To jeszcze nie jest post. Jeszcze tak naprawdę nie wróciłam....
Ciało co prawda siedzi na zydelku w naszym domku, ale w głowie i sercu szumią nadal wrażenia naszej kolejnej wspólnej podróży.
Wyciągam z walizki patyki i kamyki. Wszystkie po kolei. Z namaszczeniem. Prawie z nimi rozmawiając. Taka moja słabość. Dowody i skarby. Że byliśmy, widzieliśmy, chłonęliśmy. Każdy szczególny, inny, taki mój. Zrobię z nich dekoracje, powieszę, ustawię.
Nie wiem od czego zacząć. Pomijając pranie:)
Blogowy słodki nałóg przyganiał nad moją głowę kolejne potencjalne tytuły postów podczas całej wyprawy. Już boję się, że nie dam rady opisać tak dokładnie, jak czułam, co czułam, bo umknie, rozproszy się to wspomnienie zanim znajdę czas na komputer, zanim zapiszę...
Szwajcaria zasiadła wygodnie w naszych sercach podczas podróży poślubnej, siedem lat temu. Niemal dokładnie, co do dnia! Przełęcze, alpejskie łąki, z dala od dużych miast i zegarków, ale blisko serów i czekolady. Szwajcarski wysoki standard wszystkiego. I piękno natury, zachwycające, urzekające. Po paru dniach ten nadmiar niesamowitych widoków powoduje znieczulenie na oszołomienie. Niecodzienność staje się oczywistością.
Kolejny raz pojechaliśmy tam już z dziećmi, trzy lata temu, Janek miał pół roku!
Już wtedy pisałam o niej "schludna, przemyślana, spokojna"
Przede mną jeszcze sześć dni urlopu. Czas dla Niego, dzieci, domu, nie internetu.
Ale złamię się, opiszę, bo to pisanie to przeżywanie od nowa. Jeszcze raz przejadę tą trasą, prześpię w namiocie, spojrzę w góry.
Właśnie. To jest jeden z tych tematów, który przyszedł im do głowy na campingu - miejsce, gdzie chodzi się z podniesioną głową. Chodziłam tam z podniesioną głową, z brodą w górze, nosem zadartym, bo widoki nieziemskie...
Witaj ! Aniu, to jest cudowne w tym blogowym świecie, że odczuwając żal, iż nie mogę być wszędzie, spotyka mnie jednocześnie pocieszenie. Wy bywacie tam za mnie. Ty w Szwajcarii, Madzia w Portugalii, Hania na pięknej polskiej Lubelszczyźnie, inna jeszcze gdzieś indziej. Dlatego, zanim zapomnisz podziel się tym z nami. To nas wzbogaci, a Tobie pozwoli przeżyć jeszcze raz. Uściski.
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie napiszę i podzielę się tym, co widziałam i co wspominam najlepiej. Jeszcze dziś ruszamy!:)
UsuńPierwsze, co mi do głowy przychodzi, to "o Boże!", no ale nie wypada przecież...
OdpowiedzUsuńNo ale co innego napisać, kiedy człowiek patrzy na takie widoki? Przecież to raj prawdziwy, a i tak czuję, że po kolejnych Twoich postach opisujących tę wyprawę, jeszcze nie raz mi się takie "o Boże" wyrwie.
W takim miejscu słowo "biwak" nabiera zupełnie innego znaczenia ;))
haha! uśmiałam się przy tym "biwaku":) żebyś Ty widziała nasze pakowanie, ładowanie do auta rzeczy najbardziej niezbędnych na ten biwak!
Usuńoj, widoki przecudne, przywiozłam garść ze sobą (czyt. ponad 800 zdjęć) - będę dawkować:)
Apaczowa - to z pewnością Twoje klimaty, bardzo podobne do Gór Skalistych z Montany:)
Aniu nie uwierzysz, ale już po tym drugim zdjęciu od góry miałam skojarzenia z Montaną :D
UsuńJuż nie mogę się doczekać dawkowania tych zdjęć, to dopiero będzie uczta!
Aniu super że odpoczęłaś Czekam na więcej I może być nie po kolei :-)
OdpowiedzUsuńOdpoczęłam, naprawdę odpoczęłam. Mimo tego, że namiot, dzieci, pichcenie w stylu Makłowicz w podróży...było cudownie:)
UsuńPiękne wspomnienia pozostają z nami na zawsze:) także, to co zobaczymy to nasze. Rozumiem Ciebie dokładnie, bo właśnie wróciliśmy z Barcelony,która wywarła niesamowite wrażenie.Nie omieszkam o tym wspomnieć niebawem:) Pozdrawiam wakacyjnie jeszcze z głową w chmurach
OdpowiedzUsuńAnia
Opisz koniecznie! Wtedy głowa dłużej w chmurach zostaje:)
UsuńI witam Cię serdecznie:)
Ooo, ale Wam fajnie!!! Też tak chcę!
OdpowiedzUsuńTo zapraszam! Kolejne campingowanie w przyszłym roku:)
Usuń