wtorek, 7 lipca 2015

nasza Szwajcaria 2015

Pomimo poddenerwowania i niepokoju, który towarzyszył mi od kilku dni, nasz tegoroczny wyjazd okazał się wyjątkowy.
W pracy niemal wszystko dopięte na ostatni guzik. Nawet, jeśli ten guzik miał być lekko luźny, sprawy domknęłam, przekazałam, amen. Wcześniej z trudem się to udawało, dlatego tym razem byłam bardzo szczęśliwa:)

Pakowanie... no cóż. Podobno na urlop all inclusive zabiera się sukienkę, strój kąpielowy i krem z filtrem. I tu zazdroszczę dylematów co do koloru tej sukienki.
Wyjeżdżając pod namiot do Szwajcarii, gdy prognozy pogody pokazują +30 stopni, a historia temperatur z poprzednich lat +12 stopni C...a trzeba zmieścić jeszcze wielki namiot, materace, krzesełka, stolik, kuchenkę, jedzenie i - obowiązkowo - lampiony, dla dobra nastroju... komentarz zbędny raczej....

Ale...daliśmy radę. W sobotni, zupełnie nie późny wieczór, udało nam się domknąć bagażnik.
Po kilku godzinach snu, dokładnie o 3:10 nad ranem, wyruszyliśmy do Szwajcarii.
My i nasi Sąsiedzi/Znajomi, dzielna Trójka. Ich pierwszy raz na tent-only-inclusive. Bez symulacji pakowania. Po paru modyfikacjach, im również udało się domknąć bagażnik.



Około ósmej byliśmy już przed Hof (Niemcy). Nawigacja wskazuje, że przed nami nadal 672km, czyli co najmniej sześć godzin czystej jazdy. Już podczas poprzednich podróży polubiliśmy niemieckie autostrady - piękne, proste i oczywiste. Ale dopiero teraz doceniliśmy zalety "telewizorków", czyli przenośnych DVD. Wzbraniałam się przed ich zakupem bardzo długo, i nadal czuję, że co za dużo bajek, to niezdrowo, ale ważniejszy okazał się spokój naszych dzieci i cisza w aucie. Cisza w aucie! Przerywana jedynie ich podśmiechiwaniem przy zabawniejszych scenach oglądanych filmików.


Godzinę później przymusowy postój, i to z piskiem opon. Janko połknął mentosa! A kto mu go dał? Mamusia.... Szczęśliwie obyło się bez przykrych konsekwencji, a drops przepadł w Jankowym brzuszku.

12:50
Na horyzoncie, niby odległym, nieśmiało pojawia się zarys górskich pasm. Alpy! Patrzymy na siebie porozumiewawczo, tą trasę już znamy:)  W Lindau spędziliśmy cudowny tydzień sam na sam w zeszłym roku. A widok górskich szczytów, zwłaszcza tych ośnieżonych, to coś, co kochamy.




 I te tunele! Najdłuższy miał 5200 m długości...




Wspomniane Lindau leży nad Jeziorem Bodeńskim, niemal na granicy z Austrią. Zjechaliśmy z autostrady i właśnie austriacką część naszej trasy pokonaliśmy zwykłą drogą, unikając w ten sposób obowiązkowej opłaty za przejazd autostradą.
Całą trasę skrupulatnie, z typową dla siebie pasją, przygotował mój kochany B. Oboje uwielbiamy mapy, stąd również drobiazgowość tego postu. Nawigacja również nam towarzyszy, ale wiemy, że nawet ta najbardziej aktualna lubi wywieźć na manowce.

"Mamusiu, jesteśmy już w Szwarcarii?" - pytanie Janka, przeplatane tysiąc razy tym drugim: "Kiedy dojedziemy?".

Po trzynastu godzinach naszej podróży, zjechaliśmy z autostrady na drogę numer 8. Ostatnie kilkanaście kilometrów okazało się wyjątkowo malownicze, strome i zakręcone. Wiedzieliśmy, że jeszcze tylko trochę...tylko trochę...





Dojechaliśmy! Z łatwością odnaleźliśmy cel naszej podróży - Camping Aaregg.


ciąg dalszy już następuje:)

8 komentarzy:

  1. Już dla samej tej trasy i widoków podczas jazdy warto jechać! Niesamowite!!!
    Ostatnio podczas jazdy w tunelu moja córka stwierdziła, że był zdecydowanie za krótki, więc ten by jej się z pewnością spodobał.
    A co do spokoju w aucie... no cóż, rodzic jest w stanie sporo poświęcić dla tego spokoju ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporo:) Im dłuższa podróż, tym więcej!
      A "telewizorki" zrobiły taką furorę, że dzień po powrocie znaleźliśmy dzieci nasze i sąsiadów siedzące w aucie i oglądające bajki:)

      Usuń
  2. Wspaniala wycieczka!! tak lubie!! Aniu, jak blisko mnie przejezdzalas!!! moglas wpasc na kawke :-) buziaki!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym wiedziała! :) następnym razem będę pamiętać i zapowiem się odpowiednio wcześniej:)

      Usuń
  3. Fajnie opisałaś przygotowania. Wiem ile to nerwów kosztuje, ale później jest z tego śmiech. Na szczęście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie:) I faktycznie wystarczy usiąść w aucie, z mapą i kanapkami, i cały stres mija szybciutko:)

      Usuń
  4. Aniu my ruszamy w sobotę - pokazuje nam 13 godzin. Pan Mąż zgubił wczoraj prawo jazdy !!! I ja sama mam dać temu radę
    Ale cel piękny więc jade
    Pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szerokiej drogi! Mam nadzieję, że podzielisz się wrażeniami? I zdradzisz co to za piękny cel:) uściski!

      Usuń