ziemi, że jestem ponad, daleko, wolno...
Wystarczy przymknąć powieki, pozwolić wiatrowi smagać twarz ciepłym górskim powiewem...
Problemy...jeśli jeszcze jakieś w pamięci pozostały, ulatują w powietrze jak jedwabny szal...
Aniu- to bajka, po prostu bajka! Zakochałam się! Kiedyś tam pojadę, na pewno!
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci tego:) Zasługujemy na takie bajki...
UsuńTo nie do wiary po prostu! Te widoki, kolory (zapachy mogę sobie tylko wyobrazić) !!!
OdpowiedzUsuńPrawdziwy raj!
Istne Rivendell! Przepięknie!
OdpowiedzUsuńA o tym będzie w kolejnym poście:) W Lauterbrunnen również byliśmy:)
UsuńPiękne widoki:)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że kupujemy namiot? Taki duuuży, pięcioosobowy??? Też pojedziemy, a co! Pewnie nie za rok, ale może za dwa, za trzy, jak bliźniaki podrosną :D
OdpowiedzUsuńPięknie mieliście, wyjątkowo!
Super:) Pod namiotem może być normalnie! I na campingu też. Pogadamy o 17:30:)
Usuń